Walentynki z Prusem albo wielogłos o „Placówce” B. Prusa

Walentynkowe wspólne czytanie Prusa już tu jest! Pozwólcie, że najpierw oddam głos gościom, czyli współorganizatorkom, potem sama powiem dwa słowa, a na koniec stanę jeszcze z taką karteczką „tędy dalej”. To co, gotowi? Zatem: zaczynamy!

 

Marta (Leżę i czytam)

 

W „Placówce” Prus wzrusza jak zawsze i zaskakuje – jak nigdy. Dola Ślimaka, gospodarza na dziesięciu morgach utrapienia, budzi współczucie, a szczęśliwy finał powieści – nietypowy dla pisarza, znanego z umiłowania do zakończeń smutnych, tragicznych, niejednoznacznych – jest źródłem konsternacji. Prus doświadcza swego bohatera niczym Bóg biblijnego Hioba. Ślimaka spotkało wiele nieszczęść: utrata inwentarza, zemsta szalonej Zośki, śmierć syna i żony, i nagle „się tak szyćko na dobre odwróciło”. Jak wytłumaczyć tę serię fortunnych przypadków, mającą niewiele wspólnego z logiką powieściowych wydarzeń? Możliwe, że happy end to nagroda dla chłopa za bohaterską walkę z niemieckimi kolonistami o utrzymanie „małej ojczyzny”. Możliwe, że wymaga go idea pisania „ku pokrzepieniu serc”. Możliwe wreszcie, że zakończenie „Placówki” to jeden z najbardziej niewiarygodnych zwrotów akcji w polskiej literaturze.

Ważniejsze jest pytanie o współczesne odczytanie pierwszej powieści Prusa. Jej przesłanie dawno się zdezaktualizowało, podobnie jak realia polskiej wsi drugiej połowy XIX wieku – gospodarze pamiętający czasy pańszczyzny, wierzący w „naturalną” hierarchię i poddańczość wobec dziedzica, oporni wobec cywilizacyjnych zmian – nie pasują do obrazu wsi dzisiejszej. „Placówka”, pozostając powieścią o tematyce chłopskiej, niesie uniwersalne przesłanie o wadze ludzkiej solidarności i zaufania. Czy nie inaczej potoczyłyby się losy Ślimaka, gdyby jego sąsiedzi nie zjednoczyli się wobec kolonistów, zamiast ulegać zawiści o kilka rubli, które wpadły do cudzej zagrody?

„Placówkę” wyróżniają wnikliwe portrety bohaterów – czarno-białe, wielowymiarowe. Ślimak i jego kompania mają w sobie więcej życia niż niejedna postać niefikcyjna. Józef jest pokorny i posłuszny, ale są w nim pokłady gniewu; Grzyb, choć zawistny, jest zdolny do pojednania; nawet wiejski proboszcz ma swoje słabości: przez czyjeś oczy zielone oszalał i zapomina o duszpasterskich obowiązkach. Bohaterowie Prusa „kupują” czytelnika swoją niedoskonałością – Ślimak staje się wiarygodny nie dzięki bohaterskiej walce z kolonistą, lecz przez swe liczne przywary: lenistwo, niesamodzielność, pantoflarstwo. Bardzo ludzkie jest również upatrywanie przez niego źródła krzywd w mocy sprawczej niemieckiego sąsiada, zamiast we własnej niezaradności i nieprzystawalności do zmieniającego się świata.

„Placówka” nie jest moją ulubioną powieścią Prusa. Ale, choć nie najulubieńsza, i tak jest doskonała.

 

Karo (Niekoniecznie Papierowe)

 

Jak ja uwielbiam Prusa! “Lalka” była jedną z moich ulubionych powieści czasów szkolnych, a jej ponowna lektura w zeszłym roku tylko umocniła moje uczucia. Dzięki dziewczynom, Marcie i Pyzie, mogę wciąż na nowo odkrywać tego pisarza. I choć ”Emancypantki” w wielu momentach mnie irytowały, to na dyskusję o “Placówce” czekałam z utęsknieniem. W tej powieści, chronologicznie wcześniejszej niż dwie wspomniane wyżej, znalazłam starego, dobrego Prusa, ale też dokonałam paru odkryć.

Zacznę od końca, bo nie mogę się pozbyć pytania skąd ten happy end? Z jednej strony to nietypowe rozwiązanie jak na Prusa, z drugiej nie opuszcza mnie wrażenie, że mój kochany autor należał do tych, którzy… no cóż… mają problem z tym jak skończyć. W „Placówce” zaserwował nam więc woltę i wersję na poprawę humoru, w „Lalce” i „Emancypantkach” wybrnął trochę lepiej pozostawiając czytelników w niepewności. Zastanawiam się, co zrobił z „Faraonem”.

