Dla
Mamy
Mamy
Miało być na Dzień Matki, ale – jak pisałam – nie wyrobiłam
się. Dlatego będzie dzisiaj (Mama wybaczy!). W każdym razie:
wspominałam już kiedyś, że mam z czytaniem Kraszewskiego problem,
ale w tym wypadku zawzięłam się, że przeczytam i kropka. I
przeczytałam, i dobrze się stało. Bo choć powieść historyczna z
tego mocno przeciętna, to jako pewna ilustracja niektórych
problemów – lektura przednia.
się. Dlatego będzie dzisiaj (Mama wybaczy!). W każdym razie:
wspominałam już kiedyś, że mam z czytaniem Kraszewskiego problem,
ale w tym wypadku zawzięłam się, że przeczytam i kropka. I
przeczytałam, i dobrze się stało. Bo choć powieść historyczna z
tego mocno przeciętna, to jako pewna ilustracja niektórych
problemów – lektura przednia.
Kraszewski pisze
właściwie historię próby modernizacji społeczeństwa, którą
widział na co dzień – książkę napisał przecież w 1881 roku –
ubierając ją w szatę powieści historycznej dziejącej się w
czasach Kazimierza Wielkiego. Zaczynając trochę przewrotnie od
końca: nawet wątek lekarzy starających się o zdrowie chorego
króla to jest motyw sporu między nowoczesnością (uczony niemiecki
lekarz) i zwyczajem, nie zawsze dobrym, choć uświęconym tradycją
(rodzimy lekarz pokładający wiarę w ziołach). I tak jak tutejsza
medycyna nie dała rady króla wyciągnąć z choroby, tak i pewne
próby wprowadzenia nowoczesności, zdaje się sugerować Kraszewski,
są na ziemiach polskich bardzo problematyczne.
właściwie historię próby modernizacji społeczeństwa, którą
widział na co dzień – książkę napisał przecież w 1881 roku –
ubierając ją w szatę powieści historycznej dziejącej się w
czasach Kazimierza Wielkiego. Zaczynając trochę przewrotnie od
końca: nawet wątek lekarzy starających się o zdrowie chorego
króla to jest motyw sporu między nowoczesnością (uczony niemiecki
lekarz) i zwyczajem, nie zawsze dobrym, choć uświęconym tradycją
(rodzimy lekarz pokładający wiarę w ziołach). I tak jak tutejsza
medycyna nie dała rady króla wyciągnąć z choroby, tak i pewne
próby wprowadzenia nowoczesności, zdaje się sugerować Kraszewski,
są na ziemiach polskich bardzo problematyczne.
Kazimierz Wielki wyobrażony przez Jana Matejkę. Opisy Kraszewskiego
są temu wyobrażeniu dość bliskie. Źródło.
Historię Kazimierza
Wielkiego Kraszewski traktuje dość pretekstowo. Jak to robi? Przede
wszystkim pisze pochwałę starań króla: o dobry los chłopów (a
Kraszewski pisze o tym przecież nie tak wcale długo po zniesieniu
pańszczyzny!), o równe prawa dla mieszczan, o poprawę życia
Żydów, o tę szeroko pojętą modernizację kraju na wzór zachodni
– bogate miasta, dobry system dróg i tak dalej. W opozycji do
króla znajduje się większość ziemian (którzy czują się
niedouprzywilejowani i sprzyjają brakowi męskiego potomka
ostatniego Piasta, co oznaczałoby przejście korony na siostrzeńca
Kazimierza, Ludwika, który już obiecał im wiele) i kleru (którym
ani romanse króla, ani przywileje dla Żydów nie są w smak). Tyle
że robi to wszystko Kraszewski dziwnie: bo co prawda wspomina o dość
wątpliwych momentach życiorysu Kazimierza (wątek Klary Amadejówny,
skazanie Maćka Borkowicza, śmierć księdza Baryczki), ba – czyni
z nich jedne z głównych motywów – ale samego króla obiera z
podejrzeń. Jak? Tworząc postać jego zausznika, Kochana Rawy, który
wszystkie winy bezpośrednie bierze na siebie. W przypadku Klary
(historycznie do dzisiaj nie wiadomo, czy Kazimierz dziewczynę
zgwłacił, czy nie, za co ją samą i jej rodzinę spotkały
prześladowania i okrutna śmierć) Kraszewski pisze po prostu, że
„nie wiadomo, jak było”, a króla nęka klątwa rzucona w
związku z tą sprawą – że nie doczeka się dziedzica. Ustawia
więc Kraszewski swojego bohatera w takiej pozycji, by czytelnik mógł
mu współczuć. W sprawie Baryczki Kazimierz też zostaje odautorsko
ubezwłasnowolniony – księdza morduje Kochan Rawa. Podobnie z
Borkowiczem: król długo go uniewinnia, póki ten nie rzuca
podejrzenia na samą królową, sugerując, że z nią sypiał
(ironia losu, można by powiedzieć). Kto ma wykonać wyrok?
