W jakich warunkach nie mogę czytać albo niekoniecznie buch, trach, bęc

Nie wiem, czy
zauważyliście, ale dość często powtarzam, że żadne warunki mi
nie przeszkadzają i mogę czytać zawsze i wszędzie. Ale to nie do
końca prawda.

Mówiąc o tym
czytaniu zawsze i wszędzie zwykle odnoszę się do tego, co
przeszkadza większości ludzi w czytaniu właśnie: do różnego
rodzaju hałasów, głośnych rozmów prowadzonych tuż nad moim
uchem, trzęsącego autobusu, zapadającego zmroku (chociaż tu z
wiekiem robię się coraz mniej tolerancyjna i przesuwam się w
stronę źródeł światła jednak) i tym podobnych. Ale zdałam
sobie sprawę, że jest jednak kilka warunków, w których czyta się
mi trudno – czasami dlatego, że mnie rozkojarzają za mocno,
czasami dlatego, że dzieje się coś, co zza książki mogę
spokojnie obserwować, więc stanowi ona dla mnie taką przykrywkę.
Przy czym udaje mi się zwykle wrócić do lektury, jeśli się
przemogę – ale nie zawsze albo chcę, albo mogę.

No to jakie to są
warunki? 
 
 
 Bella z disneyowskiej „Pięknej i Bestii” to chyba taki modelowy przykład
czytania w wielu miejscach o dość mało sprzyjającej czytaniu atmosferze.
Czytanie idąc: sztuka trudna, ale do opanowania. Źródło.
 

Kiedy
podsłuchuję:
tak, przyznaję
się, jestem tym paskudnym typem, który podsłuchuje w środkach
komunikacji miejskiej. Oczywiście nie w ten sposób, że ktoś po
cichutku referuje komuś jakąś sprawę – ale jeśli dość głośno
o czym rozprawia albo na cały głos streszcza coś w rozmowie
telefonicznej, mam nieco mniejsze skrupuły. Bo w sumie w autobusie,
tramwaju czy trolejbusie można zasadniczo mówić tak, żeby nikt
nie zwrócił na to, co mówimy, większej uwagi, a można odwrotnie.
W każdym razie, ilekroć zaczyna się gdzieś toczyć jakiś ciekawy
dialog bądź monolog, strzygę uszami i nic nie mogę na to
poradzić, że zmieniam się w ojca z lat 50., zakrytego gazetą i
zza niej bezpiecznie nasłuchującego odgłosów rzeczywistości.
Czasami nawet udaje mi się pochwycić rozmowy o literaturze –
jakiś czas temu przeuroczą, prowadzoną na siedzeniach obok mnie
dyskusję o tym, czy Ania i Gilbert będą razem i że skoro
właściwie wiadomo, że będą, to czyta się o ich losach
przyjemnie, czy jednak jest to zbyt oczywiste.
 
 
 Czytanie w zamku potwornego stwora zgodnie ze wskazówkami
gadających sprzętów: jak widać wykonalne (ale jeszcze nie próbowałam).
 

Kiedy myślę o
czymś zupełnie innym:
pewnie
też się Wam to zdarza, że czytacie i zdajecie sobie sprawę, że
albo od kwadransa tkwicie w tym samym miejscu, albo właśnie bohater
rzucił się z klifu, a Wy nie macie pojęcia czemu, bo ostatnie pięć
stron przerzuciliście mechanicznie śledząc wzrokiem literki, no a
pięć stron temu bohater był jeszcze szczęśliwym ogrodnikiem z
piątką dzieci, bez żadnych wskazówek, że chce skakać
skądkolwiek. Zdarza mi się
to czasami, że jakieś słówko albo zdanie z książki naprowadzi
mnie na myśl o czymś innym i to myśl na tyle intensywną, że
odgania fabułę i
rozgaszcza się w moim umyśle. I tak porzucam bohaterów, i zaczynam
rozmyślać o czymś luźno związanym, ale niekoniecznie o tym, co
czytam. Jest to ciekawe, bo można dojść do przeróżnych wniosków
na temat własnej rzeczywistości, ale skutkuje też panicznym
kartkowaniem wstecz, żeby dotrzeć do miejsca, z którego
odpłynęliśmy w siną dal i dowiedzieć się, czemu u licha ten
facet skacze.
 
 
 

 Czytanie w obgadującym, acz serdecznym tłumie: jak widać.

