Jak już
wspominałam, Montague Rhodes James jest dla mnie szalonym odkryciem
dzięki ostatniej naszej dyskusji książkowej z Tarniną.
Zachwyciłam się nim na tyle, że postanowiłam przeczytać więcej
niż trzy opowiadania, na które się umawiałyśmy, a że znalazłam
wydanie „Opowieści starego antykwariusza” wydane w serii
„Stanisław Lem poleca” – to sami rozumiecie, że nie mogłam
się już oprzeć.
wspominałam, Montague Rhodes James jest dla mnie szalonym odkryciem
dzięki ostatniej naszej dyskusji książkowej z Tarniną.
Zachwyciłam się nim na tyle, że postanowiłam przeczytać więcej
niż trzy opowiadania, na które się umawiałyśmy, a że znalazłam
wydanie „Opowieści starego antykwariusza” wydane w serii
„Stanisław Lem poleca” – to sami rozumiecie, że nie mogłam
się już oprzeć.
Zanim zacznę się z
Wami dzielić mądrościami, jakie stały się moim udziałem po
lekturze „Opowieści…” może jeszcze dwa słowa o tej
tajemniczej serii wydawniczej, która tak pięknie połączyła mi
Pikniki z Lematem. Nie była ona zbyt żywotna, bo wyszły w niej
zaledwie cztery tomiki, w tym właśnie James, bo później i Lem, i
wydawnictwo (Literackie) weszli w konflikt z władzą (chodziło i o
wydawane tytuły, i o tłumaczy) i serię ucięto. Straszna szkoda,
że nie wznowiono jej później, bo to, co jest tu ciekawe, to nie
tylko dobór powieści (oprócz „Opowieści…” także „Ubik”
Dicka, „Niesamowite opowieści” Grabińskiego i „Piknik na
skraju drogi” Strugackich), ale i posłowia Lema. W tym do
„Opowieści…” Lem cudownie pokazuje kontrast między
powściągliwością w straszeniu Jamesa i jego racjonalnymi
bohaterami a przerażeniem i szaleństwem bohaterów Lovecrafta
(„zalecam przeciw Lovecraftowi Jamesa” pisze), pokazując jak
niewiele uroku – jeśli w ogóle – straciły prozy Jamesa i że
miło czasem być postraszonym po dżentelmeńsku i z przymrużeniem
oka.
Wami dzielić mądrościami, jakie stały się moim udziałem po
lekturze „Opowieści…” może jeszcze dwa słowa o tej
tajemniczej serii wydawniczej, która tak pięknie połączyła mi
Pikniki z Lematem. Nie była ona zbyt żywotna, bo wyszły w niej
zaledwie cztery tomiki, w tym właśnie James, bo później i Lem, i
wydawnictwo (Literackie) weszli w konflikt z władzą (chodziło i o
wydawane tytuły, i o tłumaczy) i serię ucięto. Straszna szkoda,
że nie wznowiono jej później, bo to, co jest tu ciekawe, to nie
tylko dobór powieści (oprócz „Opowieści…” także „Ubik”
Dicka, „Niesamowite opowieści” Grabińskiego i „Piknik na
skraju drogi” Strugackich), ale i posłowia Lema. W tym do
„Opowieści…” Lem cudownie pokazuje kontrast między
powściągliwością w straszeniu Jamesa i jego racjonalnymi
bohaterami a przerażeniem i szaleństwem bohaterów Lovecrafta
(„zalecam przeciw Lovecraftowi Jamesa” pisze), pokazując jak
niewiele uroku – jeśli w ogóle – straciły prozy Jamesa i że
miło czasem być postraszonym po dżentelmeńsku i z przymrużeniem
oka.
No, ale dobrze, nie
będę Was trzymała w niepewności co do owych porad. Bo czytając
Jamesa odkryłam pewne powracające stale motywy, z których
można wyciągnąć naukę dotyczącą różnych aspektów bania się.
