To fascynujące, że
z czasem samo to, co dzieje się na blogu daje materiał do tego, by
zostać opisanym. Jak wiecie, lubuję się w różnego rodzaju
podsumowaniach i zbieraniu myśli w jednym miejscu, bo dużo frajdy zawsze sprawia mi popatrzenie z
dystansu, co też się wydarzyło i jak wyglądało. Także nie dziwi
Was zapewne, że po roku wspólnego czytania w ramach „Pikników z
klasyką” postanowiłam się im przyjrzeć?
z czasem samo to, co dzieje się na blogu daje materiał do tego, by
zostać opisanym. Jak wiecie, lubuję się w różnego rodzaju
podsumowaniach i zbieraniu myśli w jednym miejscu, bo dużo frajdy zawsze sprawia mi popatrzenie z
dystansu, co też się wydarzyło i jak wyglądało. Także nie dziwi
Was zapewne, że po roku wspólnego czytania w ramach „Pikników z
klasyką” postanowiłam się im przyjrzeć?
Rok temu, kiedy
Pierogi to był taki mały blog (no, teraz nadal jest mały, ale
pomińmy to dla dobra i tradycji prowadzenia takich narracji) Tarnina
zaproponowała, żebyśmy razem prowadziły taką regularną akcję
czytelniczą – raz w miesiącu umawiamy się na jakąś lekturę z
szeroko pojętej klasyki, czytamy ją i piszemy o niej, a potem
dyskutujemy wspólnie. Nie dość, że szalenie się ucieszyłam
(czytanie książki w tym samym czasie niewątpliwie zwiększa szanse
na rozmowę o niej), to jeszcze w ciągu minionego roku przeczytałam
mnóstwo książek właśnie do takiej klasyki należących. A co do
niektórych pewnie miałabym trudności, gdyby nie motywacja w
postaci rozmowy. Oj, zdecydowanie. Podziękowania za wymyślenie
akcji oraz za podsuwanie ciekawych tropów i zawsze frapującą
dyskusję należą się Tarninie (szalenie przyjemnie się z Tobą
piknikuje!). Ale to nie wszystkie podziękowania.
Pierogi to był taki mały blog (no, teraz nadal jest mały, ale
pomińmy to dla dobra i tradycji prowadzenia takich narracji) Tarnina
zaproponowała, żebyśmy razem prowadziły taką regularną akcję
czytelniczą – raz w miesiącu umawiamy się na jakąś lekturę z
szeroko pojętej klasyki, czytamy ją i piszemy o niej, a potem
dyskutujemy wspólnie. Nie dość, że szalenie się ucieszyłam
(czytanie książki w tym samym czasie niewątpliwie zwiększa szanse
na rozmowę o niej), to jeszcze w ciągu minionego roku przeczytałam
mnóstwo książek właśnie do takiej klasyki należących. A co do
niektórych pewnie miałabym trudności, gdyby nie motywacja w
postaci rozmowy. Oj, zdecydowanie. Podziękowania za wymyślenie
akcji oraz za podsuwanie ciekawych tropów i zawsze frapującą
dyskusję należą się Tarninie (szalenie przyjemnie się z Tobą
piknikuje!). Ale to nie wszystkie podziękowania.
No, ale żeby post
ten nie miał takiej opisowej formuły, ani żadnego jubileuszowego
zacięcia, to dla urozmaicenia różnego rodzaju ciekawostki,
inspiracje i inne, wynikłe w związku z piknikami właśnie. Czyli
kilka takich moich piknikowych „naj”.
ten nie miał takiej opisowej formuły, ani żadnego jubileuszowego
zacięcia, to dla urozmaicenia różnego rodzaju ciekawostki,
inspiracje i inne, wynikłe w związku z piknikami właśnie. Czyli
kilka takich moich piknikowych „naj”.
Ilustracje, żeby było klasycznie i o jedzeniu — tu Renoir w bardziej piknikowym nastroju…
Największe
odkrycie: dla mnie niewątpliwie
M. R. James. Jego historie o duchach najpierw mnie mocno straszyły –
a potem straszyły i fascynowały. Zaczytałam się w tekstach
Jamesa, wszystkich, jakie znalazłam, opowiadaniach, sprawiłam sobie
tomik w oryginale, napisałam kilka notek i jeszcze o samym Jamesie
naczytałam się, że, hm, no cóż, aż strach.
odkrycie: dla mnie niewątpliwie
M. R. James. Jego historie o duchach najpierw mnie mocno straszyły –
a potem straszyły i fascynowały. Zaczytałam się w tekstach
Jamesa, wszystkich, jakie znalazłam, opowiadaniach, sprawiłam sobie
tomik w oryginale, napisałam kilka notek i jeszcze o samym Jamesie
naczytałam się, że, hm, no cóż, aż strach.
