1. Jaka jest Twoja ulubiona książka, zawierająca wątek podróży w czasie?
Od razu na wstępie muszę się zupełnie szczerze przyznać, że lubię tratować książki same w sobie trochę jak podróże w czasie. Lubię bardzo podróż Ijona Tichego przez czas: zaczyna się niewinnie, ot przyszły Ijon wpada sobie samemu do biblioteczki, demolując kawałek pokoju, a potem okazuje się, że nawet samemu sobie nie warto wierzyć w niektóre sprawy. No i tak koniec końców możemy śledzić próby naprawiania historii przez specjalistów od zmiany czasu, których trzeba za niesubordynację i głupie pomysły odsyłać do innych epok… Uwielbiam też, jak można się było domyśleć, „Straż nocną” Pratchetta. Wiem też doskonale, jakiej książki z tym wątkiem nie lubię – czy inaczej, wiem, jaka działała mi na nerwy: „Godzina pąsowej róży”. Kurczę, idea cudowna, ale bohaterka denerwowała mnie przeokropnie, cały czas zachowując się tak, jakby nie wiedziała, co się dzieje. Serio?
2. Jaka jest Twoja ulubiona ekranizacja książki, zawierającej motyw podróży w czasie?
Właściwie chyba nic nie przychodzi mi tu na myśl – już z wyborem książki miałam problem, a teraz jeszcze musiałaby być zekranizowana. Hm. Chyba naprawdę nic nie przychodzi mi na myśl. Ale porządną, lekko steampunkową wersję „Wehikułu czasu” Wellsa to bym zobaczyła!
3. Którego z podróżników w czasie wytypowałabyś, na swojego towarzysz wyprawy i dlaczego?
4. Gdybyś mogła spędzić dwutygodniowy urlop w dowolnym czasie i miejscu, gdzie i kiedy by to było?
Jeśli macie ochotę wziąć mój już nieco, jak widać, zdezelowany wehikuł, to nie krępujcie się (serio)!
Comments
Ciekawe odpowiedzi:) W zasadzie też chetnie odwiedziłabym lata 90 Spojrzenie z dystansu na czasy dzieciństwa na pewno okazałoby sie niezwykłym przeżyciem;)
Moje ulubione powieści o podróżach w czasie to tzw. Oxford time travel series albo Pan Dunworthy i spółka czyli ten cykl o zwariowanych historykach podróżujących w przeszłość autorstwa Connie Willis. Każda z tych książek to perła w swoim stylu. Jak ta kobieta to robi, że wybiera akurat te czasy, które mnie najbardziej interesują, i przesyca swoje książki takimi drobiazgami z epoki, że wszystko staje się żywsze? Jej opowieść o Wielkiej Brytanii z czasów bitwy o Anglię pełna jest takich detali, że człowiek się śmieje przez łzy. "Nie licząc psa" to taka cudowna wiktoriańska komedia pomyłek. Plus trzeba uratować kota, bo inaczej Niemcy wygrają II wojnę światową. Księga Sądu Ostatecznego to podróż do Średniowiecza więc odpowiada na dwa ostatnie pytania. Nie zabierasz nic z zawansowanej technologii bo możesz zostać uznana za czarownicę, a z tym nie ma żartów. Z tej sytuacji ostatniej ciężko byłoby wybrnąć, naprawdę (ja chyba zaczęłabym udawać jakąś mistyczkę, że oto Pan do mnie przemówił i w związku z tym te dziwne efekty specjalne. A potem to już tylko wymknąć się nocą…). Przed wyprawą to raczej leczysz sobie kompleksowo wszystkie zęby, szczepisz się na wszystkie możliwe choroby i usuwasz profilaktycznie wyrostek 🙂 Notabene byłabyś pięknością z kompletem zdrowych zębów w tym wieku. (Kirwin, bohaterka książki dochodzi do wniosku że powinni byli to przewidzieć, no ale – i w związku z tym zwracała na siebie niezdrową uwagę). Ja jeszcze dorzuciłabym lekcje jazdy konnej. To szkoła przetrwania, umiejętności nie gadżety się liczą.
Author
Brzmi przecudownie! Widzę, że wyszły i u nas, muszę koniecznie poszukać, bo podoba mi się bardzo to, co piszesz: przede wszystkim taka wizja przeszłości, w której małe sprawy, jakie nam umykają, okazują się być szalenie istotne i budzić niezdrowe zainteresowanie (kanony piękna swoją drogą, ale te zęby!), i to, że w gruncie rzeczy historia to nie jest zbiór punktów, w których dzieje się coś istotnego, ale dużo białych przestrzeni, gdzie dzieje się po prostu życie ludzi z "kiedyś". A a propos strategii na mistyczkę — trochę a la Moist von Lipwig — w sumie to trudno by się było spodziewać, że od razu nas uznają, w końcu wielu mistyków miało problemy z różnymi gremiami i z okolicznymi mieszkańcami zresztą też ;).