O czym jeszcze chciałabym z Wami podyskutować? Ujmę to w krótkich żołnierskich słowach: w „Placówce” zaskoczyły i zachwyciły mnie trzy rzeczy. Po pierwsze, opisy wiejskiej okolicy i przemian, jakim ulegała. Może wynika to z osiągnięcia przeze mnie pewnego wieku, ale z czystą przyjemnością czytałam te fragmenty. Nie bez znaczenia jest fakt, że nie były długie i dzięki temu nie zawłaszczyły całej powieści. Po drugie, niezwykłe językowe wyczucie Prusa i to jak za każdym razem dostosowywał słownictwo i sposób wypowiedzi do postaci. Po trzecie zaś, Ślimakowa, która najzwyczajniej w świecie jest fantastyczną babką: bystra, silna, z głową na karku. Bez niej nie byłoby Ślimaka.

Żeby już nie przedłużać i nie zanudzać wspomnę tylko, że odnalazłam w „Placówce” tak przeze mnie uwielbiane poczucie humoru Prusa, zwłaszcza w dialogach Ślimaka z żoną czy scenach we dworze. To jest naprawdę świetna powieść!

 

Asia (Jeden Akapit)

 

Do mniej współczesnej literatury polskiej zawsze podchodzę sceptycznie, jak chyba każdy kto przeżył kilkanaście lat edukacji, jednak „Placówkę” Prusa czyta się naprawdę dobrze. Język jest zrozumiały, pomimo użycia chłopskiej gwary. Nie zmienia to jednak faktu, że główny bohater irytował mnie niezmiernie. Ponieważ, jak było to napisane w komentarzach na końcu mojego wydania, miał pomysłowość, ale brak mu było woli.

Wiele razy miał coś zrobić, myślał o tym, planował to uskutecznić na następny dzień i zawsze coś mu przeszkadzało – głównie jego lenistwo. Potem z tego powodu działo się nieszczęście i uważał, że niesłusznie spotkała go kara boska. Czytając, miałam z tyłu głowy takie wrażenie, że jest on trochę jak Hiob, który przyjmuje to, co na niego spada. I rzeczywiście, jak dla mnie koniec „Placówki” jest potwierdzeniem mojej tezy – stracił wszystko, po czym zyskał na powrót, tyle że nowe. Różnica jest taka, że na Hioba nieszczęścia faktycznie spadały za sprawą istot wyższych, Ślimak zaś w znacznej mierze odpowiadał sam za niepowodzenia, co nie przeszkodziło mu obwiniać wszystkich innych – jak chociażby Owczarza za kradzież koni, choć od wielu dni/tygodni myślał o tym, by kupić zasuwy i kłódki.

Według komentarzy „Placówka” opisuje przywiązanie chłopa do jego ziemi, jednak dla mnie jest to przede wszystkim historia o tym, że choć chłop kocha gospodarstwo i ziemię, na której się urodził, wychował, to jednak nie dba o nie na co dzień – widać to we fragmentach, kiedy ziemia, ptaki, krowa do niego przemawiają, a on puszcze to mimo uszu lub kwituje to „a co ja biedny mogę?”. W moim odczuciu jest to pewien rodzaj patriotyzmu, który uwydatnia się wtedy, kiedy dzieje się nam źle i ktoś chce zabrać coś, przez co sami siebie definiujemy.

Wątków oczywiście można z książki wyciągnąć jeszcze kilka, jednak mi większość przesłoniła irytująca osobowość Ślimaka. W trakcie czytania przypomniałam sobie, że także w „Weselu” Wyspiańskiego był wątek tej niemożności podjęcia działań. I choć skala jest inna – w „Weselu” państwowa, w „Placówce” lokalna – to jednak problem braku woli pozostaje ten sam.

 

Pyza (Pierogi Pruskie)

 

A ja będę przekorna. Bo moim zdaniem „Placówka” nie jest jednak wcale historią o germanizacji polskiego chłopa, jak zwykło się mówić. Po pierwsze, ci „niemieccy” koloniści są mocno niejednoznaczni. To w końcu nie żadne rugi pruskie: rzecz dzieje się w zaborze rosyjskim, koloniści przychodzą ze swojego kraju (na który zresztą narzekają bez ogródek) do obcej ziemi, szukając dobrych warunków do rozwoju. W punkcie wyjścia są na podobnie nieciekawej pozycji, co polscy chłopi. Hamerowie liczą, że uda im się założyć młyn i spłacić wierzycieli, inni – że utrzymają się z tego, co da im ziemia. Wszyscy doznają zawodu, nikt właściwie nie korzysta. Ziemia jest trudną partnerką do negocjacji. Po drugie, zwróćcie uwagę, że tym, co różnicuje chłopów i kolonistów nie jest tak naprawdę język – ci „Niemcy” mówią po polsku, chociażby i z akcentem. Gdyby przyjąć to jako kategorię różnicującą, równie obcy dla chłopa będzie pan ze dwora, który „szwargota” po francusku. Zresztą Prus zwraca na to naszą uwagę, kiedy Ślimak nie kupuje tej nieszczęsnej łąki: odczuwa rosnącą nieufność do „państwa” i ich „szwagierka” właśnie ze względu na język. Tym, co różni – jest wyznanie. A jednak nawet tutaj Prus jest mocno przekorny, bo każe Ślimakom przyglądać się i odczuwać jakąś sakralność w modlitwach podnoszonych przez kolonistów.