Najdłuższa
dyskusja: najlepszą oznaką,
że coś działa, jest to, że działa, chociaż ruszyło już jakiś czas temu, i to jak. Najdłuższa
dyskusja właśnie trwa i się rozrasta – i dotyczy „Dzbanu
ciotki Becky”. A możecie znaleźć ją tutaj. Najkrótsza dyskusja, tak dla odmiany, to była ubiegłomiesięczna wymiana opinii o felietonach Prusa (które są szalenie ciekawe i polecam z czystym sercem).
dyskusja: najlepszą oznaką,
że coś działa, jest to, że działa, chociaż ruszyło już jakiś czas temu, i to jak. Najdłuższa
dyskusja właśnie trwa i się rozrasta – i dotyczy „Dzbanu
ciotki Becky”. A możecie znaleźć ją tutaj. Najkrótsza dyskusja, tak dla odmiany, to była ubiegłomiesięczna wymiana opinii o felietonach Prusa (które są szalenie ciekawe i polecam z czystym sercem).
Najgrubsza
książka: największa
gabarytowo była „Samotnia” Charlesa Dickensa, ale największą
przeprawę osobiście miałam z „Popiołami” Stefana Żeromskiego,
które w moim wydaniu były konstytucji nieco lichszej niż
„Samotnia”, ale czytało się je z pewnością dłużej.
książka: największa
gabarytowo była „Samotnia” Charlesa Dickensa, ale największą
przeprawę osobiście miałam z „Popiołami” Stefana Żeromskiego,
które w moim wydaniu były konstytucji nieco lichszej niż
„Samotnia”, ale czytało się je z pewnością dłużej.
Największe
rozczarowanie: dla mnie to bez
wątpienia „Bez dogmatu” Henryka Sienkiewicza. Nastawiłam się
bardzo do tej powieści przychylnie, zresztą nasłuchałam się, że
to jest bardzo ciekawa forma i że taki Sienkiewicz jest czytalny,
zupełnie różniąc się od takiego ustereotypizowanego
Sienkiewicza. Tymczasem kończyłam ją, życząc bohaterowi tak od
jednej czwartej fabuły samych niegodziwości i wpisując go
zdecydowanie na listę bohaterów, których literacko spotykać nie
chcę.
rozczarowanie: dla mnie to bez
wątpienia „Bez dogmatu” Henryka Sienkiewicza. Nastawiłam się
bardzo do tej powieści przychylnie, zresztą nasłuchałam się, że
to jest bardzo ciekawa forma i że taki Sienkiewicz jest czytalny,
zupełnie różniąc się od takiego ustereotypizowanego
Sienkiewicza. Tymczasem kończyłam ją, życząc bohaterowi tak od
jednej czwartej fabuły samych niegodziwości i wpisując go
zdecydowanie na listę bohaterów, których literacko spotykać nie
chcę.
Największe
kontrowersje: Czy Rafał
Olbromski to jest bohater, antybohater, czy zwykły wkurzający
facet, który zaplątał się w fabułę o epokowych wydarzeniach?
Czy „Małe kobietki” są dzisiaj strawne w czytaniu, czy jednak
zbyt się za nimi ciągnie dydaktyczny zapaszek? Czy George Eliot
musiała pisać takie poplątane zdania? No dobrze, wiecie,
generalnie wychodzi na to, że jakimś trafem przy doborze książek
się z Tarniną zgadzamy, to znaczy później okazuje się, że dość
podobnie się na nie zapatrujemy. Ale zdarzają się zażarte
dyskusje dotyczące jakiegoś tematu – mnie w pamięci utkwiły
właśnie te powyższe, z walnym udziałem wszystkich dyskutantów.
kontrowersje: Czy Rafał
Olbromski to jest bohater, antybohater, czy zwykły wkurzający
facet, który zaplątał się w fabułę o epokowych wydarzeniach?
