Nadeszła wiekopomna chwila! Otóż mieszkający z nami Kot skończył rok, stając się kotem dorosłym i w pełni praw kocich, a ja uświadomiłam sobie, że zupełnie, ale to zupełnie nie wiem nic precyzyjnego o jego czytelniczych upodobaniach. Postanowiłam to zatem zmienić i przeprowadzić pewien test.
Na potrzeby testu
zaczaiłam się w pokoju z ukrytym w rękawie aparatem i prowadząc z
Kotem niezobowiązującą rozmowę wyczekiwałam chwili, kiedy
zdradzi się co do swoich upodobań. Ale jak to, zakrzykniecie, czy
twój kot nie kładzie się na książkach tak sam z siebie?
Oczywiście, kładzie się, odpowiem wtedy. Ale wiem, że czyni to
nie dla swojej korzyści, ale z dobrego serca: kładzie się bowiem
zawsze na książce, którą właśnie czytam, żeby dać mi znać,
że już starczy, oczu nie ma co sobie psuć, może zajęłabym się
czymś przynoszącym więcej radości światu, na przykład
rozmruczaniem kota. Dlatego też bawiąc Kota rozmową czekałam, co
o sobie zdradzi.
zaczaiłam się w pokoju z ukrytym w rękawie aparatem i prowadząc z
Kotem niezobowiązującą rozmowę wyczekiwałam chwili, kiedy
zdradzi się co do swoich upodobań. Ale jak to, zakrzykniecie, czy
twój kot nie kładzie się na książkach tak sam z siebie?
Oczywiście, kładzie się, odpowiem wtedy. Ale wiem, że czyni to
nie dla swojej korzyści, ale z dobrego serca: kładzie się bowiem
zawsze na książce, którą właśnie czytam, żeby dać mi znać,
że już starczy, oczu nie ma co sobie psuć, może zajęłabym się
czymś przynoszącym więcej radości światu, na przykład
rozmruczaniem kota. Dlatego też bawiąc Kota rozmową czekałam, co
o sobie zdradzi.
Żeby ułatwić
sobie i jemu zadanie, w systemie iście zero-jedynkowym porozkładałam
książki w parach, żeby dowiedzieć się, co też myśli w
poszczególnych – jak je sobie roboczo nazwałam – kategoriach.
Zaczęło się od wyzwania: czy starocie, czy nowości? I nie chodzi
wyłącznie o wydania, ale też o to, co proponuje treść. Miał
zatem Kot do wyboru albo bardzo tradycyjną książkę kucharską z
przepisami z Meklemburgii, Pomorza i Prus Wschodnich albo „Dziką
kuchnię” Łukasza Łuczaja. Czy myślicie, że poszedł za
nowością, pięknie wydaną i bogato ilustrowaną? Za trendem
nakazującym gotować z rosnących wokoło dzikości? Ależ skąd,
skusił się na starodawne lokalne mądrości (ale trzeba przyznać,
że miał nosa, bo mnóstwo tam przepisów na śledzie; a poza tym
wszystko każą posypywać koprem).
sobie i jemu zadanie, w systemie iście zero-jedynkowym porozkładałam
książki w parach, żeby dowiedzieć się, co też myśli w
poszczególnych – jak je sobie roboczo nazwałam – kategoriach.
Zaczęło się od wyzwania: czy starocie, czy nowości? I nie chodzi
wyłącznie o wydania, ale też o to, co proponuje treść. Miał
zatem Kot do wyboru albo bardzo tradycyjną książkę kucharską z
przepisami z Meklemburgii, Pomorza i Prus Wschodnich albo „Dziką
kuchnię” Łukasza Łuczaja. Czy myślicie, że poszedł za
nowością, pięknie wydaną i bogato ilustrowaną? Za trendem
nakazującym gotować z rosnących wokoło dzikości? Ależ skąd,
skusił się na starodawne lokalne mądrości (ale trzeba przyznać,
że miał nosa, bo mnóstwo tam przepisów na śledzie; a poza tym
wszystko każą posypywać koprem).