Zamiast więc wrażeń z lektury wyłożonych wprost postanowiłam
ubrać je w taką właśnie formę. A że kontynuuję znajomość z
opowiadaniami Jamesa dzięki Projectowi Gutenberg, to na pewno
jeszcze szansa do bardziej konwencjonalnej opowieści się znajdzie.
będę Was trzymała w niepewności co do owych porad. Bo czytając
Jamesa odkryłam pewne powracające stale motywy, z których
można wyciągnąć naukę dotyczącą różnych aspektów bania się.
Zamiast więc wrażeń z lektury wyłożonych wprost postanowiłam
ubrać je w taką właśnie formę. A że kontynuuję znajomość z
opowiadaniami Jamesa dzięki Projectowi Gutenberg, to na pewno
jeszcze szansa do bardziej konwencjonalnej opowieści się znajdzie.
![]() |
W takich to okolicznościach przyrody James straszy swoich bohaterów. No, mniej więcej w takich. No, czasem nieco innych. Horatio McCulloch „Loch Lomond” (1861). |
(1) Nie strasz
dzieci
dzieci
James bardzo
wyraźnie zaznacza, że nie powinno się straszyć najmłodszych. To
niepedagogiczne i niemoralne. Jako że sam często najmłodszych
zapewne swoimi opowieściami straszył, nabierają te mądrości
nieco dwuznacznego charakteru, ale zarówno w „Przyjdę na twoje
wezwanie, mój chłopcze” (o którym dyskutowałyśmy z Tarniną
tutaj jako o „Zagwiżdż, a przyjdę do ciebie, mój chłopcze”),
jak i w „Szkolnym opowiadaniu”, gdzie dwóch szkolnych przyjaciół
wspomina tajemnicę swojego nauczyciela, wątek tego, że straszenie
może wywołać u dzieci wielkie szkody psychiczne, jest obecny.
Fakt, że dzieci czasami lubią się trochę pobać, nie ma tu
zdaniem bohaterów Jamesa nic do rzeczy.
wyraźnie zaznacza, że nie powinno się straszyć najmłodszych. To
niepedagogiczne i niemoralne. Jako że sam często najmłodszych
zapewne swoimi opowieściami straszył, nabierają te mądrości
nieco dwuznacznego charakteru, ale zarówno w „Przyjdę na twoje
wezwanie, mój chłopcze” (o którym dyskutowałyśmy z Tarniną
tutaj jako o „Zagwiżdż, a przyjdę do ciebie, mój chłopcze”),
jak i w „Szkolnym opowiadaniu”, gdzie dwóch szkolnych przyjaciół
wspomina tajemnicę swojego nauczyciela, wątek tego, że straszenie
może wywołać u dzieci wielkie szkody psychiczne, jest obecny.
Fakt, że dzieci czasami lubią się trochę pobać, nie ma tu
zdaniem bohaterów Jamesa nic do rzeczy.
(2) Trzymaj się
z daleka od katolików
z daleka od katolików
Jeśli ktoś jest
zamieszany w sprawy sił pozaziemskich, to z pewnością jest
katolikiem. Monstra w opowiadaniach Jamesa kręcą się wokół
katedr (które kiedyś siłą rzeczy były katolickie, nawet jeśli jest już po reformacji czy to w Anglii, czy na kontynencie), jak w „Stallach w katedrze w
Barchester”, albo wokół zamieszanych w różne przedreformacyjne
akcje ludzi (jak przerażający hrabia Magnus z opowiadania pod tym
tytułem, który z krucjaty przywiózł sobie okropnego stwora), albo
są wręcz przywoływane przez katolików (jak dziwny stwór
pilnujący skarbu w zrujnowanym niemieckim opactwie w „Skarbie
opata Tomasza”). James ponadto lubi czynić swoimi bohaterami
księży, zwykle anglikańskich, którzy wdeptują w sam środek
czegoś strasznego i ani się spostrzegą, jak muszą na gwałtu rety
próbować się wyplątać z niesamowitej karuzeli wydarzeń – i
nie zawsze się im to udaje.
