O Pyzie raz jeszcze albo odpowiadam na pytania

Jakiś czas temu odpowiadałam już na pytania w ramach Liebster Blog Award, więc kiedy znowu zostałam nominowana, zastanawiałam się, czy pisać taki post po dość jednak niedługim czasie, jaki upłynął od poprzedniego. A potem zostałam nominowana raz jeszcze, przemyślałam sprawę i stwierdziłam, że na sobotę letniego czasu właściwie czemu by nie pobawić się w odpowiadanie.

Najpierw, zgodnie z kolejnością, odpowiem na pytania Izabeli Łęckiej z Literackiego Zamieszania.
Pozwoliłam się w kwestii ilustracji zainspirować pseudonimami
pytających. Tu, rzecz jasna, Izabela Łęcka w wykonaniu Beaty Tyszkiewicz.
1. Wolisz czytać klasykę czy nowości?
Ponieważ staram się pisać zasadniczo o każdej książce, którą czytam — z drobnymi wyjątkami — można po moich notkach zobaczyć, że nie jestem ani fetyszystką nowości, ani klasyki. Cenię sobie bardzo takie naprzemienne czytanie przeróżnych książek. Poza tym jest przecież cała masa książek, które nie są ani nowe, ani klasyczne (jeszcze nie są albo już nie mają szans być), i powiedziałabym, że w sumie takich czytam najwięcej.

2. Jaki jest Twój ulubiony gatunek literacki?
Jeśli chodzi o tak zwaną literaturę gatunkową, to na pewno fantasy. To stara miłość i nadal nierdzewiejąca. W moim przypadku nie oznacza to jednak, że czytam tego jakoś wyraźnie więcej od wszystkiego innego. Poza fantasy bardzo lubię różnego rodzaju sylwy. Ale jeśli zostałabym postawiona przed wyborem w rodzaju „a z jakim gatunkiem wytrzymałabyś miesiąc na bezludnej wyspie”, to bez wahania wskażę fantasy: bo jest różnorodne. I mieszczą się tam rzeczy od wysokiej fantasy Tolkiena, przez humorystyczną, mroczną, dziwną, po historyczną czy romansową. Właściwie to, jakby się tak przyjrzeć, taki gatunek sprytnie zakomponowujący w siebie inne — coś jak literatura, ale w pomniejszeniu. A tak w ogóle, to im więcej czytam, tym bardziej mam wrażenie, że podziały na gatunki jednak nie do końca mapują faktyczny stan literatury. Może zatem warto by poszukać czegoś nowego, jeśli potrzebujemy klasyfikacji?

3. Ulubiony bohater książkowy?
Samuel Vimes ma miejsce w mym sercu, w którym niechętnie przesuwa się na boki. Ale tak naprawdę to bardzo trudne pytanie, bo tak: czy bohatera wyrwanego ze świata przedstawionego nadal bym tak lubiła? Co właściwie stanowi o tym, że tak go lubię — bo chyba nawet nie tylko on sam jako on, ale i świat, i sposób narracji, i przygody, które pisarz/ka każe mu przeżywać. Także odpowiedź pierwsza: Vimes. Odpowiedź druga: to skomplikowane.
 
4. Ulubiony film?
Bardzo długo to miejsce zajmował „Czarnoksiężnik z Krainy Oz” z 1939 roku, oglądałam go co jakiś czas, bardzo się przy tym pilnując, żeby nie przegapić żadnego razu, kiedy leciał w telewizji. Ale jakiś czas temu zaczęłam się zastanawiać, jak to jest z tym moim ulubionym filmem, bo „Czarnoksiężnika…” dawno nie oglądałam, nawet zremasterowanej wersji kinowej, jakoś mnie coś przestało do niego ciągnąć. Teraz wskazałabym chyba albo „Musimy sobie pomagać” Jana Hřebejka ze świetnym scenariuszem Petra Jarchovskiego (ma ten film wady, ja te wady widzę, ale za każdym razem to idealne połączenie tragizmu i komizmu mnie, co tu dużo mówić, bierze) albo „Going Postal” Sky1 za świetne oddanie pratchettowskiego klimatu (och, jak ja to lubię oglądać!), albo „Prawo i pięść” za świetne połączenie westernu, dramatu egzystencjalnego, Gustawa Holoubka i zniszczonych Ziem Zachodnich. Innymi słowy te filmy, do których z tego czy innego powodu najczęściej wracam.

