Kilka niepokojących oznak, że ma się za dużo książek albo refleksje z remontu

Jak zapewne wiecie,
ponieważ niespecjalnie się z tym kryłam, remontowaliśmy z
Domownikiem własnymi siłami przez prawie całe lato. Dzięki temu
przeczytałam mniej, ale ile otworzyło się możliwości stwarzania
sobie przytulnych miejsc do czytania w całym domu…! No, a przede
wszystkim, jak to z remontami bywa: było wiele okazji do
przenoszenia książek, układania książek, wynoszenia książek –
generalnie zaś do snucia uwag na temat ilości książek, którą
trzeba było przenieść, wynieść, ułożyć… No, łapiecie
generalnie, o co chodzi.

Dlatego postanowiłam
zanotować kilka spostrzeżeń. Wpis ma oczywiście charakter taki,
by traktować go z przymrużeniem oka, ale jeśli część z tych
uwag została przypadkiem wypowiedziana lub pomyślana w trakcie
wylewania potu, łez i krwi (uwaga na narzędzia), to nie był to
zupełny przypadek. Także podobieństwo do wszelkich itp. itd.
pozostaje.

[1] Jeśli
w trakcie pięknego letniego spaceru terroryzujesz rodzinę, że
koniecznie, absolutnie i nie ma w ogóle innej opcji musicie skręcić
w kierunku odległej filii bibliotecznej, gdyż albowiem tam właśnie
jest ten Jeden Jedyny Egzemplarz książki, którą właśnie chcecie
zacząć, bo jutro sobota i biblioteki zamknięte, no i nie ma, nie
ma wyjścia… A miesiąc później odkrywacie, że na regale stoi
sobie ta właśnie książka, bo kiedyś okazyjnie za grosze
kupiliście ją „na zaś” w antykwariacie.

[2] Jeśli
postanawiacie część
stojących wolno szafek zmienić na szafki na książki, przerabiacie
skrzynię od łóżka na regał, kupujecie półki, wszystko stoi i
wygląda pięknie… A i tak okazuje się, że – jeśli oczywiście
zamarzyło się Wam układać książki alfabetycznie – autorów od
Z do Ż trzeba albo wynieść już chyba tylko do łazienki, albo
Wasz wspaniały plan posiadania choć jednego pomieszczenia z
uporządkowanym księgozbiorem spali na panewce.

[2a] W
ten sposób Zweig wędruje na półkę z seriami, bo akurat jest
idealne miejsce, a Zelazny, Żeromski i Żuławski okazują się
wcale źle nie wyglądać leżąc poziomo (choć nie tak wspaniale,
jak widzieliście to oczyma duszy swojej zanim się okazało, że za
Worcellem już naprawdę nic się nie zmieści).

[3] Jeśli
wpadacie na genialny pomysł, że regał ustawiony nie przy ścianie
daje możliwość ustawiania książek z obu stron tak, że wszystko
widać i nie powstają żadne zapomniane drugie rzędy… A potem
okazuje się, że w pokoju absolutnie nie da się dojść do okna,
Kot dostaje wariacji, bo nie ma gdzie usiąść, a cały
pokój stwarza wrażenie, że przeszło przez niego tornado, w
dodatku zaś jest ciemno (ale przynajmniej książki ładnie stoją…).

[3a] W
ten sposób meblowanie trwa trzy razy dłużej, a przestawianie i
ponowne układanie książek kończycie tuż przed przyjściem gości,
co do których nie chcecie, żeby ujrzeli Was wśród zasp książek,
mamroczących niewyraźnie „T, gdzie jest T…”.

[4] Jeśli
najdzie Was myśl „czy my naprawdę potrzebujemy tych wszystkich
książek” i zaczniecie zdejmować z półek rzeczy, których nigdy
nie mieliście zamiaru czytać oraz – magiczne słowo – dublety…
I w tej magicznej chwili okaże się, że macie dwa (!) dublety „Ojca
i syna” Karola Bunscha, a nikt w Waszym domostwie nie jest nawet
specjalnym fanem Bunscha.
 