Przy tej okazji chciałam też zwrócić uwagę na to, że oni nie są aż tak „obcy”. Córka bakałarza deklaruje, że urodziła się na tych terenach. On sam uczy Jędrka Ślimaka czytać – w jakim języku, Prus nie precyzuje, ale Jagna Ślimakowa nie byłaby chyba taka wdzięczna staremu nauczycielowi, gdyby uczył jej syna po niemiecku, prawda? A jednak obcość jako taka jest niewątpliwie tematem powieści. Raz, że poczynania Ślimaka, który zaczyna zarabiać na handlu, wydają się pozostałym mieszkańcom okolicy nieprzystawalne do godności chłopa – staje się więc nasz bohater „obcym” we własnym otoczeniu. Dwa, że kręci się tutaj ta wieczna karuzela zrzucania swoich krzywd na innych: chłopi nie cierpią panów, panowie gardzą chłopami i Żydami, Żydzi nienawidzą chłopów i tak w kółko, jedno przekłada się na drugie. Ale w „Placówce” Prus nie daje łatwych rozwiązań – i moim zdaniem dlatego też warto tę historię do dzisiaj czytać – bo dostajemy postaci każące się zastanowić nad „powszechnością” zjawisk. Bo jest przecież Jojna Niedoperz, ratujący Ślimaka z najgorszej opresji – w przeciwieństwie do arendarza Josiela, który stara się chłopa pogrążyć. Jest „pański szwagier”, który w naiwny, ale zdaje się, że szczery sposób chciałby zbliżenia na linii wieś-dwór – i jest szlachcianka marząca tylko o sprzedaży majątku i rozrywkach w wielkim mieście.

Skoro więc nie o germanizacji, to o czym, zapytacie? Dla mnie „Placówka” jest świetnym opisem działania chłopskiej mentalności. I nie rozumiem tu „chłopskiej” jako przypisanej wyłącznie do jakiejś jednej grupy – bo czy nie znajdziemy przykładów takiego zachowania i dzisiaj? Prus świetnie opisuje, jak to działa: słomiany zapał, „trzeba by to zrobić w wolnej chwili”, drobne zawiści, drobne lenistwa skutkujące wielkimi zmianami w życiu, próba zrzucania swoich niepowodzeń na innych, chociażby nie miało to ani sensu, ani uzasadnienia. A do tego dzika wiara w to, że źródło naszych porażek nie leży w nas, ale w czymś, co przychodzi z zewnątrz. Tutaj symbolem tego są ci koloniści, w gruncie rzeczy Bogu ducha winni i bliżsi chłopom z doliny Białki niż mogłoby się wydawać.

Dlatego nadal, uważam, warto czytać „Placówkę”. Chociażby na Walentynki.

To teraz jeszcze obiecana karteczka „Proszę tędy”, bo na szerszą wypowiedź zdecydowały się także Marta z Między sklejonymi kartkami i Efka z Old Diary. A my tymczasem wszystkie zapraszamy do rozmowy o „Placówce”. Jak Wasze wrażenia? O czym to właściwie jest? Czy Ślimak da się lubić (i czy to w ogóle potrzebna kategoria)? Czy warto dzisiaj nadal czytać tę powieść? Macie swoje ulubione „placówkowe” postaci?

Comments

  1. Niekoniecznie Papierowa

    Zgadzam się z Pyzą! To w ogóle nie jest powieść o germanizacji, tym bardziej, że Ci „Niemcy” mówią po polsku a oprócz wiary to, co odróżnia ich od polskiego chłopstwa to też kultura i organizacja pracy. Przyjeżdżają zorganizowani i tak samo wyjeżdżają mimo poniesionej porażki.

    Asiu, będę też bronić Ślimaka! Ten jego słomiany zapał jest trochę irytujący, to prawda, ale to jest takie ludzkie. I nie chodzi nawet o to, że mogłabym przytoczyć przykłady osób z pracy (sic!) czy spośród znajomych, którzy są współczesnym wcieleniem Józefa. Nie. Wzbudził on moją sympatię, bo sama bywam (a może nawet i jestem) do niego podobna. 🙂

    1. Post
      Author
      Pyza

      No właśnie, a jednak jakby tak zapytać, to pewnie większość osób odpowiedziałaby, że o walkę z germanizacją chodzi — ja sama przed lekturą byłam przekonana, że „Placówka” opowiada właśnie o tym. Jednak jak to książki przechodzą do kanonu w określony sposób… 😉 Przy czym może tutaj pewną rolę gra film? Przyznaję, że jeszcze go nie widziałam, ale z tego, co piszą w wydaniu krytycznym, faktycznie utrwalił on pewne wątki obecne w powieści bardziej niż inne. Zastanawiam się, jak bez tego klucza interpretować przedśmiertną rozmowę-klątwę-groźbę Jagny i Józefa?

