Dwa słowa o nieczytaniu albo górą do dołu

 

Dzisiaj, zamiast skupiać się na tym, jak czytać, postanowiłam zastanowić się nad nieczytaniem. Bo czasami, o czym wszyscy wiemy, nie chce nam się czytać. Normalnie zapytałabym: co wtedy zrobić? Jak wyjść z kryzysu? Ale pomyślałam, że może warto sprawę postawić inaczej: czemu nie chce się nam czytać? Z jakich powodów? Lista poniżej to oczywiście powody moje.

„Prze-czytana”: tak się zwykle kończy zbyt duża ilość książek przeczytanych w zbyt krótkim czasie. W pewnym momencie się zatrzymuję i myślę coś w rodzaju „kurczę, tak naprawdę to wcale nie chce mi się czytać”, łapię (na szczęście zwykle krótkotrwały) literkowstręt, wszystko wydaje mi się nie takie, powtarzalne, i wtedy zwykle stwierdzam, że przyszła pora na malutki odwyk, żeby potem móc dalej się cieszyć czytaniem.
Seria nietrafionych wyborów: drugi żelazny punkt na mojej liście pod tytułem „skąd się wziął ten dołek czytelniczy?”. Sięgam po książkę i mnie nie wciąga. Sięgam — okazuje się, że trafiło mi się coś zupełnie nie w moim guście albo „zła książka”. Sięgam — a tam druk taki, że bez lupy nie podchodź. Powody różne, ale ich nagromadzenie w jednym ciągu sprawia, że na czas jakiś potrafię się zniechęcić do czytania. Na szczęście to przemijające. Działa trochę na takiej zasadzie, że natykamy się na błahy, drażniący element, ale ponieważ jesteśmy wystawieni na jego działanie czas dłuższy, faktycznie zaczyna nas to dotykać.
Niestety, czasem tak się zdarza.
Jest tyle książek na świecie: to z kolei nie jest powód, który mnie jakoś od czytania potrafi odwieść (raczej w drugą stronę), ale ponieważ pojawia się często w rozmowach, więc jestem z nim zaznajomiona i postanowiłam go uwzględnić. Otóż zdarzyć się może, że porzucamy czynność lektury na czas jakiś przytłoczeni bezowocnością wysiłku: właśnie przeczytaliśmy całego Tołstoja, ale cóż z tego, skoro zupełnie nie znamy Dumasa. Odhaczyliśmy sobie kanon literatury światowej, ale okazuje się, że najpopularniejszy tańzański poeta, o którym zaczęło się właśnie dużo mówić, pozostaje nam nieznany. I tak dalej, i tym podobne. Tu akurat wychodzę z założenia, że nic straconego — z natury wiadomo, że wszystkiego się nie przeczyta, nie ma nad czym rozpaczać.

I to jest arcydzieło: czyli ponownie utrata wiary, tyle że tym razem — w ludzkość. Że co, że ten autor taki znakomity? A ta książka rzuca publikę na całym świecie na kolana? A to ma być klasyk? Na pewno to znacie, każdy poślizgnął się kiedyś na klasyku albo powszechnie chwalonej nowości. Bywa, że to potrafi zniechęcić albo przynajmniej sprawić, że ocykamy się w sytuacji, w której jakoś tam nie umiemy się dogadać ze współczesnością. Ale i to mija, chyba że pozostaniemy w permanentnym stuporze spod znaku „kiedyś to…! a teraz…!”, czego nie polecam.

A jednak.

Czynniki zewnętrzne: temu poświęciłam osobną notkę (ale to nieco inny temat: bardziej o niemożności czytania niż na pół świadomej rezygnacji). Zaliczyłabym tu jeszcze chorobę, taką co to odbiera chęć na czytanie, a nakazuje wyłącznie spać cięgiem po kilkanaście godzin, jak się ostatnimi czasy po dwakroć przekonałam.

Na pewno taka przerwa od czytania dla higieny umysłowej nie jest niczym złym — ba, jest dość naturalnym stanem rzeczy, podejrzewam, że i dla największego mola książkowego. A Wy? Co Was potrafi zniechęcić na czas jakiś do czytania?

Comments

  1. Ewelina W

    Miałam taki czas. trwał on bardzo długo, bo prawie 2 lata. Moje priorytety się zmieniły. Mała deprecha, brak chęci do życia, natłok zajęć sprawił, że o czytaniu nie chciałam myśleć. Na szczęście wszystko przeszło i teraz znowu kocham czytać! 😉

  2. Miłka Kołakowska

    U mnie w takich sytuacjach powodem jest zły wybór książki, o którym piszesz i to, że nie potrafię książki nie skończyć. Męczę się wtedy, ale chcę dobrnąć do finału. Mam wtedy wrażenie, że mogłabym robić wszystko, tylko nie czytać, bo kojarzy mi się to z wysiłkiem, a nie relaksem. Było, co prawda, kilka wyjątków i wtedy przerwałam lekturę. To chyba dobra decyzja w takim momencie, bo po co czytać na siłę? Dobór złej lektury może być niezłym stoperem w czytaniu, lepiej dobrze zastanowić się, zanim rozpocznie się czytanie. Pozdrawiam 🙂

    1. Post
      Author
      admin

      Tak, wspominałam niedawno o kończeniu książek — na szczęście umiem je porzucać, ale czasami nie chcę i wtedy mam podobnie jak Ty: z trudem zasiadam do czytania, żeby już skończyć, żeby przebrnąć, rezerwuję sobie na to popołudnia, żeby już jak najszybciej przeczytać. Na szczęście takie książki trafiają mi się stosunkowo rzadko.

    1. Post
      Author
  3. Kasia

    Ja przez całe wakacje, co dało kilka miesięcy miałam kryzys czytelniczy. Nie czytałam kompletnie nic. Dopiero w październiku skończyłam książkę, którą męczyłam od dawna i jakoś ruszyłam. W listopadzie udało mi się przeczytać 5 książek.
    Gdy nie mam ochoty czytać to po prostu tego nie robię. Nie chce się zmuszać aby nie kojarzyło mi się jak z przymusem czytania lektur w szkole. To nie wyścigi, ma być dobra zabawa 🙂

    1. Post
      Author
      admin

      Tak, czasami potrzebny jest taki "trigger" — skończy się jakąś książkę i nagle się okazuje, że czytamy aż miło, ale coś nas blokowało. Może powinnam była umieścić też taki podpunkt, bo coś w tym jest: "książka-bloker" ;).

  4. Wietrzyk

    Do tej pory nie znudziłam się czytaniem. Miałam kilkuletni przestój spowodowany obciążeniem w pracy i domu. Byłam tak przemęczona, że po przeczytaniu nawet jednej strony zasypiałam 🙁 Na szczęście mam już to za sobą 🙂

    1. Post
      Author
      admin

      Zdarza się, to prawda. Chyba najczęściej wtedy, kiedy pojawia się jakaś zmiana w życiu i trzeba spróbować dostosować stare nawyki czytelnicze do niej — i może wtedy się zdarzyć, że książki nam na jakiś czas wypadną. Ale zawsze można wrócić, więc nie jest źle ;).

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.