 
 

[5] Jeśli
Wasz Kot zaczyna się uskarżać,
że wszystkie krzesła i fotele są zajęte przez stosy książek na
tyle wysokie, że absolutnie nie da rady się na nich położyć.
Próbował, zlatuje.

[6] Jeśli
wpadacie na genialną myśl wykorzystania komódki, żeby ułożyć
tam coś w rodzaju coffee
table books
,
tyle że zamiast albumów stawiacie tam same grube i poważnie
wyglądające książki (wiadomo: nie ma ich na regale, co za
oszczędność miejsca)… I okazuje się, że owszem, macie teraz
przyjemny dla oka rząd zacnie wyglądających ksiąg, ale jakoś
specjalnie nie uwolniło to miejsca na regale (patrz: przygody
Stefana Zweiga w domowym księgozbiorze).

[7]
Jeśli
po tygodniu od ułożenia wszystkich książek, otarcia potu z czoła
i napawania się tym, jak wszystko ładnie stoi, znajdziecie nagle
jedną powieść, która powinna wylądować pod „R”, a pod „R”
absolutnie nie ma miejsca, więc musi stanąć pod „P”, albo –
o zgrozo! o horrorze! – nad „W”… A dwa dni później, już
bez palpitacji i trzepotów serca odnajdujecie kolejną powieść pod
„R”, która stała na półeczce „koniecznie zaraz przeczytać”
i zupełnie o niej zapomnieliście.

To
może oznaczać, że trochę nie panujecie nad księgozbiorem. I tak,
wyciągnąwszy tę cenną naukę chyba muszę się z tym po prostu
pogodzić. I
przeczytać wreszcie „Ojca i syna” Bunscha, w harmonii na trzy
egzemplarze.

Comments

    1. Post
      Author
    1. Post
      Author
      admin

      Uff, czyli to nie tak, że się zapomina przez wzgląd na ewentualny bałagan, po prostu może się to przytrafić (muszę chyba zacząć rozmyślać nad tym, kto byłby potencjalnie chętny na dublet Bunscha ;-)).

    2. Piotr (zacofany.w.lekturze)

      Chodziło o książkę, której jeszcze nie czytałem, więc funkcjonuje ona tylko połowicznie w mojej świadomości. A poza tym wolałem zaryzykować i wziąć, niż nie wziąć i potem żałować 🙂 Tym razem wypadł zonk 😛 Bunscha nie wezmę, jakoś mi nie wchodził w młodości 🙂

    3. Post
      Author
      admin

      No, też prawda — chociaż przez i mój, i Domownika zły zwyczaj "wezmę tę książkę, bo jest za 2 zł / ubytkują ją z biblioteki / co tak będzie leżała w piwnicy" mamy sporo takich nieprzeczytanych i przez to połowicznie funkcjonujących w świadomości czytelniczej ;-). Co do Bunscha to sama nie wiem, jak go reklamować, bo lektura jeszcze przede mną :-D.

    4. Piotr (zacofany.w.lekturze)

      Długie lata wychodziłem z założenia, że książka jeść nie woła. Potem zrobiłem jedną wielką falę czystek, po której śladu nie zostało. Teraz na bieżąco pozbywam się wszystkich niechcianych i średniaków. Panie w bibliotece zaczynają świecić blaskiem na mój widok 😛

    5. Post
      Author
      admin

      Tylko że, ze względu na upodobania, mam głównie starsze książki, często właśnie ubytki z bibliotek, więc oddawanie ich tam z powrotem odpada ;-). Ale właśnie: jeść nie woła, coś się wymyśli :-).

    6. Post
      Author
  1. Claudette

    Przeżywałam całkiem niedawno rozterki związane z przeprowadzką książek i muszę przyznać, że znam ten ból! U mnie było o tyle prościej, że przeprowadzał się z mego domu rodzinnego do mnie cały regał wraz z zawartością, a zatem wcześniej zrobiłam… zdjęcia całych półek z planem przeniesienia ich na miejscu. Oczywiście okazało się, że kilkanaście tytułów oddałam lub pożyczyłam mamie w trakcie przepakowywania i wolne miejsce mogłam zapełnić książkami, które już gdzieś tam poupychane stały w mym domu. Nie było to proste, gdyż mój regał jest dość wąski, więc mam problem z grubymi, dużymi tomami, takimi powiedzmy "niewymiarowymi". Męczyłam się z tym dwa dni, ale w końcu się udało.