Czy „Małe kobietki” są dzisiaj strawne w czytaniu, czy jednak
zbyt się za nimi ciągnie dydaktyczny zapaszek? Czy George Eliot
musiała pisać takie poplątane zdania? No dobrze, wiecie,
generalnie wychodzi na to, że jakimś trafem przy doborze książek
się z Tarniną zgadzamy, to znaczy później okazuje się, że dość
podobnie się na nie zapatrujemy. Ale zdarzają się zażarte
dyskusje dotyczące jakiegoś tematu – mnie w pamięci utkwiły
właśnie te powyższe, z walnym udziałem wszystkich dyskutantów.
Największe
zaskoczenie: mnie zaskoczyło
na pewno, że Anatole France nie pisał ciężkich, egzystencjalnych
powieści (a przynajmniej tak sądzę teraz na podstawie „Zbrodni
Sylwestra Bonnard”), ale czytające się szybko, choć nie takie
proste, jakby się wydawało, historie. No i zawsze myślałam, że
to powieść o kimś, kto popełnił naprawdę jakąś zbrodnię,
wiecie, taki hrabia Monte Christo na sali sądowej w końcu XIX
wieku. Muszę zdecydowanie kiedyś napisać o książkach, które po
samych tytułach uważałam za historie o czymś innym, niż są.
zaskoczenie: mnie zaskoczyło
na pewno, że Anatole France nie pisał ciężkich, egzystencjalnych
powieści (a przynajmniej tak sądzę teraz na podstawie „Zbrodni
Sylwestra Bonnard”), ale czytające się szybko, choć nie takie
proste, jakby się wydawało, historie. No i zawsze myślałam, że
to powieść o kimś, kto popełnił naprawdę jakąś zbrodnię,
wiecie, taki hrabia Monte Christo na sali sądowej w końcu XIX
wieku. Muszę zdecydowanie kiedyś napisać o książkach, które po
samych tytułach uważałam za historie o czymś innym, niż są.
…a tu van Gogh w nieco mniej.
Wiecie
też, że bez Was, czytelników i dyskutantów, „Pikniki…” nie
byłyby takie fajne? Cudnie jest zawsze, kiedy dołączacie do nas,
żeby wymienić się wrażeniami z lektury, pogadać o emocjach
bohaterów i względem bohaterów, ponarzekać albo pozachwycać się
daną książką. W zamierzeniu naszym pierwotnym chciałyśmy razem
z Tarniną zachęcić jak najwięcej osób, żeby się przyłączyły
– dlatego strasznie się zawsze cieszę, jak czytacie z nami i
potem rozmawiacie albo przychodzicie podzielić się wrażeniami z
lektury odbytej wcześniej bądź wracacie, żeby skomentować po
doczytaniu. Bo wbrew pozorom okazji do rozmów o książkach — żeby jedna i druga osoba, i trzecia, i czwarta — miały tę akurat książkę w pamięci, nie jest wcale tak dużo. Poza tym blog stwarza i tę okazję, że dołączyć można w naprawdę dowolnym momencie: i po pół roku można wpaść i dodać „hej, a co z…?”.
też, że bez Was, czytelników i dyskutantów, „Pikniki…” nie
byłyby takie fajne? Cudnie jest zawsze, kiedy dołączacie do nas,
żeby wymienić się wrażeniami z lektury, pogadać o emocjach
bohaterów i względem bohaterów, ponarzekać albo pozachwycać się
daną książką. W zamierzeniu naszym pierwotnym chciałyśmy razem
z Tarniną zachęcić jak najwięcej osób, żeby się przyłączyły
– dlatego strasznie się zawsze cieszę, jak czytacie z nami i
potem rozmawiacie albo przychodzicie podzielić się wrażeniami z
lektury odbytej wcześniej bądź wracacie, żeby skomentować po
doczytaniu. Bo wbrew pozorom okazji do rozmów o książkach — żeby jedna i druga osoba, i trzecia, i czwarta — miały tę akurat książkę w pamięci, nie jest wcale tak dużo. Poza tym blog stwarza i tę okazję, że dołączyć można w naprawdę dowolnym momencie: i po pół roku można wpaść i dodać „hej, a co z…?”.