zamieszany w sprawy sił pozaziemskich, to z pewnością jest
katolikiem. Monstra w opowiadaniach Jamesa kręcą się wokół
katedr (które kiedyś siłą rzeczy były katolickie, nawet jeśli jest już po reformacji czy to w Anglii, czy na kontynencie), jak w „Stallach w katedrze w
Barchester”, albo wokół zamieszanych w różne przedreformacyjne
akcje ludzi (jak przerażający hrabia Magnus z opowiadania pod tym
tytułem, który z krucjaty przywiózł sobie okropnego stwora), albo
są wręcz przywoływane przez katolików (jak dziwny stwór
pilnujący skarbu w zrujnowanym niemieckim opactwie w „Skarbie
opata Tomasza”). James ponadto lubi czynić swoimi bohaterami
księży, zwykle anglikańskich, którzy wdeptują w sam środek
czegoś strasznego i ani się spostrzegą, jak muszą na gwałtu rety
próbować się wyplątać z niesamowitej karuzeli wydarzeń – i
nie zawsze się im to udaje.
(3) Na największe
niebezpieczeństwo narażeni są naukowcy
niebezpieczeństwo narażeni są naukowcy
Niezależnie, czy
pracuje się w bibliotece (jak w „Traktacie Middoth”), czy jest
historykiem sztuki (jak w „Mezzotincie”), badaczem starożytności
(jak w „Rękopisie kanonika Alberyka”), a nawet recenzentem
książek naukowych („Magiczne runy”), czy po prostu ma się zamiar napisać
przewodnik z wątkami naukowymi („Hrabia Magnus”), istnieje
wielkie prawdopodobieństwo trafienia na coś, co człowieka
nastraszy. Czasami bohaterowie ograniczają się do mdlenia, noszenia
na szyi tajemniczego srebrnego krzyża albo szukania wsparcia u
kolegów-naukowców. Ale czasami nie udaje im się łatwo wykaraskać
i nie kończy się to wszystko za dobrze. Okazuje się, że u Jamesa
naukowiec to zawód wysokiego ryzyka. I to z innych powodów, niż
się zwykle sądzi.
pracuje się w bibliotece (jak w „Traktacie Middoth”), czy jest
historykiem sztuki (jak w „Mezzotincie”), badaczem starożytności
(jak w „Rękopisie kanonika Alberyka”), a nawet recenzentem
książek naukowych („Magiczne runy”), czy po prostu ma się zamiar napisać
przewodnik z wątkami naukowymi („Hrabia Magnus”), istnieje
wielkie prawdopodobieństwo trafienia na coś, co człowieka
nastraszy. Czasami bohaterowie ograniczają się do mdlenia, noszenia
na szyi tajemniczego srebrnego krzyża albo szukania wsparcia u
kolegów-naukowców. Ale czasami nie udaje im się łatwo wykaraskać
i nie kończy się to wszystko za dobrze. Okazuje się, że u Jamesa
naukowiec to zawód wysokiego ryzyka. I to z innych powodów, niż
się zwykle sądzi.
(4) Uważaj na
stare rzeczy
stare rzeczy
Co się trochę
wiąże z tym, co napisałam wyżej. Ale bohaterowie Jamesa mają
zwykle predylekcje do szukania przedmiotów starych i rzadkich, tyle
że zanim się zdążą ucieszyć, że oto odkryli coś fajnego,
okazuje się, że w tym czymś czyha zło i trzeba się obejść
smakiem, żeby ujść z życiem. Nie zaleca się zatem przeszukiwania
ruin w poszukiwaniu zabytków („Skarb opata Tomasza”), kupowania
za bezcen średniowiecznych foliałów („Rękopis…”) i
przyjmowania od znajomego z domu aukcyjnego grafik z dworem
angielskim pogrążonym w nocy („Mezzotinta”). Bo zwykle
podczepione są pod to ryzykowne elementy, coś jak drobny druk w
dość korzystnie wyglądającej umowie.
wiąże z tym, co napisałam wyżej. Ale bohaterowie Jamesa mają
zwykle predylekcje do szukania przedmiotów starych i rzadkich, tyle
że zanim się zdążą ucieszyć, że oto odkryli coś fajnego,
okazuje się, że w tym czymś czyha zło i trzeba się obejść
smakiem, żeby ujść z życiem. Nie zaleca się zatem przeszukiwania
ruin w poszukiwaniu zabytków („Skarb opata Tomasza”), kupowania
za bezcen średniowiecznych foliałów („Rękopis…”) i
przyjmowania od znajomego z domu aukcyjnego grafik z dworem
angielskim pogrążonym w nocy („Mezzotinta”). Bo zwykle
podczepione są pod to ryzykowne elementy, coś jak drobny druk w
dość korzystnie wyglądającej umowie.