Kiedy się
denerwuję:
i to nie w rodzaju
„ach, rozwaliłabym coś w drobny mak”, tylko „ojeju, jak
straszno, co to będzie?”. Dlatego już wypróbowanym sposobem jest
wtedy posiadanie na czytniku kilku odcinków „Cabin Pressure”.
Przerywam spokojnie lekturę, włączam sobie słuchowisko (wiem,
mówiłam, że mam problem ze słuchowiskami – bo mam, ale „CP”
jakoś się z tego wyłamuje) i mogę się odprężyć. Podczas gdy
nad książką błądziłabym myślami w rejonach, do których wcale
nie chcę zaglądać. Dlatego lubię to, że nasz domowy czytnik
posiada taką funkcję: łączę więc przyjemne z pożytecznym, bo
mam ze sobą i książkę, i słuchowisko, więc kiedy poziom
zdenerwowania sięgnie u mnie tego stopnia, że o czytaniu raczej nie
ma mowy – proszę bardzo, jest rada. Na szczęście nie zdarza mi
się to często, ale w kolejkach do różnych przybytków, gdzie
muszę coś załatwić, jest bardzo akuratnie.

Czytanie, kiedy w tle pokazują różowy kapelusz: czemu nie. Źródło.

Kiedy w tle leci
muzyka z tekstem w języku, w którym czytam:
wspominałam
o tym we wpisie o muzyce do czytania, którą wybieram,
ale wspomnę i tutaj, jako że to istotny czynnik blokujący moje
czytanie. Straszliwie mnie
rozprasza nie rodzaj muzyki, ale właśnie to, jeśli artysta
wyśpiewywuje mi nad uchem tekst dokładnie w tym języku, w którym
akurat czytam książkę. Od razu wszystko mi się plącze. Ale
zauważyłam jeden wyjątek od tej reguły: jeśli jestem porządnie
zaczytana i wciągnięta, a piosenka pojawi się w trakcie, mogę
tego w ogóle nie zauważyć i zaczyna mi to przeszkadzać dopiero,
kiedy przedrze się do mojej świadomości. Także zasadniczo jakoś
mogę z tym walczyć: w sumie to właśnie odpowiedź na to moje
twierdzenie, że mogę czytać właściwie zawsze i wszędzie – mam
dość wysoki próg skupienia (czy jakby to nazwać), więc mogę
zasadniczo nie zauważyć, że jakiś z tych przeszkadzających
czynników akurat zachodzi w moim otoczeniu (może poza staniem w
kolejce na przykład do lekarza, tego nie sposób zauważyć).

A
czy Wy macie takie swoje
warunki, w których nie możecie czytać?
____________________
Jutro będzie słówko
o tym, co przeczytałam w weekend, chociaż nie był to Lem – tak
to jest, jak się źle obliczy ilość książek, które chce się
wziąć i za szybko się je czyta (i nie korzysta się wówczas z
czytnika).

Comments

  1. Eire

    Ja nie lubię czytać przy muzyce jakiej nie znam.
    Do niedawna nie mogłam też czytać w autobusie, ale Kindle i duża czcionka pomogły.
    A poza tym nie cierpię czytać kiedy czekam na środek transportu, mimo, że czytnik mogę zwinąć jedną ręką.

    1. Post
      Author
      admin

      A tak, zawsze się wtedy stresuję, czy nie przegapię swojego autobusu albo że wsiądę do złego pociągu, tego typu rzeczy. Albo że jak już wsiądę, to będzie taki tłok, że nie będę miała jak trzymać książki albo że będę musiała wybrać: albo trzymam książkę, albo trzymam się czegoś, żeby nie upaść ;). Ale generalnie staram się trenować czytanie w takich warunkach: no i chyba tylko raz przegapiłam swój środek transportu, więc jest nieźle :).

  2. Procella

    Ja akurat, kiedy się denerwuję, muszę czytać. tylko że to nie moze być powieść, ale coś… nazwijmy to fachowego. I nie żadne lekkie popularnonaukowe, ma być trudno i poważnie. Wtedy się odłączam od problemów.

    1. Post
      Author
  3. Anna Flasza-Szydlik

    Nie lubię czytać gdy gorąco i tłok, mam wtedy tendencje do choroby lokomocyjnej. Ale tak poza tym, to mogę właściwie zawsze i wszędzie, choćby na jeżu :P. Jak mnie lektura wciągnie, trzeba się mocno postarać by mnie z niej wyrwać (dlatego całą podróż do Olsztyna spędziłam błogo nieświadoma kłótni pary rząd dalej i głośnych dzieci z przodu autokaru).

    1. Post
      Author
      admin

      Prawda? To jest fascynujący mechanizm, że człowiek się tak wtedy wyłącza z otoczenia. A potem słucha relacji współpasażerów i zastanawia się, gdzie wtedy był, że coś takiego mógł przegapić :).

