Wczoraj była Barbórka, czego bynajmniej nie przegapiłam, ale poszłam za głosem natchnienia i napisałam o ostatnio czytanej książce. Dzisiaj postanowiłam to nadrobić i sprawdzić, jakież to Barbary-pisarki przychodzą mi na myśl i o jakich mogłabym coś napisać. Po krótkiej kwerendzie okazało się, że są to Barbary cztery, co jakoś koresponduje z wczorajszą datą.
Barbara Hambly: Hambly jest autorką fantastyki, mnie osobiście znaną z cyklu „Zimowe Krainy”. W swoim kanonie fantasy wspomniał o niej Sapkowski i kiedyś znalazłam jej książkę w ramach rytualnego czytania fantasy w ferie (porzuciłam ten zwyczaj, kiedy przestałam mieć ferie, ale chyba niesłusznie) — był to tom drugi, „Zguba smoków”. Pierwszego, jeśli mnie pamięć nie myli, jeszcze wtedy nie było — ale czy dlatego, że wydano u nas najpierw drugi, czy moja biblioteka go nie miała, tego nie pamiętam. W każdym razie: „Zguba smoków” okazała się być interesującą wyprawą do świata, w którym co prawda trzeba pokonać smoka — ale nie jest tak, że jedynie gwoli zdobyciu skarbów czy pokonaniu potwora w ramach bohaterskich czynów. A i bohater taki mało bohaterski — sam się nie poczuwa, inni patrzą na niego koso. W dodatku mamy ciekawą postać kobiecą, którą tak zwane tradycyjne społeczeństwo chciałoby widzieć w jednej z ról, które pełni, a ona wcale z żadnej nie chce rezygnować. No i smutna to jest dosyć książka, gdzie okazuje się, że z tym pokonaniem potwora wcale nie kończy się jakiś etap życia, bo zostaje strach i trauma. Hm, chyba czas najwyższy odświeżyć sobie cykl!
Święta Barbara, bo okazja zobowiązująca. Tu akurat pędzla
Jacoba Cornelisz von Oostsanen (ok. 1520).
Barbara Wachowicz: szukając Barbar parających się pisaniem przeprowadziłam oczywiście także szybką kwerendę domową (krzycząc „Domowniku, jakie znasz pisarki o imieniu Barbara?!”). Domownik obruszył się, że jak mogła nie przyjść mi na pamięć Barbara Wachowicz — a mnie, przyznaję się Wam szczerze, zupełnie nie przyszła. Choć powinna, głównie za sprawą czytanych w zamierzchłej przeszłości „Marii jego życia”, opowieści o kolejnych żonach Sienkiewicza, który tak się składa, ożenił się po kolei z trzema Mariami. Kompletnie nie ostała mi się ta książka w pamięci, ale nie wyrokuję, dlaczego. Poza tym Barbara Wachowicz pisze o harcerstwie, także tym wojennym, oraz o geograficznych śladach polskich pisarzy — można z nią podążyć tropami Żeromskiego, Kasprowicza, Mickiewicza, popodglądać jak kto mieszkał. Ale tu Wam nie doradzę, bo nie sprawdzałam.
Barbara Erskine: z tą pisarką miałam z kolei do czynienia raz, właściwie przypadkiem. Czy może inaczej: szukałam powieści w moim ulubionym schemacie „kobieta-przeprowadzka-nawiedzony dom” i trafiłam do „Dom ech”. Z wierzchu wyglądał całkiem w porządku, więc przyniosłam do domu, a potem nie był aż tak zły, żeby go porzucić. Przy czym nie będę Was czarować: to nie jest literatura najwyższych lotów. Ale taka, żeby się lekko pobać — już tak. Wątek romansowy należałoby pominąć milczeniem, głównie dlatego, że w zestawieniu z nim mity rodu Labdakidów wydają się być niewinną opowiastką rodzinną. Nie sięgnęłam póki co po inne powieści Erskine, ale jeśli czytaliście, koniecznie podzielcie się opinią.
A tu Barbara w środku (1447), autorem
Barbara Kosmowska: przez bardzo długi czas Kosmowska kojarzyła mi się tylko z „Niebieskim autobusem”, dość uczciwą powieścią, z której zapamiętałam głównie motyw wychowywania dziecka w akademiku. W sumie nic dziwnego, bo książkę czytałam mając lat naście (i to mniej naście niż bardziej), a pojawiła się w mym domu rodzinnym przelotnie — ktoś ją pożyczył, leżała w kuchni, to wzięłam się za czytanie. Ku mojemu zdziwieniu jakiś czasu temu dowiedziałam się, że Kosmowska jako autorka kojarzy się dzisiaj bardziej z literaturą dla dzieci i młodzieży — od tej strony zupełnie jej nie znam, więc kolejne pole do czytelniczej eksploracji przede mną.
Tak jak wspominałam: cztery. Chociaż jest ich więcej, to dogłębną czy choćby pobieżną znajomością ich dzieł wykazać się nie mogę. Barbary jako postacie literackie zaś — o, to zupełnie inny temat!
Comments
Ja się utożsamiam z Basią Wołodyjowską 🙂
Author
Tak jak wspominałam na końcu, może o Barbarach-bohaterkach literackich też kiedyś napiszę (kilka by się zebrało!). Ale dzisiaj jest póki co o Barbarach-pisarkach :).
wybacz moje zamotanie 😉 ale o Basi i Panu Michałku to ja bym godzinami mogła pisać 😉
Author
Ależ nie ma sprawy ;).
Myślałam, że wspomnisz o Barbarze Niechcic 😉
Author
Jak się pokuszę na notkę o Barbarach-bohaterkach, na pewno jej nie ominę ;).
Mimo, że Barbara Kosmowska kojarzy się bardziej z literaturą dziecięcą, to chyba ją wybrałabym z podanej czwórki pań o słodkim imieniu Basia, jest najbardziej odpowiednią dla mnie. Z chęcią poznałabym tę powieść, którą Ty przeczytałaś :).
Author
Na pewno było wznowienie, bo widziałam, że ma teraz inną okładkę — kiedy ja ją czytałam (będzie lat temu z piętnaście) wyglądała dość niepozornie, ot, kolejna książka wydana w dość łatwej do pogniecenia okładce, a teraz wygląda bardziej nobliwie. I myślę, że bez trudu dałoby się ją znaleźć w bibliotece :).
Poszukam, ale jak wiesz, "Samotnia" czeka więc póki co, stawiam ją na pierwszym czytelniczym planie 🙂
Uwielbiam pióro Kosmowskiej. Wszystkie Baśki to świetne dziewuszki 😉
Author
Właśnie muszę wypróbować jakąś inną jej powieść za czas jakiś :).
A gdzie Barbara Cartland, ta gwiazda brokatowych romansów? 😀 I Barbara Winklowa, specjalistka od Boya?
Author
Przyznaję szczerze: wiedziałam o istnieniu Barbary Cartland, ale że żadnej jej książki nawet w rękach nie miałam, stwierdziłam, że zostanie w odwodzie (a że czwarty grudnia, cztery Barbary, idealnie się poskładało i została, gdzie została ;)). A Barbarę Winklową kojarzę z przerażającej mnie od lat książki "Śmieszne, makaron rośnie!" i dopiero teraz sprawdziłam, że przecież to ta sama autorka, co "Nad Wisłą i nad Sekwaną"… Ileż to się człowiek dowie przypadkiem :).