      Mam podobne wrażenia co do Ślimaka: wszyscy bywamy Ślimakami ;-). Pytanie, czy w tym kontekście to jest nazwisko znaczące? Nie myślałam o tym wcześniej, ale trochę się ten nasz bohater śpieszy powoli.

      1. Niekoniecznie Papierowa

        Dlatego tak bardzo lubię wspólne czytania klasyki, podczas których można skonfrontować się z popularnymi wyobrażeniami i uproszczeniami. Filmu też nie widziałam. Myślę, że miał wpływ, podobnie jak historia naszego kraju. Może niektórzy i dzisiaj tak odczytują tę książkę? Przyznaję, że muszę sobie odświeżyć rozmowę Jagny i Józefa, jak tylko wieczorem dotrę do domu.

        Nie pomyślałam o tym, że nazwisko Ślimaka może mieć takie znaczenie, ale ten pomysł mi się podoba. 🙂

        1. Jeden akapit

          Ależ drogie Pani, brońcie Ślimaka! Zwykle bohaterowie, którzy nas denerwują, albo przedstawiają sobą kogoś całkowicie innego od nas, albo wręcz przeciwnie – są uosobieniem przywar, które sami widzimy w sobie 😉 Podobała mi się zdanie z tekstu Marty: bohaterowie Prusa „kupują” czytelnika swoją niedoskonałością. Są ludzcy, nawet jeśli denerwują, dlatego tak dobrze się to czyta. Kto z nas czasami nie wpada w „karuzelę zrzucania swoich krzywd na innych”. Do tego widzę, że nie tylko ja miała skojarzenie z biblijnych Hiobem.
          Ja także byłam oczarowana opisaną wiejską okolicą i oczyma wyobraźni wyraźnie widziałam pole, folwarki, rzekę Białkę, czy nawet wzgórze, na którym Niemcy chcieli postawić wiatrak („Poczekaj Fryc…”).
          I też muszę przyznać, że ujęło mnie poczucie humoru. Naprawdę sporo razy uśmiechałam się pod nosem przy niektórych fragmentach, a najbardziej ubawił mnie przebudzony na gnojówce Ślimak, który po popijawie z sołtysem stwierdził, że cosik się źle czuje i to z pewnością dlatego, że krupnik jaglany był za gorący… I dziś znam osobę, która wmawiała, że zaszkodziło jej wegańskie jedzenie – bo przecież nie wypity wieczorem alkohol. Także ten wątek jak najbardziej aktualny 😉

          1. Między sklejonymi kartkami

            To ja się odniosę do kwestii germanizacji, bo ona zajęła mnie najbardziej. Problem widzę w tym, że Prus najpierw zbudował mocny obraz antyniemiecki, a dopiero potem zaczął pokazywać wielowymiarowość całej sytuacji, w związku z czym to to pierwsze zapada mocniej w pamięć. I dla mnie jest to duża wada, zwłaszcza że przez wiele lat była to lektura. Poza tym nie jest to tylko antygermanizm, ale też antysemityzm i on już, pomijając Jojnę, nijak łagodzony nie jest.

            I Ślimak świetny jest, nie pozwolę go obrażać! 😀

            1. Post
              Author
              Pyza

              @Między sklejonymi kartkami, odniosę się do tego antysemityzmu, bo wydaje mi się, że to za prosta diagnoza. Masz oczywiście rację, kiedy piszesz o tym, że Prus opisuje „złą grupę” i „dobre jednostki” — ale mam wrażenie, że Josiel jest takim wyraźnym czarnym charakterem nie przez przynależność do grupy, ale przez to, że jest po prostu bezwzględnym kapitalistą. Zastąpiłabym tutaj kwestie religijne kwestiami klasowo-ekonomicznymi (taka jest w każdym razie moja interpretacja tego wątku).

              A swoją drogą scenę z kuligiem Żeromski potem powtórzył w „Popiołach” :-). Aż mnie zdumiało, jak się na nią natknęłam, bo wiedziałam, że skądś ją kojarzę ;-). To tak a propos tego, o czym wspominasz, czyli możliwości czytania „Placówki” jako historii upadku szlachty. Ja bym ją jednak czytała raczej jako historię uwłaszczenia chłopów, stąd właściwie ta szlachta może sobie zniknąć na początku — bo już nie jest istotna.