![]() |
Edwin Henry Boddington „Angielski krajobraz o zachodzie słońca” (bez daty, ale XIX wiek). |
(5) Nie odwracaj
się tyłem do drzwi
się tyłem do drzwi
Serio, straszydła z
opowiadań Jamesa lubią pokazywać często tylko rękę, oczywiście
wyglądającą strasznie (i zwykle, co ciekawe, owłosioną), a robią
to, kiedy delikwent nieopatrznie odwróci się tyłem do drzwi.
Dobrze jest mieć wtedy pod, nomen omen,
ręką kolegę, który nas odciągnie („Numer 13”) albo wpadnie
do pokoju, żeby wyrwać nas z objęć potwora („Przyjdę…” — tu co prawda bohater stał przodem do drzwi, ale tyłem do okna).
Jednak pojedynkowanie się twarzą w twarz działa u Jamesa także w
przypadku sił nieczystych.
opowiadań Jamesa lubią pokazywać często tylko rękę, oczywiście
wyglądającą strasznie (i zwykle, co ciekawe, owłosioną), a robią
to, kiedy delikwent nieopatrznie odwróci się tyłem do drzwi.
Dobrze jest mieć wtedy pod, nomen omen,
ręką kolegę, który nas odciągnie („Numer 13”) albo wpadnie
do pokoju, żeby wyrwać nas z objęć potwora („Przyjdę…” — tu co prawda bohater stał przodem do drzwi, ale tyłem do okna).
Jednak pojedynkowanie się twarzą w twarz działa u Jamesa także w
przypadku sił nieczystych.
(6) Poważaj
lokalne zwyczaje
lokalne zwyczaje
Chociaż bohaterowie
Jamesa to ludzie często na wskroś racjonalni, nie zaleca się im
wyśmiewania ludowych mądrości, kończą wtedy bowiem co prawda
zweryfikowawszy swoje naukowe hipotezy, ale nie zawsze w jednym
kawałku. Toteż powinni wierzyć na słowo, kiedy w okolicy krąży historia,
by nie wyciągać starego pala z ziemi („Ogród różany”), nie
wchodzić do odziedziczonego labiryntu, skoro ma dobrą bramę z dużą
kłódką („Pan Humphreys i jego spadek”), nie gwizdać
templariuszowskim gwizdkiem („Przyjdę…”) ani nie chcieć się
przekonać, czy w dziwnych wioskowych historiach o przodku
właściciela dworu jest ziarno historycznej prawdy (to zwłaszcza –
jak pokazuje „Hrabia Magnus”). Zresztą także lokalnych
mieszkańców srogo się napomina, jeśli stwierdzą, że tradycja to
coś, co można przekroczyć w dowolnym momencie (tak obrywa się
kapeli z „Zgrody Martina”).
Jamesa to ludzie często na wskroś racjonalni, nie zaleca się im
wyśmiewania ludowych mądrości, kończą wtedy bowiem co prawda
zweryfikowawszy swoje naukowe hipotezy, ale nie zawsze w jednym
kawałku. Toteż powinni wierzyć na słowo, kiedy w okolicy krąży historia,
by nie wyciągać starego pala z ziemi („Ogród różany”), nie
wchodzić do odziedziczonego labiryntu, skoro ma dobrą bramę z dużą
kłódką („Pan Humphreys i jego spadek”), nie gwizdać
templariuszowskim gwizdkiem („Przyjdę…”) ani nie chcieć się
przekonać, czy w dziwnych wioskowych historiach o przodku
właściciela dworu jest ziarno historycznej prawdy (to zwłaszcza –
jak pokazuje „Hrabia Magnus”). Zresztą także lokalnych
mieszkańców srogo się napomina, jeśli stwierdzą, że tradycja to
coś, co można przekroczyć w dowolnym momencie (tak obrywa się
kapeli z „Zgrody Martina”).