  4. pesahson

    Mnie jednak więcej rzeczy rozprasza. Hałas najbardziej, a czasami nawet głośne pisanie na komputerze kogoś w czytelni na przykład. Chciałabym być mniej wrażliwa w ten sposób.
    Też jestem fanką Cabin Pressure! W ogóle najwięcej podcastów (wiem, że CP to coś innego jednak) jakie mam to są podcasty brytyjskie właśnie. Tylko Brytyjczycy chyba są w stanie wyprodukować tyle rzeczy, które są naraz i inteligentne i śmieszne.

    1. Post
      Author
      admin

      Właśnie ja z tych, co to właściwie niczego nie słuchają, bo nie mogą się na tym dostatecznie skupić — a "CP" mnie trzyma zawsze i to niektóre odcinki przesłuchiwałam już po kilkanaście razy. Nie do końca umiem znaleźć przyczynę, ale cieszę się, że samo "CP" mnie znalazło ;).

  5. Marvja

    Nie umiem czytać w autobusach i samochodach jadąc po Polsce (dziwnie, ale np w takiej Rumunii już mogłam) bo zaczyna mnie mdlić. W pociągach ten problem już nie istnieje. Nie lubię czytać w towarzystwie osób, które znam, np. rodzice oglądają telewizję, dość cicho a ja nie mogę się skupić na książce ze względu na ich obecność. Źle mi się czyta przy muzyce, którą dobrze znam, ponieważ w głowie mam całą wikipedię melodii i tekstów piosenek.

    1. Post
      Author
      admin

      Podejrzewam, że gdybym nie mogła czytać w środkach transportu, czytałabym znacząco mniej. Natomiast zapomniałam zupełnie o telewizji — właściwie kiedy jestem w domu rodzinnym i chcę siedzieć z innymi, a nie zaszywać się gdzieś sama z książką muszę siadać tyłem do telewizora, bo jednak miganie ekranu bardzo rozprasza (ale same osoby — niespecjalnie :)).

    2. Procella

      Ja akurat przy telewizji mogę czytać, nawet lubię. Zwłaszcza przy transmisjach sportowych, czytam sobie spokojnie, a kiedy komentator zaczyna wrzeszczeć, podnoszę głowę i patrzę co się dzieje 🙂 W ten sposób omijają mnie nudne kawałki zawodów 😉

    3. Post
      Author
      admin

      Niezły sposób! Tak się zastanawiam i chyba zdarzyło mi się czytać w ten sposób, ale że ze sportu oglądam chyba tylko siatkówkę, to tam nie ma zbyt wielu nudnych fragmentów ;).

    4. Post
      Author
  6. Sylwuch

    Za to ja do czytania potrzebuję ciszy – przeszkadza mi muzyka, głośne rozmowy i tym podobne "udogodnienia". Czytam w środkach komunikacji miejskiej, ale bywa ciężko, zwłaszcza gdy ktoś prowadzi rozmowę tak, że cały autobus słyszy – a w tym ja. Skutkuje to właśnie czytaniem tego samego zdania po kilkanaście razy – z czego nie rozumiem niczego.

  7. Bazyl

    Wszystko zależy od tego jak książka wciągnie. Jeśli baaaardzo, to niestraszne mi surmy czy młot pneumatyczny, jeśli w ogóle, to nawet rozmowy jaskółek na parapecie przeszkadzają. A z tym myśleniem o czym innym, to mam ostatnio coraz częściej 😛 A, jeszcze jedno, coraz rzadziej słucham muzyki przy czytaniu. Albo rybki albo akwarium 😀

    1. Post
      Author
  8. Fatalne Skutki Lektur

    A propos muzyki: kiedyś czytałam w trakcie, ale w pewnym momencie zafundowałam sobie sprzężenie zwrotne w mózgu i nie mogę czytać pewnej książki żeby nie słyszeć pewnej płyty/nie mogę słuchać płyty żeby nie myśleć o fabule książki. Dość traumatyczne i od tego czasu już nie ryzykuję 🙂

    1. Post
      Author
      admin

      Zdarzało mi się tak, ale chyba nigdy nie zostałam straumatyzowana, bo nie wytworzyłam sobie takiego skojarzenia nielubianej melodii z lubianą książką albo odwrotnie. Ale doskonale rozumiem :).