          2. Post
            Author
            Pyza

            @Niekoniecznie Papierowa, to prawda, w ogóle mam czasami wrażenie, że dana książka jest zupełnie o czymś innym niż zawsze myślałam na podstawie zasłyszanych głosów. W ramach anegdoty muszę opowiedzieć krótką historię ;-). Otóż dawno temu moja Mama (aktualnie wypiera się udziału w tej historii, twierdząc, że coś zmyślam ;-)) opowiadała mi o „Placówce” jako opowieści o sporze chłopa polskiego z Niemcami — tutaj jeszcze nie ma nic dziwnego — z głównym bohaterem nazywającym się Ślimak, ponieważ miał jedną nogę :-D. Całą lekturę czekałam, jak możecie sobie wyobrazić, kiedy wreszcie Ślimak straci tę nogę!

            @Jeden Akapit, poczucie humoru Prusa nie opuszcza nawet w historii o Hiobie, ale myślę, że w tym przejawia się kunszt tego pisarza, że tragedię umie przełamać komedią. Moja ulubiona jest scena targowania się o krowę: trochę slapstick, ale jak dobrze zrobiony! 🙂

            1. Niekoniecznie Papierowa

              @Pyza, bardzo mi się podoba historia o jednorogim 😉 Ślimaku! W obronie Mamy mogę tylko napisać, że po pierwszym przeczytaniu „Lalki” Wokulski był dla mnie skrzywdzonym przez złą kobietę, a okazało się, że to zwykły stalker. Na razie. Za 15 lat na pewno zmieni się znowu!

              @Między sklejonymi kartkami, chwilę się zastanawiałam nad antysemityzmem w „Placówce”, ale jeżeli pada w tej powieści słowo Żydek to z ust bohatera, który ewidentnie ma na pieńku z Josielem albo nie może odżałować, że to nie on zgarnia profity. A że łatwo Josiel manipuluje chłopami? Podobnie robił pan z dworu, więc odczytywałabym to jako przedstawienie stosunków panujących wówczas na wsi, gdzie historycznie największymi „kapitalistami” byli Żydzi.

              @Jeden akapit, jeżeli chodzi o scenę spania w gnojówce i tłumaczenia Ślimaka można by zakrzyknąć samo życie! W ogóle, im dłużej dyskutujemy tym bardziej współczesny w charakterze wydaje mi się główny bohater. 😉

              1. Jeden akapit

                @Pyza, tak, scena targowania się jak najbardziej też ulubiona, szczególnie że prowadzi do sceny na gnojówce 😉 A historia Ślimaka, który traci nogę to mógłby naprawdę jeszcze większy hit i jeszcze bardziej mógłby się poczuć jak „współczesny” Hiob. Pytanie, czy wraz z happy endem zyskałby nową, tak jak wszystko inne? 😛

                @Niekoniecznie Papierowa, mnie bardziej niż ten domniemany antysemityzm (do którego mam trochę stosunek taki jak Ty, czyli że opiera się on bardziej na niechęci do kapitalizmu i danego człowieka, a nie grupy jako całości), zastanawiał ten stosunek do Niemców. Bo niby wiemy, do czego Prus uderzał, jaki było podłoże tej historii, ale jednocześnie mimo wszystko Ci Niemcy trochę temu Ślimakowi pomogli, poza faktem, że mu uprzykrzyli też życie. W każdym razie ja mam po lekturze odczucie, że trochę mi ich jednak szkoda. Oczywiście, że mieli swój interes, ale nie byli aż tak zawzięci jak inni chłopi, którzy przyszli ratować Ślimaka dopiero po interwencji proboszcza, też nieco wątpliwej moralności.

                1. Post
                  Author
                  Pyza

                  @Niekoniecznie Papierowa, ja tu upatruję jakiegoś splecenia się wątków Owczarza i Ślimaka, może z domieszką Kuby z „Chłopów” ;-). Ale to prawda, czasami wydaje się nam, że książka była zupełnie, ale to zupełnie o czymś innym i potrafimy sobie domyślić całą historię!

                  @Niekoniecznie Papierowa, @Między sklejonymi kartkami, @Jeden Akapit – zastanawiam się cały czas nad tą kwestią antysemityzmu. Bo wychodzą tu bardzo różne rzeczy, a chyba brakuje nam dobrej podstawy, to znaczy: co właściwie uznałybyście za przejaw antysemityzmu w „Placówce”? Ja się przychylam do zdania Karo, że to kwestie „kapitalistyczne” różnicują tutaj chłopów i Żydów. Dlatego Jojna jest pozytywnym, a Josiel negatywnym bohaterem. I kiedy młody Grzyb wpada w jego sidła, również staje się złym bohaterem. Z drugiej strony, chociaż zasadniczo lepiej uposażeni (choć czy na pewno?) tacy Hermanowie nie są już moim zdaniem jednoznacznie negatywnie opisywani przez Prusa. Także konflikt ekonomiczno-klasowy czy wyznaniowo-narodowościowy? A może jeszcze inaczej trzeba by zadać to pytanie?