(7) Jeśli wydaje
ci się, że coś słyszysz, nie sprawdzaj co to, uciekaj
ci się, że coś słyszysz, nie sprawdzaj co to, uciekaj
To jest generalnie porada dla wszystkich bohaterów Jamesa. Dodatkowo można by dorzucić jeszcze „nie staraj się sobie wytłumaczyć, co to tak zachrobotało/szczęknęło/spadło”. Mimo to bohaterowie z zapałem próbują sobie po dżentelmeńsku wytłumaczyć, że to na pewno pokojówka/księżyc/coś zjedzonego przed snem. A wszyscy wiemy, co się z takim bohaterem potem dzieje – bo wątek ten ma długą i nie zawsze chlubną tradycję u bohaterów opowiadań (i nie tylko) grozy w ogóle.
(8) Zawsze
zamykaj drzwi na klucz
zamykaj drzwi na klucz
Bohaterowie
opowiadań z „Opowieści starego antykwariusza” pokładają duże
nadzieje w tym, że zamknięcie się na klucz pozwoli im na
odgrodzenie się od prześladujących ich mocy. Jeśli wygrzebało
się skądś coś niedobrego, zagradzają się w swoich sypialniach i
czekają na pomoc i odczynienie nieopatrznie popełnionego błędu
(„Skarb…”). Ale nie jest wcale tak, że to stuprocentowa
porada, bo jak opowiadają sobie koledzy z „Szkolnego
opowiadania”, czasami można się na ten klucz zamknąć z tym, od
kogo chciało by się odgrodzić i wtedy, jak to się mówi — słabo.
opowiadań z „Opowieści starego antykwariusza” pokładają duże
nadzieje w tym, że zamknięcie się na klucz pozwoli im na
odgrodzenie się od prześladujących ich mocy. Jeśli wygrzebało
się skądś coś niedobrego, zagradzają się w swoich sypialniach i
czekają na pomoc i odczynienie nieopatrznie popełnionego błędu
(„Skarb…”). Ale nie jest wcale tak, że to stuprocentowa
porada, bo jak opowiadają sobie koledzy z „Szkolnego
opowiadania”, czasami można się na ten klucz zamknąć z tym, od
kogo chciało by się odgrodzić i wtedy, jak to się mówi — słabo.
(9) Dobrze jest
zaprosić na noc kuzyna
zaprosić na noc kuzyna
Wiem, brzmi to co
najmniej dwuznacznie. Ale okazuje się, że we dwójkę znacznie
łatwiej jest sobie poradzić z kłopotami, jakie spotykają
bohaterów, także dobrze, kiedy we dworze/na plebanii/w Niemczech pojawi się ktoś
nam bliski – a jeśli pod ręką nie ma żadnego wikarego, to można
zaprosić kuzyna. Kuzyn jest widocznie niezłym remedium na moce
nieczyste, ujdzie też kolega (może być z pracy) albo od biedy
bliższe rodzeństwo. W momencie jednak, kiedy wszyscy inni zawodzą
(bo jadą na przykład wypoczywać gdzieś poza domem albo mają
pilne interesy), kuzyn nie zawodzi, kuzyn zawsze jest jakoś pod
ręką.
najmniej dwuznacznie. Ale okazuje się, że we dwójkę znacznie
łatwiej jest sobie poradzić z kłopotami, jakie spotykają
bohaterów, także dobrze, kiedy we dworze/na plebanii/w Niemczech pojawi się ktoś
nam bliski – a jeśli pod ręką nie ma żadnego wikarego, to można
zaprosić kuzyna. Kuzyn jest widocznie niezłym remedium na moce
nieczyste, ujdzie też kolega (może być z pracy) albo od biedy
bliższe rodzeństwo. W momencie jednak, kiedy wszyscy inni zawodzą
(bo jadą na przykład wypoczywać gdzieś poza domem albo mają
pilne interesy), kuzyn nie zawodzi, kuzyn zawsze jest jakoś pod
ręką.