    Nie stosuję przy tym żadnych alfabetycznych porządków, raczej układam tak jak pasuje na półce, z paroma zastrzeżeniami – książki tego samego autora stoją razem, książki z dzieciństwa razem, serie też razem. O reszcie decydują wymiary poszczególnych tomów 🙂

    Ledwo zdążyłam się nacieszyć utworzonym porządkiem, a już przede mną wizja kolejnej przeprowadzki (co prawda najwcześniej w przyszłym roku) i już się boję!

    P.S. Dubletów na razie nie mam (miałam jeden, ale wynikający z tego, że książkę, którą już miałam ktoś mi podarował), lecz już łapię się czasami na tym, że coś widzę w promocji i już, już wrzucam do koszyka, aż uświadamiam sobie, iż ja ten tytuł przecież mam.

    1. Post
      Author
      admin

      A, to prawda, dla serii zrobiłam wyjątek, stoją razem obok innych ułożonych alfabetycznie :-). Natomiast co do wymiarów, to właśnie układ alfabetyczny pozwala ominąć dylemat "ta książka jest mała, ta duża, może jednak je przestawię, żeby wyglądały jakoś równiej" ;-). Układaliśmy też książki poziomo (oszczędność miejsca), ale jakoś mnie denerwowało to, jak wyglądają — niby mała rzecz, a jednak (no i niewygodnie się z nich jednak wtedy korzysta).

      Pomysł ze zdjęciem regału — doskonały!

    2. Claudette

      Seria faktycznie pomaga zniwelować problem wymiarowy, ale zazwyczaj serie nie zajmują mi całej półki, więc coś jeszcze muszę postawić obok i tutaj już wymiar jest istotny.

      Nie lubię układać książek poziomo, ale to konieczność, bo niestety muszę w 100% wykorzystywać regałowe miejsce, gdyż mam go za mało. I tutaj z pomocą najlepiej przychodzą książki o podobnych wymiarach, w tym podobnej (niedużej) grubości. Mam całe naręcza takich idealnych "poziomych" książek, które zawsze upycham na regale 🙂

      Cieszę się, że pomysł ze zdjęciem regału Ci się podoba, bo moja rodzina nazwała mnie, nie mniej nie więcej tylko maniakalnym szaleńcem 😀

      Dla mnie najgorszy jest koszmar drugich rzędów, a takowe niestety wciąż posiadam. Liczę na to, że jeżeli przeprowadzka przyszłoroczna (lub jakakolwiek w niedalekiej przyszłości) uda się to może wreszcie pozbędę się drugich rzędów!

    3. Post
      Author
      admin

      No właśnie, jeszcze poziome książki na pionowych — to jest w porządku, trochę delikatnych, ale dających się wytrzymać zniszczeń, wszystko widać. Gorzej, kiedy wszystkie stoją poziomo, okazuje się, że średnio umiem z nich wtedy korzystać, bo taki układ jest dla mnie słabo czytelny. Takie odkrycie przy remoncie ;-). Natomiast drugie rzędy, no tak, to moja stała rozkmina ;-). Z tym że daje pewne miłe zaskoczenia w rodzaju "o, a jednak miałam tę książkę!" ;-).

  2. Bukowina

    Taak, prawie wszystko się zgadza 😀 Poza tym, że nikt w moim domu nie miał nigdy odwagi, by te książki uporządkować i skatalogować. Za katalog robi głowa taty, niezastąpiona niestety tylko w jego dziedzinie, czyli książek historycznych. Wiele razy leciałam po lekturę do biblioteki by potem przekonać się, że mamy w domu jej trzy wydania. Dublety to norma, bo moi rodzice gromadzili książki jeszcze zanim się poznali, a mieli podobny gust… Niestety, wdałam się w nich i moje książki w ciągu roku rozmnożyły się z trzech w trzydzieści. Władze akademika nie przewidziały, że student może mieć tyle książek, więc część niesławnie leży w kartonie pod łóżkiem a największe tomiszcze (poezja oświecenia) robi za podkładkę pod laptopa. Boje się co będzie dalej, bo w tym roku mam zamiar zgromadzić całą kolekcję Dostojewskiego… Chyba pora ruszyć na jakąś wymianę książek…