                  Podobnie jest właśnie z tymi „Niemcami”. To kolejni „obcy” w przestrzeni wsi — po Żydach i szlachcie — ale wydają się dosyć sensowni. Chodzi im o pracę, pomagają Ślimakowi, chociaż ten — tak właściwie, jakby na to spojrzeć — robi ich w konia, właściwie nie robią nic przemocą. Bo ja szczerze mówiąc czekałam na jakieś przemocowe akty, a doczekałam się tylko jednej sceny o takim wydźwięku: kiedy Ślimakowi odmawia się pracy przy kolei. A i tu okazuje się (po rozmowie z proboszczem), że mógł tam spokojnie pracować, gdyby się postarał, tylko — jak to Ślimakowi — nie chciało mu się, skoro raz mu odmówiono.

                  A jak już przy tym jesteśmy: bardzo podobała mi się postać księdza. Była w ciekawy sposób niejednoznaczna. Bo to taka kolejna postać graniczna: trochę przynależy tu, trochę tam, stara się, upada, nie wychodzi mu, podnosi się, ale czy jego działania prowadzą ku dobremu, czy ku utrzymaniu status quo, trudno powiedzieć. A co Wy o niej sądzicie?

                  1. Niekoniecznie Papierowa

                    Pyzo, zgadzam się w całej rozciągłości. I jeżeli chodzi o portretowanie Niemców (czyż nie mniej życie uprzykrzyli mu polscy chłopi?), i o Żydów. Nawet pański dwór nie robią jakiejś okropnej krzywdy Ślimakowi.

                    Postać księdza jest świetna! Po prostu ludzka z nieprzyzwoitymi marzeniami i ulegająca słabościom. Myślę, że on sam byłby za utrzymaniem status quo z odrobinę większą dawką dobra. Ale tylko dlatego, że mógłby odetchnąć z ulgą, że dobrze wykonuje swoją posługę i tym samym drobne grzeszki zostaną mu wybaczone. 😉

                    1. Post
                      Author
                      Pyza

                      Ano tak, moim zdaniem też na jakość życia Ślimaka koloniści nie mają wielkiego wpływu — albo może inaczej: mają go w mniejszym stopniu niż taki Josiel czy sąsiedzi. Efka dobrze to ujęła w swojej notce, opisując nastawienie wsi do Ślimaka. Bardziej po prostu przerażają naszego bohatera, bo są najwyraźniejszą „obcą” komponentą w krajobrazie Białki, tak mi się wydaje.

                      Dobrze ujęte! Podoba mi się właśnie, że ta postać nie jest — ze względu na pełnioną funkcję — opisana jako taka zupełnie świetlana. Nawet to, co robi dla Ślimaka, robi, bo chce trochę ulżyć swoim wyrzutom sumienia przecież.

                    2. Między sklejonymi kartkami

                      @Pyzo @Niekonieczniepapierowe Okej, z tym kapitalizmem jest coś na rzeczy, ale zwróćcie też uwagę, że oprócz Josela w tle przewijają się też inni Żydzi, jak jego szwagier należący do szajki złodziejskiej czy ci, którzy zajęli dworek po wyjeździe dziedzica.

                      Chciałam też uściślić, bo po komentarzach u mnie i tutaj wnioskuję, że chyba nie do końca dobrze to wyjaśniłam: nie czepiam się konkretnie poglądów przekazanych przez Prusa, bo on faktycznie poniekąd oddaje sprawiedliwość Niemcom. Czepiam się kompozycji i tego, że negatywny obraz Niemców nie otrzymuje adekwatnie „silnej” dekonstrukcji.

                1. Niekoniecznie Papierowa

                  Barbaro, tego określenia użyła tak naprawdę Marta podczas awantury o „Lalkę”. I ja się z nią zgadzam! Przy ponownej lekturze uderzyło mnie, że Wokulski narzuca się Izabeli i to dość ordynarnie, osacza ją, reguluje różne kwestie finansowe i oczekuje, że rzuci mu się za to w ramiona. To tak oczywiście w dużym uproszczeniu. Bardziej szczegółową dyskusję znajdziesz tutaj: http://pierogipruskie.pl/2017/01/awantura-o-ksiazke-1-albo-wielogos-o/

                  1. Barbara

                    Ok, dzięki, rozumiem, czyli w takim podstawowym sensie. Bo mi się stalker w pierwszej kolejności z Tarkowskim kojarzy, a to chyba nie to :))
                    Idę spojrzeć na dyskusję o Lalce, bo niedawno przeczytałam ponownie, ciekawa jestem.