5. Dlaczego założyłeś/aś bloga?
A, tu odsyłam do pierwszej notki, gdziem się jasno określiła.

6. Jak szukasz nowych czytelników?
Hm, nie szukam, sami z jakichś dla siebie miłych powodów się pojawiają. No bo tak jak pisałam ostatnio: piszę dla siebie i pod siebie, ale raduje się me serce, że to, co piszę, jest czytane. Nie promuję tego w żaden sposób, jeśli o to chodzi w pytaniu, poza Google+, gdzie mam konto (choć podobno tylko pracownicy Google’a mają tam konto, co podważam, jako że pracownikiem Google’a nie jestem) i wrzucam wpisy (a czasem wrzucam je tam też na grupę Lubimy czytać książki, bo lubię czytać książki, jak wiecie). Wychodzę z takiego chyba dość naiwnego, ale i sympatycznego założenia, że jeśli coś będzie ciekawe nie tylko dla mnie, to pewnie zostanie przeczytane przez tego, kto to uzna za ciekawe. Chyba czytelników trzeba by było pytać, skąd się tu wzięli.

7. Twoja opinia o współpracy z wydawnictwami i jeśli tak to jaką książkę najlepiej wspominasz?
Nie współpracuję z wydawnictwami, także tu odpowiedzieć nie mogę, bom niekompetentna.

8. Czy planujesz założyć bloga nie o książkach?
Hm, założyłam bloga o książkach, bo czułam, że chcę rozmawiać o książkach z innymi i układać sobie na papierze/ekranie, co też sądzę na ten czy inny temat. Nie czuję potrzeby zakładania sobie miejsca po to, żeby pisać o czymś innym. Zesztą tyle jest jeszcze do poruszenia w kwestiach okołoksiążkowych, czytelniczych i literaturowych!

9. Jak często piszesz posty?
Jak wiecie: codziennie. Czasami do przodu, jeśli wiem, że danego dnia nie będę miała chwili, żeby usiąść i napisać.

10. Jaka jest według Ciebie ich optymalna długość?
Taka, w jakiej czuję, że powiedziałam chociaż z grubsza wszystko to, co chciałam. A że lubię pisać, to zwykle są to posty dość długie.
A teraz pytania od Owcy z książką!
No, tu co prawda owca z owcą, a nie z książką, ale jakie są urocze! Źródło.
1. Budzisz się rano. W fotelu pod
oknem siedzi znudzona czekaniem, aż się łaskawie obudzisz wróżka, która
oferuje Ci jedną niezwykłą moc. Ty wybierasz jaką. Co wybierzesz?
Ojej, strasznie trudne pytanie! Bo z tymi niezwykłymi mocami jest tak, że zwykle jednak — idąc tropem baśni — człowiek wychodzi na nich jak Zabłocki na mydle. Może bym chciała umieć się przenosić w przestrzeni, ale nie sama, tylko z kimś, żeby szybciej podróżować. Chociaż w podróży dużo czytam, więc nie wiem, czy to by było aż tak praktyczne.

2. Budzisz się kolejnego dnia. Noc
już co prawda się skończyła, ale wróżka nadal tkwi w fotelu. Tym razem
przenosi Cię na jeden dzień do świata dowolnej powieści. Gdzie zatem
spędzisz ten dzień?
Oj, wróżko, powiedziałabym, ostatnio o tym wspominałam, ukułam cały plan wycieczki i nic się od tej pory nie zmieniło, także zapinamy pasy i jedziemy!

3. Trzeciego dnia fotel nadal okupuje
wróżka. Jest złośliwa, dlatego nie tłumacząc Ci zupełnie nic,
przemienia Cię w zwierzę, o którym pomyślałaś/eś. W czyjej skórze
spędzisz ten dzień i jak to wykorzystasz?
Hm, zapewne z samego rana nie pomyślałabym o innym zwierzęciu niż mój kot. Trudno rano o nim nie myśleć, kiedy pakuje się na mnie, każąc się głaskać, karmić i obserwować, bo inaczej gotów całemu światu oznajmiać, że jest niekochany i porzucony (na szczęście dużo częściej w ten sposób szantażuje mojego Domownika, ja zazwyczaj śpię dość wytrwale). I jako ten kot spędziłabym dzień: śpiąc, jedząc, łapiąc muchę kręcącą się po mieszkaniu, jedząc, śpiąc, zrzucając jasne futro na kanapie zaścielonej ciemną narzutą, zrzucając ciemne futro na jasno obitym krześle, śpiąc, kładąc się na książce, którą ktoś czyta, ale poszedł sobie akurat zrobić herbaty, domagając się jedzenia, jedząc, będąc drapaną i śpiąc. Może ewentualnie pakując się w jakieś dziwne miejsca, gdzie akurat jest miejsce. No i, oczywiście, śpiąc.