    1. Post
      Author
      admin

      Wymiany, prezenty, biblioteki, jest kilka sposobów, jak się okazuje, żeby chociaż trochę to okiełznać :-). A co do łączenia księgozbiorów: fakt, pojawia się wtedy sporo dubletów, jeśli gusta czytelnicze są zbliżone, ale jest też sporo radości pod tytułem "zawsze chciałam mieć tę książkę, jak miło, że ją masz, mamy ją razem teraz" ;-).

    2. Post
      Author
    3. Post
      Author
      admin

      Obejrzałam ostatnio "The Squid and the Whale" (swoją drogą polecam) i tam jednym z dominujących wątków w czasie rozwodu dwójki profesorów literatury jest właśnie odkładanie sobie na bok książek, które chce się zatrzymać, w tajemnicy przed tym drugim.

    4. Post
      Author
    1. Post
      Author
      admin

      To też ;-). Ale myślę, że może być i tak, że wszystko się obstawi półkami, a książki wciąż będą się nie mieścić :-D.

    1. Post
      Author
      admin

      No wiadomo, przyjemnie jest mieć książki, ale sytuacja, w której myślisz sobie, że naprawdę z chęcią miałabyś ich mniej, bo ich sprzątanie jest pracochłonne (nawet bardzo) skłania ku takim przemyśleniom :-).

  3. Zarzyczka

    Przy czytaniu posta zorientowałam się, że ja mam aż trzy dublety książek Bunscha. Ale ja i tata jesteśmy fanami, więc gdyby nas naszło jednocześnie na czytanie, jesteśmy zabezpieczeni 😉 A co do moich książek – leżą sobie grzecznie w dwóch, coraz bardziej zapchanych biblioteczkach i zaczynam myśleć o trzeciej. Mniej więcej wiem, gdzie co jest. Mniej więcej 😉

    1. Post
      Author
      admin

      Ooo, czyli Bunsch może się tak wcale tajemniczo nie rozmnaża :-). A powiedz, co byś polecała do poczytania dla osoby, która jeszcze nie miała tej przyjemności? "Ojca i syna" właśnie może…? 🙂 Bo pora zacząć powoli czytać tę półkę Bunscha, która się uzbierała w mieszkaniu :-).

    2. Zarzyczka

      Polecam "Imiennika", powieść z czasów Bolesława Śmiałego. To moja ulubiona powieść Bunscha, no może oprócz trylogii o Aleksandrze Wielkim. Oczywiście "Imiennik" to jeden z moich dubletów 🙂

    3. Post
      Author
      admin

      Tego akurat nie mam, ale będę miała na uwadze :-). U mnie na półce stoją (oprócz dubletów "Ojca i syna" ;-)) "Aleksander", "Odnowiciel", "Dzikowy skarb" i "Bezkrólewie" (chyba o niczym nie zapomniałam). Tak się najbardziej łaszę póki co na "Dzikowy skarb".

    4. Zarzyczka

      "Dzikowy skarb" też jest całkiem, całkiem. Ja mam wszystkie piastowskie powieści Bunscha z wyjątkiem "Braci" i trylogię o Aleksandrze. A i tak ze zdziwieniem przekonałam się, że najwięcej w biblioteczce mam książek Żeromskiego. Tata połaszczył się dawno temu na pełne wydanie jego dzieł. W sumie nie bardzo wiadomo dlaczego, skoro za Żeromskim nie przepada 😉

    5. Post
      Author
      admin

      "Dzikowy skarb" na pewno w końcu przeczytam, będę oczywiście informowała na blogu :-). A co do Żeromskiego: może on ma naturalny talent do plenienia się po domowych zbiorach? U nas też go sporo, fanowstwo umiarkowane, dzieł zebranych brak — ale rozumiem chęć Twojego Taty do posiadania takowych: u nas w ten sposób wylądował na przykład cały Bałucki (choć właśnie: wielkiego fana w domu brak ;-)).