Oczywiście – Rawa.
Wielkiego Kraszewski traktuje dość pretekstowo. Jak to robi? Przede
wszystkim pisze pochwałę starań króla: o dobry los chłopów (a
Kraszewski pisze o tym przecież nie tak wcale długo po zniesieniu
pańszczyzny!), o równe prawa dla mieszczan, o poprawę życia
Żydów, o tę szeroko pojętą modernizację kraju na wzór zachodni
– bogate miasta, dobry system dróg i tak dalej. W opozycji do
króla znajduje się większość ziemian (którzy czują się
niedouprzywilejowani i sprzyjają brakowi męskiego potomka
ostatniego Piasta, co oznaczałoby przejście korony na siostrzeńca
Kazimierza, Ludwika, który już obiecał im wiele) i kleru (którym
ani romanse króla, ani przywileje dla Żydów nie są w smak). Tyle
że robi to wszystko Kraszewski dziwnie: bo co prawda wspomina o dość
wątpliwych momentach życiorysu Kazimierza (wątek Klary Amadejówny,
skazanie Maćka Borkowicza, śmierć księdza Baryczki), ba – czyni
z nich jedne z głównych motywów – ale samego króla obiera z
podejrzeń. Jak? Tworząc postać jego zausznika, Kochana Rawy, który
wszystkie winy bezpośrednie bierze na siebie. W przypadku Klary
(historycznie do dzisiaj nie wiadomo, czy Kazimierz dziewczynę
zgwłacił, czy nie, za co ją samą i jej rodzinę spotkały
prześladowania i okrutna śmierć) Kraszewski pisze po prostu, że
„nie wiadomo, jak było”, a króla nęka klątwa rzucona w
związku z tą sprawą – że nie doczeka się dziedzica. Ustawia
więc Kraszewski swojego bohatera w takiej pozycji, by czytelnik mógł
mu współczuć. W sprawie Baryczki Kazimierz też zostaje odautorsko
ubezwłasnowolniony – księdza morduje Kochan Rawa. Podobnie z
Borkowiczem: król długo go uniewinnia, póki ten nie rzuca
podejrzenia na samą królową, sugerując, że z nią sypiał
(ironia losu, można by powiedzieć). Kto ma wykonać wyrok?
Oczywiście – Rawa.
Kazimierz Wielki u
Kraszewskiego głównie cierpi z powodu braku syna albo nietrafionych
małżeństw. To też jest bardzo ciekawie poprowadzony wątek:
pierwsza żona, Aldona Giedyminówna, odmalowana jest tylko w słowach
opowiadających o niej postaci (bezpośrednio jej nie widzimy) jako
prostaczka z dziczy, która co prawda ładna, ale intelektualnie od
króla odstaje. Druga żona okazuje się być brzydka i nieznośna –
ale jej też nie widzimy ani razu. Król dopiero po piętnastu latach
cierpień i nic nie robienia w tej sprawie postanawia się ożenić –
bez unieważnienia tego małżeństwa – ale tu też nie on jest
winien, ale Kochan Rawa, który naraił mu piękną czeską mieszczkę
oraz opat tyniecki, który mu ślubu postanowił udzielić. Widzicie
już mechanizm, prawda? Jak tylko Rokiczana zostaje żoną Kazimierza
– ten zaczyna się denerwować, ż ego popędza w sprawie uznania
legalności tego małżeństwa. Zaczyna się szukanie haków na
kobietę, w czym oczywiście główny udział ma, tak, tak, Rawa.