  9. naia

    Ja się tak łatwo rozpraszam, że tak naprawdę rzadko kiedy czytać mogę. Musi być absolutna cisza (żadne telewizory, radia, rozmowy w pokoju obok, nic; muzyka ewentualnie, ale tylko instrumentalna), nie może mi być za zimno, nie może mi być za ciepło, muszę być najedzona i wyspana. I spokojna – faktycznie, jak się czymś stresuję, to też nie ma mowy o czytaniu. A że generalnie straszny jest ze mnie nerwus i w kółko mi się przypominają jakieś ważne rzeczy, które muszę załatwić albo zrobić, naprawdę ciężko mi się odprężyć i pogrążyć w lekturze. W autobusie – jak stoję, to niewygodnie i cały czas mi się wydaje, że ktoś mi coś kradnie z torebki, jak siedzę to znów stres że wsiądzie jakaś babcia i będzie trzeba ustąpić. W samochodach osobowych mam tak jak Marvja, zaraz mi się robi niedobrze, w busach dalekobieżnych jest lepiej, ale znowu stres, że zachce mi się do toalety, więc wolę spać, żeby o tym nie myśleć. Jak tak teraz na to patrzę, to naprawdę jestem niezłym zbiorem paranoi!

    1. Post
      Author
      admin

      Ha, to fascynujące, swego czasu dzieliłam z Tobą te neurozy a propos czytania w autobusie, ale właśnie czytanie w autobusie mnie jakoś tak od tego uwolniło: przestałam się bać, że moja torba pójdzie na łup złodziei (odpowiedni chwyt plus obciążenie książką), będzie mnie ktoś wypraszał (wypatrzenie ewentualnej pozycji do czytania na stojąco zawczasu — ale w sumie chyba czytelników się wyprasza rzadziej, zwykle wzrok pada na tych co siedzą, a nie robią nic pochłaniającego uwagę, mam wrażenie takie w każdym razie), a o toalecie nie myślę, jak się wciągnę w lekturę ;). Może warto spróbować? Chociaż nie wiem, jak ze zdenerwowaniem samym w sobie, bo rozumiem, że wtedy jest trudno czytać — w końcu i sama mam wtedy problem.

  10. Ekruda

    Mam tak samo, mam tak samo 🙂 W tramwaju zdarza mi się dyskretnie zasłaniać ucho, kiedy ktoś obok za głośno rozmawia, ale to nie jest idealne rozwiązanie.

    1. Post
      Author
      admin

      To zależy właśnie, o czym rozmawia i co czytam ;). Ale nie, nie zasłaniałam chyba nigdy uszu, pewnie jednak system jest mało szczelny ;).

    2. Ekruda

      Mało szczelny i jednak zawsze martwię się, że ten ktoś zauważy i wyjdzie nieładnie. Audiobook mógłby być jakimś rozwiązaniem 🙂

    3. Post
      Author
      admin

      Ale może wtedy wywiązałaby się ciekawa rozmowa?
      – A co to, taka pani delikatna?
      – A nie, nie, tylko że czytam…
      – A co tam pani czyta, hę?
      – A, widzi pan…
      I potem mnogość wariantów, nieprzyjemne wykluczamy ;).

  11. Margolotta

    Też mam ten (niby brzydki) zwyczaj, że podsłuchuję rozmowy prowadzone w środkach komunikacji miejskiej 🙂

    A tak poza tym mam całkiem niezłą podzielność uwagi i jestem w stanie bez większego uszczerbku dla którejkolwiek z tych czynności równocześnie czytać i słuchać na przykład muzyki, jednak robiąc coś takiego mam zwykle irracjonalne poczucie, że nie poświęcam książce tyle uwagi, ile jej się ode mnie należy. Bo książkę traktuję trochę jak swojego rozmówcę, czyli kogoś, kto tu i teraz zasługuje na maksimum mojego zainteresowania. Dlatego raczej unikam takich dwoistości.

    Pyzo, bardzo dobrze się Ciebie czyta! Na Twój blog trafiłam zaledwie klika dni temu i teraz stoję przed nie lada wyzwaniem: przeczytaniem wszystkich Twoich poprzednich wpisów. Pozdrawiam serdecznie 🙂

    1. Post
      Author
      admin

      To jest nas więcej, ciekawe, jak wysokie jest prawdopodobieństwo, że kiedyś w autobusie znajdą się sami podsłuchiwacze ;)? Ależ to byłby cichy autobus! 🙂

      Nigdy właściwie nie myślałam o książce w ten sposób. Lubię je też za to właśnie, że się na mnie nie obrażają, jak na chwilę krótszą bądź dłuższą od nich odejdę i wrócę za czas jakiś — jasne, musimy wtedy pogadać, żeby sobie przypomnieć historie z życia i jak się poznałyśmy, ale generalnie książki wybaczają. Ale to piękne, co piszesz, bardzo mi się podoba takie podejście :).

      Dziękuję, bardzo mi miło to słyszeć :). Udanej lektury Ci życzę, mam nadzieję, że taka będzie ;)!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.