No dobrze, drogi
Kocie, a czy skusi cię książka raczej pokaźnych rozmiarów, czy
niepozorne chuchro? Wyszukałam na domowej półce „Niewidzialną
koronę” Elżbiety Cherezińskiej i „Prawo i pięść” Józefa
Hena (żeby utrzymać się w tym samym mniej więcej gatunku literackim), na co Kot spojrzał mi w obiektyw, pytając, czy chciałabym go
skompromitować, utrzymując, że wybierze lekturę cieńszą? On nie
z takich, rzekł i rzucił się na „Niewidzialną…”. No, Kocie,
powiedziałam, tu się nie zgodzimy, bo jednak mnie się
„Niewidzialna…” nie widzi, a Hen dość zacny, ale cóż, twój
wybór, kłóciła się nie będę. Ale trochę poszedłeś w lans
grubością, przyznaj się.
Kocie, a czy skusi cię książka raczej pokaźnych rozmiarów, czy
niepozorne chuchro? Wyszukałam na domowej półce „Niewidzialną
koronę” Elżbiety Cherezińskiej i „Prawo i pięść” Józefa
Hena (żeby utrzymać się w tym samym mniej więcej gatunku literackim), na co Kot spojrzał mi w obiektyw, pytając, czy chciałabym go
skompromitować, utrzymując, że wybierze lekturę cieńszą? On nie
z takich, rzekł i rzucił się na „Niewidzialną…”. No, Kocie,
powiedziałam, tu się nie zgodzimy, bo jednak mnie się
„Niewidzialna…” nie widzi, a Hen dość zacny, ale cóż, twój
wybór, kłóciła się nie będę. Ale trochę poszedłeś w lans
grubością, przyznaj się.
I znowu widzicie to
spojrzenie w obiektyw, trochę wyczekujące, trochę zastanawiające,
bo tym razem spytałam o jego preferencje, jeśli chodzi o fiction i
non-fiction. A wybrałam książki w tym samym temacie: czyli
biografię Tove Jansson i jej dzieło, „Tatusia Muminka i morze”.
Kot pogardził depresyjnym klimatem wyspy, co do której nie ma
pewności, czy istnieje i rzucił się od razu w stronę biografii.
Że niby znowu gruba. Cóż, Kocie, ponownie się nie zgadzamy, od
razu wzięłabym „Tatusia…”, ale co zrobić, bywa.
spojrzenie w obiektyw, trochę wyczekujące, trochę zastanawiające,
bo tym razem spytałam o jego preferencje, jeśli chodzi o fiction i
non-fiction. A wybrałam książki w tym samym temacie: czyli
biografię Tove Jansson i jej dzieło, „Tatusia Muminka i morze”.
Kot pogardził depresyjnym klimatem wyspy, co do której nie ma
pewności, czy istnieje i rzucił się od razu w stronę biografii.
Że niby znowu gruba. Cóż, Kocie, ponownie się nie zgadzamy, od
razu wzięłabym „Tatusia…”, ale co zrobić, bywa.
A jak ma się Twoje
zdanie w nieśmiertelnym sporze oryginał versus tłumaczenie? Mam
akurat dokładnie to samo wydanie baśni Braci Grimm po polsku i po
niemiecku (nie jest to najładniejsze wydanie, jakie mam, ale
rozumiecie, nie chodziło o walor estetyczny). Kot, jak widzicie,
przychylił się ku oryginałowi, choć zawadził z lekka biodrem o
tłumaczenie – czyli nie jest źle, jakieś takie wyznaje
koncyliacyjne stanowisko. A to spojrzenie, sami powiedzcie, czyż nie
mówi „ha, tym razem triumfuję!”?
zdanie w nieśmiertelnym sporze oryginał versus tłumaczenie? Mam
akurat dokładnie to samo wydanie baśni Braci Grimm po polsku i po
niemiecku (nie jest to najładniejsze wydanie, jakie mam, ale
rozumiecie, nie chodziło o walor estetyczny). Kot, jak widzicie,
przychylił się ku oryginałowi, choć zawadził z lekka biodrem o
tłumaczenie – czyli nie jest źle, jakieś takie wyznaje
koncyliacyjne stanowisko. A to spojrzenie, sami powiedzcie, czyż nie
mówi „ha, tym razem triumfuję!”?
