Z pewnym zdziwieniem odnotowałam fakt, że jeszcze o czymś takim bezpośrednio nie pisałam. Może wydawało mi się to za proste, a może był jeszcze jakiś inny powód. Ale teraz pomyślałam, że cóż, napiszę sobie, pokasłując w łóżku. Nawet jeśli za proste, to rozgrzeszycie mnie jako rekonwalescenta. A temat dotyczy wyjątkowo tylko książek papierowych, nie e-booków. O nich pisałam na przykład tutaj.
Wypożyczam: nie kryję się z tym, że biblioteka to dla mnie główne źródło pozyskiwania książek. Co więcej bardzo lubię korzystać z bibliotek, nawet jeśli nie mają najnowszych zbiorów, bo po prostu mogę tam znaleźć książki, o których nie wiedziałam, że istnieją albo takie, które kiedyś chciałam przeczytać, ale zapomniałam. Biblioteki zresztą już chwaliłam w osobnym wpisie. W każdym razie — myślę, że gdyby nie biblioteki, moja czytelnicza dieta byłaby dość uboga. Te książki oczywiście wracają potem do biblioteki (albo do znajomych — pożyczanie od znajomych oraz znajomym ma ten dodatkowy bonus, że potem można się podzielić wrażeniami; w bibliotece zresztą czasami również). A co, jeśli chodzi o książki, które potem zostają w domu?
Zbieram: to nie jest chyba najbardziej praktyczna strona mojego charakteru, ale oboje z Domownikiem nie możemy przejść obojętnie obok książek leżących na murku koło śmietnika, które mają zostać wyrzucone, piwnicy, w której zalegają książki („proszę sobie wybrać, nam i tak się już nie przydadzą”), zubytkowanych zbiorów bibliotecznych czy prośby znajomych „weźcie sobie coś, my się pozbywamy”. Jak Wam wspominałam jakiś czas temu, spędziliśmy jedno popołudnie w takiej piwnicy, wynosząc niemal czterysta książek. Całe szczęście, że są dobre dusze, które nas poratowały regałem!
To zdaje się jedno z takich miejsc, z których przyjemnie brać książki. Źródło.
Kupuję: to dość oczywisty sposób nabywania książek (o problemach z nim związanych pisałam tutaj), ale w gruncie rzeczy jak tak prześledziłam zawartość regałów to okazało się, że stosunkowo rzadko kupuję w księgarniach (chyba, że na prezent), a największa część zbiorów pochodzi z wyprzedaży bibliotecznych (widzicie, same korzyści z tych wizyt w bibliotekach) i antykwariatów. Przy czym dużo częściej bywam w antykwariatach w Czechach — nie dlatego, że mam coś do polskich antykwariatów, ale dlatego, że jakoś tak mam wrażenie, że lepiej je znam. Bardzo przyjemnym miejscem są też second-handy, w których mają książki zza morza.
Dostaję: może nie jakoś bardzo często (kiedyś zdecydowanie częściej), ale dostaję. Głównym prezentodawcą jest tutaj mój Domownik, który wie, jakie książki mam, a jakich nie i jakie bym chciała dostać. No właśnie, bo tu zwykle pojawia się problem „ale czy ja tę książę naprawdę chcę mieć?”. Co zastanawiające, zwykle nie pojawia się on w innych sytuacjach opisanych powyżej. Może to kwestia prezentowej magii? Chociaż, wiecie, jak już dostaję tę książkę, to się z niej cieszę, nawet jeśli to jest czwarte wydanie „Baśni” Andersena w wyborze, który już mam.
A teraz, kichając, zapytam Was, czy macie jeszcze jakieś sposoby znajdowania książek?
Comments
Tak, wygrywanie ich w konkursach blogowych. Nie magazynuje książek wiec zazwyczaj jak wygram to przeczytam i ksiazka znajduje nowego właściciela. Chociaż jak raz wygrałam książkę z imiennym autografem to sobie zostawiłam bo jakoś tak miło popatrzeć na dedykację…;)
Author
Masz rację — są też wymiany książkowe :). Ale chociaż i jedno, i drugie mi się zdarza, to niewiele mam książek pochodzących z tych źródeł, a przyznaję, że pisząc wpis miałam w głowie widok regałów i tak sprawdzałam, jakie są najczęstsze źródła, z których przybywają do mnie książki. Książki z autografem bądź dedykacją to jest w ogóle ciekawa sprawa — bardzo takie lubię, także znajdować (to znaczy na przykład w antykwariatach — może kiedyś napiszę o najciekawszych znalezionych w ten sposób? :)).
Ksiazki mozna tez dostaeac jako prezenty gwiazdkowe, sciagac z sieci, wydlubywac z charity shopow
A jeszcze kiedys byla taka impreza, ze w sali lezaly stosy ksiazek i mozna bylo zabrac tyle ile dalo rade sie uniesc bez wspomagania
Author
Jasne, o e-bookach, jak wspominałam na początku, już pisałam :). Podoba mi się ta impreza, może kiedyś na taką trafię gdzieś ;).
Łączona opcja dostaję-kupuję, czyli karty prezentowe, jakoś ludzie wokół się nauczyli, że to świetny prezent dla mnie. Nie dość, że kupię dokładnie co chcę, to często jeszcze czas ważności pozwala wyczekać ciekawych promocji.
Author
Och, słyszałam o tym, ale nigdy jakoś nie zostałam czymś takim obdarowana. A to faktycznie jest niezły sposób, żeby dać komuś dokładnie to, co sam by sobie kupił. Przy czym boję się, że wtedy bym tak wyczekiwała, że albo bym w końcu kupiła coś pod wpływem impulsu, albo nie wiedziała w końcu, która książka zasługuje, żeby zostać w ten sposób kupioną ;).
Dołożyłabym zbieranie pełnymi garściami tego, co jest w internecie, a znajduje się w domenie publicznej, plus audiobooki na YouTube;>
Author
Podlinkowałam nawet wpis z moimi ulubionymi nietypowymi miejscami do zdobywania e-booków ;). A z audiobookami to wiesz, że mam problem, więc na razie to trochę poza moją sferą interesów ;).
Ja najczęściej kupuję, wypożyczam z biblioteki albo od znajomych, dostaję w prezencie (czasem karty podarunkowe do dużej księgarni), rzadziej wygrywam (to przy e-bookach, bo mam dziwne szczęście w konkursach takich e-księgarń). Czasem recenzuję coś dla wydawnictw, ale to już zupełnie od święta (raptem kilka razy w ciągu trzech lat istnienia bloga), bo mam zasadę, że przyjmuję do recenzji tylko to, co sama bym kupiła. Chyba obie strony dobrze na tym wychodzą 🙂
Author
Faktycznie też zdarza mi się tu i ówdzie wygrać jakąś książkę, co zawsze jest szalenie przyjemne :). Bo jednak w wygrywaniu jest taki przyjemny dreszczyk towarzyszący grze, a potem jeszcze to poczucie, że ojej, udało się ;).
Moje córki wymieniają książki poprzez strony na facebook'u
Author
Tak, wymiany książkowe w ogóle to jest bardzo fajna sprawa :). Nie wymieniam się może jakoś na potęgę, ale kilka książek w ten sposób do mnie trafiło w zamian za te, które naprawdę wolały zmienić domostwo ;).
Czasem uda mi się coś wygrać. Niektóre książki wymieniam, inne kupuję. Dochodzą też egzemplarze recenzenckie 🙂