  2. Leżę-i-czytam

    Skoro dopatrujemy się symboliki w „zwierzęcych” nazwiskach postaci, to jak wyjaśnić miano Jojny Niedoperza? 😉 Nietoperz kojarzy się negatywnie, a Jojna to przecież poczciwiec, który przyczynia się do ocalenia Józefa.
    Karolino – zgadzamy się w kwestii happy endu! Szczęśliwy finał nadaje tej powieści, tak namacalnie realistycznej, rys bajkowości – a ten zupełnie tu nie pasuje. Z dwojga złego, wolałabym tak ulubione przez Prusa zakończenie „otwarte”.
    Zgadzam się z Wami – nie o germanizację tu chodzi, a przynajmniej nie tylko. Dla mnie i tak literacko ciekawsza jest warstwa obyczajowa powieści. „Placówka” to uniwersalna przypowieść o walce z przeciwnościami losu i sile zjednoczenia. Ślimak niewiele by zdziałał, gdyby miał za żonę, dajmy na to, Zośkę, nie Jagnę, i nieprzejednanych sąsiadów, prawda?
    Da się Ślimaka lubić, dlaczego nie? Ma wady, nie jest doskonały, dobrze rozumiemy jego rozterki. I jest to zdrowe psychicznie chłopisko – zrzuca winę na Niemców, ma silne mechanizmy obronne, Freud nie miałby z nim wiele do roboty. Właściwie podobają mi się wszystkie postaci w „Placówce”. Jędrek jest fajny, widać, że nie da sobie w kaszę dmuchać.

    1. Post
      Author
      Pyza

      Nie wiem, czy takie dopatrywanie się działa we wszystkich przypadkach, czy tylko na Ślimaku :-). Ale jeśli już, to może Jojna Niedoperz, bo przychodzi o dziwnych porach, jest taką osobą mediującą: trochę z jednego świata, trochę z drugiego?

      No właśnie, ale w sumie czy to zakończenie jest takie znowu szczęśliwe? Jagna umiera, nowa żona Ślimaka głównie na niego narzeka… I ten powrót do bogactwa jest w gruncie rzeczy tylko pozornym happy endem, bo to bogactwo bardzo mocno zależne od widzimisię sąsiadów?

      Marto, podoba mi się ten Freud :-D! No właśnie, Ślimak zrzuca winę na kolonistów, ale to taka „magiczna” wiara w to, że oni są winni jego niepowodzeniom. A swoich zaniedbań zdaje się nie dostrzegać.

      Mnie a propos Jędrka ciekawią jego dalsze losy, bo Ślimak wciąż jednak powtarzał, że „nie będzie z niego chłopa”.

      1. karolina.ja

        Nietoperz może być o tyle znaczący, że nietoperze garną się wieczorami do światła (a zatem i ludzi), a ludzie nie za bardzo mają ochotę z nimi przebywać. Czy to nie jest dobry opis Jojny?

        W ogóle to bardzo mi się „Placówka” podobała. Te fragmenty z rozmów na temat wiary i różnic między żydami, katolikami i protestantami były cudowne (i niestety aktualne, niektóre z nich brzmiały jak cytaty z rozmów z moimi znajomymi). Uśmiałam się przy tym bardzo, ale to był taki śmiech z refleksją, bo Prus świetnie oddaje uprzedzenia, które do dziś tkwią w ludziach.

        Dla mnie to jest powieść o tym, jak może się różnić los człowieka, wsi, narodu, jeśli porzuci się zawiść, jest się w stanie odsunąć nieporozumienia i współpracować. Niemieccy koloniści to potrafią, polscy chłopi uczą się tego dopiero na koniec. I myślę, że stąd to dobre zakończenie, żeby pokazać, ile może taka drobna zmiana. Smutne, że jako naród nadal mamy tę lekcję nieodrobioną.

        A jeśli chodzi o to, że Ślimakowi w zakończeniu dostaje się nowa żona… Przecież on bez żony nic nie potrafi zrobić – wyboru nie było. 😉

        1. Post
          Author
          Pyza

          @karolina.ja – o, ta interpretacja nazwiska Jojny podoba mi się znacznie bardziej niż moja :-).

          Szczerze mówiąc, zastanawiam się nad tym wątkiem współpracy polskich chłopów. Bo ona jest dość wymuszona i w gruncie rzeczy nie wiem, na ile szczera. Tam się cały czas tlą urazy, cały czas Grzyb chce jednak być wyżej niż Ślimak w hierarchii. Szybko załatwić nowy ożenek — wciągnąć dawnego wroga w swoją orbitę, z korzyścią dla siebie, nie dla wspólnoty. Koloniści są bardziej zwartą grupą, wieś zaś ciągle się kłóci.

        2. Leżę-i-czytam

          Bardzo mi się ta interpretacja nazwiska Niedoperza – Nietoperza podoba! 🙂 Coraz bardziej przekonuje się do przypadkowej myśli, że nazwiska u Prusa są bardzo znaczące (w „Lalce” i „Emancypantkach” bywają ironicznie prześmiewcze, tu – jakże symboliczne!)