Innymi
słowy: mam nadzieję, że jeszcze sobie będziemy piknikować i że
te czternaście dotychczasowych pikników (bo było też dodatkowe, specjalne halloweenowe wydanie!)
to dobra okazja do spojrzenia na miniony rok piknikowania i punkt
wyjścia na przyszłość. Pomysłów z całą pewnością nie
zabraknie: klasyka to jednak jest teren rozległy, czasami grząski,
a czasami zupełnie fascynujący – nic, tylko stanąć i wybierać,
i układać plany.
słowy: mam nadzieję, że jeszcze sobie będziemy piknikować i że
te czternaście dotychczasowych pikników (bo było też dodatkowe, specjalne halloweenowe wydanie!)
to dobra okazja do spojrzenia na miniony rok piknikowania i punkt
wyjścia na przyszłość. Pomysłów z całą pewnością nie
zabraknie: klasyka to jednak jest teren rozległy, czasami grząski,
a czasami zupełnie fascynujący – nic, tylko stanąć i wybierać,
i układać plany.
Także
raz jeszcze: dziękuję! I do zobaczenia na kolejnym pikniku! A w
czerwcu spotykamy się z Tove Jansson i jej „Córką rzeźbiarza”.
raz jeszcze: dziękuję! I do zobaczenia na kolejnym pikniku! A w
czerwcu spotykamy się z Tove Jansson i jej „Córką rzeźbiarza”.
Comments
Już rok piknikowania?! Nie do wiary, ale ten czas leci… Wspaniałe są te Wasze pikniki – i jakże inspirujące! Jestem wierną fanką i obserwatorką – a co do ostatniego, cały czas żałuję, że zamiast rzeczonego "Dzbana", przeczytałam "Błękitny zamek" (żal spowodowany jest, rzecz jasna, brakiem możliwości podyskutowania "w pełni", bo z perspektywy czytelniczej jestem "Błękitnym…" usatysfakcjonowana).
W blogach najfajniejsza jest ich interaktywność, możliwość wymiany opinii o książkach, więc wszystkie tego typu akcje niezmiernie mi się podobają. Bo cóż to za przyjemność, po prostu przeczytać książkę, jeśli nie ma się możliwości z kimś o niej porozmawiać? (OK, przyjemność zawsze jakaś jest ;-), ale, umówmy się, że bez dyskusji, niepełna!).
Author
Leci, prawda? Sama byłam zdumiona, jak w zeszłym miesiącu stwierdziłam, że to zaraz będzie maj i będzie taka miła rocznica :). Co do "Dzbana…" — wiesz, że zawsze możesz w wolnej chwili przeczytać i przyjść jeszcze podyskutować? To właśnie jest fajne, że w każdej chwili da się włączyć do rozmowy :). A co do rozmawiania: pełna zgoda, jakoś dopełnia to wrażenie z lektury ;).
Pomysł czytania w tym samym momencie oraz potencjalnej dyskusji po jest świetny i zawsze popieram podobne akcje, choć sama pewnie bym się nie wywiązała. Mam tak (co bardzo denerwujące), że lubię czytać w danej chwili coś, czego… nikt nie czyta. Wiem, wiem – nielogiczne 😉 Tym bardziej, że potem jednak chętnie bym o przeczytanej książce podyskutowała, ale… nie ma z kim (ciekawe czemu). Myślę, że dobre wyjście byłoby takie, żeby ktoś w ukryciu czytał to samo, co ja, a potem nagle wyskoczył z czymś typu: "też to ostatnio czytałem! pogadajmy!". Ale tu już się zapędziłam.
Cieszę się, że odkryłaś J.R. Jamesa! 🙂
Author
Wiesz, ale tutaj działają trochę dwie przeciwstawne siły: jedna mówiąca "ale weź, nie wolałabyś poczytać teraz czegoś innego?" i druga spod znaku "ha, przeczytam, bo będzie okazja pogadać". I one się ścierają, coś jak aniołek i diabełek na czytelniczym ramieniu ;).
To konspiracyjne rozwiązanie jest fajne, trzeba tylko odpowiednio dawać znać, co się czyta ;). Wiesz — dużo zdjęć, napomykanie znajomym, rodzinie, czytelnikom bloga, te sprawy ;).
Oj, a jak ja się cieszę :D!
"Pikniki" zmieniły moje życie. Gdybyście z Tarniną nie wymyśliły czytania "Bez dogmatu" nie sięgnęłabym po tę książkę. A jeżeli już, to bym jej nie skończyła. Leon jest najgorszym bohaterem literackim, jakiego spotkałam. Na moim czytniku do tej pory mam zaznaczone jego okropne wypowiedzi. W ogóle chodzi mi po głowie wpis a la "najgłupsze by Leon". Dziękuję!