    1. Post
      Author
  4. Luka Rhei

    Może tego się nie spodziewasz, ale… z prawdziwą (ale przyjemną)zazdrością czytałam Twój wpis 🙂 Jak ja bym chciała mieć już przy sobie wszystkie moje książki, a nie kilka wybranych, na które i tak brakuje miejsca w wynajmowanym mieszkaniu. Reszta stoi sobie w domu rodzinnym i czeka na lepsze czasy. Gdy wracam do nich na chwilę, to mam wrażenie, że się gniewają 😉 Tak, bardzo chcę już układać stosy książek i dumać, gdzie się zmieszczą. Przyznaj,że to jednak przyjemna sprawa 🙂

    1. Post
      Author
      admin

      Przyjemna, ale muszę dodać, że my te stosy tak właśnie w mieszkaniu wynajmowanym, z cichą grozą w oczach, że kiedyś trzeba je będzie znowu przeprowadzać ;-). A o domu, w którym będą wreszcie wszystkie książki, też marzę, choć po remoncie mam na razie serdecznie dość ich układania i przekładania, na jakiś czas wystarczy :-).

  5. Beata P.

    Świetny wpis! I tak bardzo Cię rozumiem… Pracując w księgarni, mam to właściwie na co dzień: uporządkuję swoje działy, wszystko jest idealnie i WTEM… przychodzi dostawa! I trzeba wszystko układać jeszcze raz, przy okazji dbając o to, żeby klienci byli w stanie wyciągnąć maksymalnie ściśnięte książki z półki;) O swoim domowym księgozbiorze może nawet nie będę wspominać, bo panuje tutaj niezły chaos i – tradycyjnie – brak miejsca na nowe książki. A te się oczywiście pojawiają. Życie;)

    1. Post
      Author
      admin

      O rety, faktycznie praca w księgarni pod tym względem musi być straszliwa — na szczęście, jak zakładam, ma jednak sporo plusów wynagradzających ciągłe przestawianie książek :-). A czy na przykład biedny klient, który nie może czasami odstawić książki idealnie na miejsce (na przykład przez ścisk) jest w skali "denerwujące" bliżej "i nigdy tu już nie przychodź!" czy "no cóż, zdarza się, niejedno już widziałam" :-)?

  6. Rozkminy Hadyny

    Cudowny felietonik Ci wyszedł! Co prawda nigdy nawet nie próbowałam układać książek alfabetycznie – zawsze bardziej do mnie przemawiały ogólne kategorie gatunkowo-krajowe – ale rozumiem Twój ból. Co prawda nie mam takiego księgozbioru ani nie planuję remontu, ale ledwie parę miesięcy temu ułożyłam wszystkie książki tak, jak chciałam, a tu znajdują się co trochę nowe zdobycze albo wyniesione gdzieś indziej egzemplarze, na które nie ma miejsca w ładnie ułożonych rzędach… Ech, te bibliofilskie problemy.

    1. Post
      Author
      admin

      Dziękuję :-). Ten układ alfabetyczny to u nas od jakiegoś czasu próba radzenia sobie ze zbiorami — odkąd w wyniku splotu okoliczności dostaliśmy kilka kartonów starych powieści, wyrzucanych z biblioteki i nagle zrobiło się tego za dużo na rozsądne grupowanie. I to prawda, że człowiek poukłada, poukłada, a potem dochodzą nowe — na razie zrobiłam ogólną półkę na "nowe" (co ma też zapobiegać sytuacji, w której zapominam, że coś dostałam / kupiłam i biedne stoi i się kurzy), zobaczymy, jak się to sprawdzi :-).