      2. Leżę-i-czytam

        @Pyzo, narzekanie Gawędziny traktowałabym w kategoriach humorystycznych – wahania hormonalne w ciąży robią swoje ;-). A swoją drogą, mimo iż nie poznajemy „osobiście” nowej żony Ślimaka (jedynie z opinii innych lub narratora), od razu widać, że jest zupełnie inna niż Jagna…
        Co do Jędrka: bardzo możliwe, że chłopa z niego nie będzie, a przynajmniej nie takiego, jakiego ma na myśli Ślimak: spolegliwego i pokornego wobec dziedzica. Jędrek, jeśli żyłby z ziemi, byłby gospodarzem „nowoczesnym”. Ma zaledwie 13 lat, a nie czuje żadnego respektu ani przed kolonistami, ani przed dziedzicem. Jest krnąbrny – jako jedyny kwestionuje zastany porządek. Ma przed sobą przyszłość!
        Podoba mi się historia z jedną ślimaczą nogą! Nazwisko Józefa nabiera podwójnie symbolicznego znaczenia: gdyby nie ten niespodziewany zwrot akcji w zakończeniu, Józef poszedłby gdzieś za Bug, z niesionym na plecach, ocalałym z pożogi dobytkiem (tak jak ślimak, który nosi swój domek ze sobą).

        1. Post
          Author
          Pyza

          Nie zgodziłabym się, że to tylko kwestia ciąży: Gawędzina wyraźnie czuje się lepsza od Ślimaka, Grzyb trochę mydli mu oczy mówiąc, że ona tak się pali do tego małżeństwa. Czuje się raczej jego zbawczynią w trudnej sytuacji i zaznacza, jak wiele od niej zależy, i w jak kiepskiej sytuacji byłby Ślimak, gdyby nie jej zgoda na małżeństwo. To pewnie też sposób Prusa na odróżnienie nowej i starej żony naszego bohatera: masz rację, że nowej nie widzimy „w akcji”, więc trochę inaczej na to wszystko trzeba patrzeć.

          No tak, Jędrek to to nowe pokolenie, które już nie pamięta pańszczyzny. Nie jest więc w ogóle przywiązany do tych form, w których nadal tkwi jego ojciec. Co ciekawe jednak — zobacz, że nie widzimy jego reakcji na zastaną rzeczywistość po powrocie z więzienia!

          O proszę, symbolika „ślimakowatości” nam się rozrasta :-D.

  3. Barbara

    Dwie rzeczy mnie zaciekawiły w Twoim, Pyzo, opisie: niejednoznaczność „obcych” czy też „Niemców” (no, ale kto z Prus pochodzi, takiej niejednoznaczności nie dostrzeć nie ma prawa ;)), a po drugie sprawa chłopskiej mentalności, która, moim zdaniem, rządzi w Polsce od dziesięcio- jeśli nie stuleci. Tak więc, choć „Placówki” nie czytałam, zachęciło mnie to wielce i być może sięgnę, tym bardziej, że Prusa bardzo lubię.

    1. Post
      Author
      Pyza

      „Placówkę” bardzo warto, moim zdaniem, przeczytać, okazuje się właśnie zupełnie nieoczekiwanie współczesna, jak też widać po naszej dyskusji (warto poznać samego Ślimaka, a jakże!). No i właśnie ci „Niemcy”-„nieNiemcy”, z którymi nie wiadomo do końca, co zrobić.

  4. Post
    Author
    Pyza

    Ponieważ nie opanowałam do końca osadzania komentarzy w wątku, a pod tematem skończyło się miejsce, muszę odpowiedzieć tutaj, bo wątek arcyciekawy:

    @Między sklejonymi kartkami, to prawda, ale czy ci Żydzi nie są też właśnie związani z tym wątkiem „kapitalistycznym”, nazwijmy go w ten sposób? Ci z szajki są powiązani z Josielem, wiemy, że on jest głową całego przedsięwzięcia. Ci z dworu z kolei też reprezentują ten nowy ekonomiczny ład, w którym rządzi pieniądz. Tak teraz jeszcze pomyślałam, że tam, gdzie do gry wchodzi pieniądz, u Prusa zmienia się w ogóle kwestia religijna czy narodowościowa: pamiętacie, jak zmienia się sposób pisania o Żydach w „Lalce”, kiedy przejmują sklep Wokulskiego? Tam już nie chodzi o to, jakiego są wyznania — ale właśnie o tę władzę pieniądza, która zmienia ludzi.

    Zastanawiam się nad tą dekonstrukcją: ale czy ona nie jest obecna przez skupienie się pisarza na jednostkach właśnie? Na bakałarzu, jego córce, nawet na — było nie było: tragedii Hamerów, których rodzina się rozpada, bo nie mogą zbudować młyna i bankrutują?

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.