I to chyba tyle.
Katalog zapewne się poszerzy, kiedy skończę kolejny tomik. W
każdym razie bohaterowie Jamesa często dostają od autora szansę, żeby
uniknąć kiepskiego zakończenia, ale fakt faktem, że muszą się w
tym celu nieco postarać.
Katalog zapewne się poszerzy, kiedy skończę kolejny tomik. W
każdym razie bohaterowie Jamesa często dostają od autora szansę, żeby
uniknąć kiepskiego zakończenia, ale fakt faktem, że muszą się w
tym celu nieco postarać.
A ponieważ Jamesa
się bałam i trochę mnie, przyznaję, postraszył, to podstawiam go
sobie pod kategorię „książki, która mnie przeraża”. No, a w
każdym razie „trochę straszy”.
się bałam i trochę mnie, przyznaję, postraszył, to podstawiam go
sobie pod kategorię „książki, która mnie przeraża”. No, a w
każdym razie „trochę straszy”.
A gdybyście byli ciekawi i chcieli porównać z tym, co można znaleźć w Gutenbergu, to w „Opowieściach
starego antykwariusza” z wydania z 1976 jest 13 opowiadań:
„Mezzotinta”, „Rękopis kanonika Alberyka”, „Stalle w
katedrze w Barchester”, „Traktat Middoth”, „Magiczne runy”,
„Skarb opata Tomasza”, „Hrabia Magnus”, „Szkolne
opowiadanie”, „Ogród różany”, „Przyjdę na twoje wezwanie,
mój chłopcze”, „Numer 13”, „Zagroda Martina” i „Pan
Humphreys i jego spadek”.
starego antykwariusza” z wydania z 1976 jest 13 opowiadań:
„Mezzotinta”, „Rękopis kanonika Alberyka”, „Stalle w
katedrze w Barchester”, „Traktat Middoth”, „Magiczne runy”,
„Skarb opata Tomasza”, „Hrabia Magnus”, „Szkolne
opowiadanie”, „Ogród różany”, „Przyjdę na twoje wezwanie,
mój chłopcze”, „Numer 13”, „Zagroda Martina” i „Pan
Humphreys i jego spadek”.
____________________________
Gdybyście mieli ochotę podyskutować z nami we wrześniu w ramach „Pikników z klasyką” zamierzamy czytać „Zbrodnię Sylwestra Bonnard” Anatole’a France’a, poszerzając tym samym swoją wiedzę o literaturze francuskiej. Niezmiennie zapraszamy!
Comments
Gdybym wiedziała, że tak się wciągniesz, też przeczytałabym więcej, bo dysponuję zbiorkiem zawierającym wszystkie opowiadania Jamesa. Możemy się kiedyś umówić na suplement pikniku i podyskutować jak już będziemy po lekturze wszystkich. Ciekawa jestem, jak te opowiadania wypadają w tłumaczeniu, bo nieskromnie powiem, że z wszystkich wersji tytułu "Oh, Whistle…", których używałyśmy, najbardziej podoba mi się moja własna ;), a najmniej ta z lemowskiego zbiorku – no bo jak to usunąć gwizdanie, które jest kluczowe w opowiadaniu?
Author
Słuchaj, koniecznie! Mnie James bardzo podpasował, kończę teraz właśnie z Gutenberga ten zbiorek "Thin Ghost and Other Stories" i potem zabieram się za kolejne (to znaczy oczywiście w trakcie czytania Lema, się wie :)). Jeśli chodzi o tłumaczenie, to w "Opowieściach starego antykwariusza" jest kilka takich miejsc, gdzie miałam problem z pojęciem, czemu nagle zmienia się narracja — to znaczy tak jakby tłumacz się nieco zamotał. W każdym razie te opowiadania w oryginale zyskują, zwłaszcza te, gdzie James długie pasaże dialogów pisze naśladując miejscowy akcent czy wymowę.
I tak, tłumaczenie tytuły "Oh, Whistle…" jest w zbiorku strasznie rozczarowujące, niestety :). Widać templariuszowski gwizdek nie zrobił na tłumaczu wrażenia ;).