Pod koniec naszej
przygody Kot już się zmęczył i uznał, że ma dość gołej
podłogi, może o swoich czytelniczych wyborach rozprawiać na
miękkim dywanie. Postanowiłam sprawdzić, czy woli wiedzę złożoną
czy nieco prostszą – w przekazie, nie w ważności, oczywiście.
Jak sami widzicie, dumnym spojrzeniem z profilu Kot omiótł dzieło
świętego Tomasza, a leżącego mu u stóp „Elementarza” Mariana
Falskiego nie zaszczycił nawet zerknięciem. Nawet go jakby z lekka
łapą odtrącił. Cóż, Kocie, snobistyczny nieco jesteś, nie
zaprzeczaj.
przygody Kot już się zmęczył i uznał, że ma dość gołej
podłogi, może o swoich czytelniczych wyborach rozprawiać na
miękkim dywanie. Postanowiłam sprawdzić, czy woli wiedzę złożoną
czy nieco prostszą – w przekazie, nie w ważności, oczywiście.
Jak sami widzicie, dumnym spojrzeniem z profilu Kot omiótł dzieło
świętego Tomasza, a leżącego mu u stóp „Elementarza” Mariana
Falskiego nie zaszczycił nawet zerknięciem. Nawet go jakby z lekka
łapą odtrącił. Cóż, Kocie, snobistyczny nieco jesteś, nie
zaprzeczaj.
I wiecie, że nie
zaprzeczył? Ale może już zmęczony był, w końcu tyleśmy się
nagadali. A i wybór lepszego profilu – męczący.
zaprzeczył? Ale może już zmęczony był, w końcu tyleśmy się
nagadali. A i wybór lepszego profilu – męczący.
_____________________
A jutro, jeśli
będziecie w pobliżu, wpadnijcie na rozważania o miejscach nie
sprzyjających czytaniu!
będziecie w pobliżu, wpadnijcie na rozważania o miejscach nie
sprzyjających czytaniu!
Comments
Kotek <3
Author
Podzielam to uczucie :D.
Strasznie lubię koty w "skarpetkach".
Author
A to powiem tylko, że siostra mojego Kota (mieszkająca gdzie indziej, ale czasem ją widujemy) ma nawet nie tyle skarpetki, co takie mitenki: że każdy palec ma w białym półokręgu. Wygląda to doskonale :).
Ja się chyba kiedyś pokuszę o prowadzenie skali "kociomiźnięciowej", bo zdarza się, że moje koty co jakiś czas, jak czytam książki, podchodzą i ocierają się o nie. Niektóre pozycje są bardzo "cacane", inne już niekoniecznie 😉
Author
Koniecznie! Ciekawe, od czego to zależy — od zapachu? Mój kładzie się faktycznie na tych książkach, które akurat czytam, zapewne z powodu tego, że mocniej mną pachną (ale to taka moja hipoteza). A lubi się miziać też o nowe nabytki, zwłaszcza w twardych oprawach :).
Ale kot ma każdy progfil lepszy :D!
Author
Cholibka, faktycznie! Na wszelki wypadek nie powiem mu, że tak napisałam, żeby nie było niesnasek ;).
Ha, piękny wpis (i kot też piękny).:D Aż kusi, żeby podobny test preferencji moim świnkopannom zrobić, ale niestety, ach, niestety, one ksiązki wybierają tylko i wyłącznie po smaku…
Author
Jest to też jakiś sposób i kto wie, czy czasami nie mają wtedy racji ;). Mój Kot rozgryzł mi co prawda tylko grzbiet jednej książki (uff), ale faktycznie nie była za specjalna — coś czuł!
Prześwietny debiut blogowy! Ja ze swoimi kotkami (mamy ich dwie) dyskursów o literaturze nie prowadzę, ale być może zacznę. One jakoś tak laptopami zafascynowane i internet je kręci, co chwila tylko mi przez ramię (wersja łagodniejsza) lub bezpośrednio z klawiatury zerkają w ekran, a na książki spoglądają rzadko.
Author
A widzisz, tego Kota internet zupełnie nie kręci, czasem się stara wkręcić w wentylator laptopa, ale z rzadka. Generalnie straszny z niego fan książek w różnej postaci :). Może po prostu musisz zachęcić kotki, żeby Ci co nieco opowiedziały, może nieśmiałe są?