Author
Kibicuję temu wpisowi! Moje negatywne uczucia w kierunku Leona, jak widać, nie osłabły :]. Zdecydowanie gdyby nie "Pikniki…" to bym "Bez dogmatu" nie doczytała ;).
To już rok? Nie wiadomo, kiedy zleciało! Bardzo lubię pikniki, chociaż z początku nie czytałam piknikowej klasyki, bo zawsze coś innego właśnie mnie zajmowało. Ale ostatnio staram się tak ułożyć lektury, żeby pikinik się zmieścił. Bo faktycznie, ciężko znaleźć osoby czytające to samo w podobnym czasie. Nawet jak czytało się wcześniej, to często się nie pamięta szczegółów… tak miałam z " Bez dogmatu", czytałam 15 lat temu i pamiętałam tylko, żeby nie brać tej książki więcej do ręki, tak mnie bohater wkurzał 🙂
W każdym razie dziękuję za fantastyczny pomysł, oby trwał w kolejnych latach 🙂
Author
No właśnie, u mnie bywa tak, że łapię dołek czytelniczy, a jednak piknik motywuje do tego, że chociaż coś przeczytać :). Chociaż zauważyłam, że odkąd bloguję, to te 2-3 książki w miesiącu czytam nawet w słabszych czytelniczo okresach :).
Widzę, że Leon ma oddane grono fanów :D.
Polecamy się :)!
W końcu mam okazję dołączenia do pikniku! Po roku zmagań z nieszczęsną maturą jestem wolna i mogę czytać to na co mam ochotę. Na razie ciężko się odnaleźć, ale powoli przestawiam się na nowy tryb życia. Zabieram się za "Córkę rzeźbiarza", ale najpierw skończę "Pięć lat kacetu" Grzesiuka, bo myślę że warto 😀 W końcu będę wiedziała o co chodzi, a nie patrzyła z boku i zastanawiała się o co chodzi.
Pozdrawiam 🙂
Author
Przede wszystkim: gratulacje z okazji pomaturnalności :)! Co do Grzesiuka się nie wypowiem, aczkolwiek kojarzy mi się bardzo mocno z liceum, w szkolnej bibliotece jakoś podejrzanie ciężko siadałam niedaleko dzieł zebranych Grzesiuka, mimo że nigdy się jakoś nie skusiłam na ich wypożyczenie ;).
Super, bardzo się cieszę! 🙂
Dziękuję bardzo. Tylko właśnie chyba będę miała problem ze znalezieniem tej książki. Liczę na bibliotekę 😛
Ja przymierzam się do "Pikników…" już od pewnego czasu, ale po prostu nie wyrabiam się w terminach (szczególnie żałuję Prusa, ale mam inne wydanie Kronik – już dawno czytanych).
Od momentu, gdy weszłam w blogi książkowe szukałam jakiejś formy klubu dyskusyjnego. Ale nie mogłam znaleźć odpowiedniego.
Teraz pojawiły się "Pikniki…" – dobre chęci są, ale jeszcze potrzebny czas na czytanie 🙂
Author
Myśmy też miały problem ze zgraniem naszych egzemplarzy Prusa, okazało się, że w mojej bibliotece jest jednak co innego, w końcu udało nam się ustalić te, które były i w moim, i w Tarniny egzemplarzu. Bo Prus jest świetny :). W razie czego wiesz, zawsze można przyjść pogadać po czasie ;).
To prawda, sama czasem mam taką myśl, że kurczę, może nie zdążę? Ale jakoś jednak idzie, motywacja jest przednia :).
Pyzo, ja Ci dziękuję za tak entuzjastyczne przyjęcie mojego pomysłu i za wymyślenie nazwy dla naszej akcji – teraz słowo "piknik" kojarzy mi się przede wszystkim z dyskusją o książce 😉 No i przepraszam, że tak po macoszemu potraktowałam dyskusję o Prusie, chęci były, ale tym razem czasu nie starczyło. Może Prus-bis kiedyś?
Oczywiście przyłączam się też do podziękowań dla wszystkich pozostałych uczestników Pikników! Mam nadzieję, że z nami zostaniecie!
Author
Wiesz,że mi też? Automatycznie jak ktoś rzuca "taka ładna pogoda, może piknik?", myślę coś w rodzaju "a pewnie, dwudziestego" ;). Prus-bis koniecznie, koniecznie! Z chęcią wróciłabym jeszcze do jego publicystyki, ale i powieściowo, i opowiadaniowo też bym z chęcią pogłębiła z nim znajomość :).
🙂