4. Dzień czwarty – fochy wróżce przeszły i daje Ci wybór. Możesz wybrać się na kawę z dowolnie wybranym pisarzem. Z kim spędzisz dzień?
W sumie to, że bym poszła na kawę z kimś z moich ulubionych, to za łatwa odpowiedź. Dlatego poszłabym na kawę z jakimś autorem, za którym do końca nie przepadam (bo z takim zupełnie nieznanym trochę bym się krępowała, no i rozmawialibyśmy pewnie nie o jego/jej książkach, ale o innych rzeczach raczej, na przykład książkach innych pisarek/pisarzy). Może wyjaśnilibyśmy sobie różne zaszłości, przedyskutowałabym z nim moje zarzuty wobec jego twórczości i albo upewniła w tym, że coś nam razem nie po drodze, albo stwierdziła, że jestem niesprawiedliwa.

5. Piątego dnia budzisz się, a fotel
jest pusty. Wróżka zniknęła. Na fotelu został tylko kłębek wełny.
Odczuwasz ulgę, czy żal, że już jej nie ma?
W sumie to chyba zafundowała mi więcej dobrych niespodzianek niż złych, no bo miałam okazję pogadać z autorem, za którym co prawda nie przepadam, ale jednak, wyspałam się za wszystkie czasy jako kot, pozwiedzałam ukochane książkowe krainy i to bez kosztów podróży. No jakże nie szkoda takiej wróżki? Ale z drugiej strony, jam jest i Pyza Domatorka, a nie tylko Wędrowniczka, więc po czterech dniach intensywnych przygód od rana z chęcią odetchnę. Wełnę chowam, może wróżka da się jeszcze jakoś przywołać kiedyś znowu?
_____________________
Nikogo tym razem nie nominuję (ale gdyby ktoś miał ochotę odpowiadać na powyższe pytania, niech się czuje zachęcony!), za to dzisiaj po południu zacznę ogarniać komentarze, których się przez te kilka dni nazbierało. A jutro: lecimy na Wenus, czyli kolejna odsłona Lemat-a.

Comments

    1. Post
      Author
  1. Anna Flasza-Szydlik

    Pytania Owcy są świetnie pomyślane, a pytania Izabeli ciekawe. Odpowiedzi też przeczytałam z przyjemnością, szczególnie spodobała mi się ta na pytanie o pójście na kawę z autorem :).

    1. Post
      Author
      admin

      Tak sobie jeszcze myślę, że to nie powinien być autor zupełnie nielubiany, żeby nie doszło do jakichś rękoczynów nad tą kawą ;).

    1. Post
      Author
  2. naia

    Hřebejka to ja chyba na razie widziałam tylko "Pelíšky", ale co do tego tragizmu i komizmu, obejrzałam ostatnio wreszcie "Hoří, má panenko!" Formana i mnie ten film po prostu rozwalcował. Inaczej tego nie nazwę. Nie sądziłam, że da się nakręcić coś tak zabawnego i tak przeraźliwie smutnego równocześnie!

    W takie kocisko się zamienić chyba świetna sprawa :). Też jeszcze mam do przemyślenia wizytę owczej wróżki. Supermoc już wymyśliłam, zobaczymy, co będzie dalej! A o Twoich pytaniach z poprzedniej rundki wciąż pamiętam, może w tym tygodniu wreszcie uda mi się odpowiedzieć :).

    1. Post
      Author
      admin

      "Pelíšky" też bardzo lubię, to był w ogóle pierwszy jego film, który widziałam. Obejrzałam właściwie większość filmów Hřebejka i co prawda niektóre są fatalne (oj, baaardzo fatalne), ale do "Musimy sobie pomagać" mam ogromny sentyment (i zawsze na nim płaczę, a ja generalnie rzadko płaczę przy dziełach wszelkiego autoramentu ;)). Przygodę z Formanem dopiero zaczynam, także "Hoří…" jeszcze nie widziałam, ale na pewno obejrzę :)!

      Super, cieszę się w takim razie bardzo i czekam :)!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.