  7. Ytr0001

    Chciałam napisać, że z powodu numer 1 i 4 korzystam z mojego konta na Lubimy Czytać, gdzie mam półkę, na którą dodałam wszystkie moje książki w domu, a potem zdałam sobie sprawę, że ja tam umieszczam jedynie MOJE książki, więc teoretycznie pośród książek rodziców może być coś, co ostatnio kupiłam "bo na pewno nie ma tego w domu". 😉 Albo może być to u babci – jej księgozbioru to w ogóle nie ogarniam (ona sama też nie). 😉
    Właśnie z powodu numer 7 nie ustawiam książek alfabetycznie – ciągle musiałabym coś przestawiać (w sumie to i tak muszę, ale mam wrażenie, że jednak mniej). Najczęściej układam książki tematyką lub krajem pochodzenia autora – fantastyka razem, literatura amerykańska krytyczna wobec współczesnego świata razem itp., natomiast czasem układam je pod względem wielkości, aby na tych stojących pionowo książkach u tej samej wysokości można było położyć na płasko inne. 😀
    Ach, no i nie mam niestety kota, więc wszystkie problemy z nim związane odpadają. Z drugiej strony, wolałabym mieć te problemy wraz z kotem… 😉

    1. Post
      Author
      admin

      Próbowałam robić jakiś rodzaj katalogu, ale jednak nie mam do tego cierpliwości: ani na papierze, ani w pliku, ani na portalu. Pozostaje mi ufać zawodnej pamięci i popełniać gafy ;-). Kiedyś też układałam książki według tematów, ale z powodów wymienionych wyżej zrobiło się to trochę bardziej problematyczne — ale na przykład listy, biografie, te trzymam osobno. Tylko te powieści staram się jednak alfabetycznie ;-).

  8. Qbuś pożera książki

    Ach, mnie zaś czeka (w końcu) w okolicach listopadowych montaż regału. Książki jak na razie uchowane są kartonowo i zakątkowo. Na razie problemów pojemnościowych nie będzie, gdyż kilka worków książek przed przeprowadzką oddałem do biblioteki. Na razie jednak odwlekam decyzje porządkowo-organizacyjne.

    1. Post
      Author
      admin

      Ale montaż regału to jednak poważna decyzja — pociągająca za sobą szereg kolejnych: jak ustawić książki oraz jakim cudem nie wszystko się mieści tak, jak powinno ;-). Trzymam kciuki!

  9. malgorzata_love_books

    Nie umiem pozbywać się ksiaże. Nie układam alfabetycznie, bardziej autorami lub kolekcjami.W tym roku zrobilam sobie swoją bibloteczkę w jednym z pokojow w domu i na nieszczęście moje juz prawie brak mi miejsca .
    Pozdrawiam
    czytanestrony.blogspot.com

    1. Post
      Author
      admin

      No właśnie ja chciałabym się nauczyć rozsądnego pozbywania się książek :-). Są w każdym pokoju i naprawdę brak ich tylko w łazience (tak na stałe) ;-).

  10. Tarnina

    A ja właśnie planuję przeprowadzkę do mieszkania jakieś pięć razy mniejszego niż obecne. Oczywiście z wszystkimi moimi książkami. Nie oznacza to rzecz jasna, że przestałam kupować nowe. Ale drugich rzędów nie będzie, skłaniam się raczej ku wyłożeniu całej dostępnej powierzchni ścian wąskimi regałami 😉

    1. Post
      Author
      admin

      O rety, brzmi jak wyzwanie organizacyjne najwyższego stopnia! Ale faktycznie regały na ścianach są doskonałym pomysłem, mnie się coś takiego marzy od dawna, jak kiedyś przytrafią się własne cztery kąty, to się oregałuję od sufitu do podłogi ;-). Trzymam kciuki i za przeprowadzkę, i za pomyślne ułożenie książek :-)!

  11. Aneta

    Mi marzy się cała ściana książek, na razie prawie połowę, więc za dużo ich nie jest 🙂 ALe faktycznie książek średnich, nietrafionych warto pozbywać się z domu na bieżąco

    1. Post
      Author
      admin

      Tak, taka ściana byłaby super :-). A pozbywanie się książek na bieżąco to chyba najlepsza strategia, gorzej jeśli taka średnia książka ma inne wartości (na przykład była prezentem) i z tego powodu trudno się jej wyrzec ;-).

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.