Powód, dla którego Kazimierz oddala w końcu Rokiczanę, jest zaś
co najmniej kuriozalny.
Kraszewskiego głównie cierpi z powodu braku syna albo nietrafionych
małżeństw. To też jest bardzo ciekawie poprowadzony wątek:
pierwsza żona, Aldona Giedyminówna, odmalowana jest tylko w słowach
opowiadających o niej postaci (bezpośrednio jej nie widzimy) jako
prostaczka z dziczy, która co prawda ładna, ale intelektualnie od
króla odstaje. Druga żona okazuje się być brzydka i nieznośna –
ale jej też nie widzimy ani razu. Król dopiero po piętnastu latach
cierpień i nic nie robienia w tej sprawie postanawia się ożenić –
bez unieważnienia tego małżeństwa – ale tu też nie on jest
winien, ale Kochan Rawa, który naraił mu piękną czeską mieszczkę
oraz opat tyniecki, który mu ślubu postanowił udzielić. Widzicie
już mechanizm, prawda? Jak tylko Rokiczana zostaje żoną Kazimierza
– ten zaczyna się denerwować, ż ego popędza w sprawie uznania
legalności tego małżeństwa. Zaczyna się szukanie haków na
kobietę, w czym oczywiście główny udział ma, tak, tak, Rawa.
Powód, dla którego Kazimierz oddala w końcu Rokiczanę, jest zaś
co najmniej kuriozalny.
Władca nieco starszy wiekiem pędzla Bacciarellego. Źródło.
W postaci Kochana
widać zresztą, jak Kraszewski pisze powieść osadzoną w
średniowieczu z punktu widzenia dziewiętnastowiecznej mentalności.
To postać, która jakby uosabia wszystkie wady Kazimierza: zmienność
nastrojów, niechęć do monogamii, upodobanie w jednodniowych
romansach. Ale o ile Kazimierz opisywany jest jako ze wszystkich tych
powodów cierpiący, o tyle po Kochanie spływa to jak woda po
kaczce. Dba tylko o miłość króla. Ale jest trochę takim Dorianem
Greyem, na którym się wszystko odbija z zewnątrz, podczas gdy
Kazimierz jest takim portretem owego Doriana. Zresztą wątek oddania
Kochana królowi jest dosyć zastanawiający – być może to jest
zaowalowany portret homoseksualnej, niespełnionej miłości? Kochan
przy każdym niemal swoim pojawieniu się opisywany jest jako
„niechętny do żeniaczki”, taki, który żenić się nie
zamierza, bo chodzi mu tylko o króla. Kiedy wykonuje wyrok na
Borkowiczu, ten:
widać zresztą, jak Kraszewski pisze powieść osadzoną w
średniowieczu z punktu widzenia dziewiętnastowiecznej mentalności.
To postać, która jakby uosabia wszystkie wady Kazimierza: zmienność
nastrojów, niechęć do monogamii, upodobanie w jednodniowych
romansach. Ale o ile Kazimierz opisywany jest jako ze wszystkich tych
powodów cierpiący, o tyle po Kochanie spływa to jak woda po
kaczce. Dba tylko o miłość króla. Ale jest trochę takim Dorianem
Greyem, na którym się wszystko odbija z zewnątrz, podczas gdy
Kazimierz jest takim portretem owego Doriana. Zresztą wątek oddania
Kochana królowi jest dosyć zastanawiający – być może to jest
zaowalowany portret homoseksualnej, niespełnionej miłości? Kochan
przy każdym niemal swoim pojawieniu się opisywany jest jako
„niechętny do żeniaczki”, taki, który żenić się nie
zamierza, bo chodzi mu tylko o króla. Kiedy wykonuje wyrok na
Borkowiczu, ten:
„bezcześcił
Kochana i łajał najsromotniejszymi wyrazami. Ale Rawa w tej chwili
tak był szczęśliwy, iż trudnego dzieła z nadzwyczajną łatwością
dokonał, iż przekleństwa i obelgi śmiejąc się znosił. Niektóre
z nich utkwiły w jego pamięci i sercu, choć nie dawał tego poznać
po sobie, bo ludzi było dosyć przytomnych”.[cytuję
z wydania Ludowej Spółdzielni Wydawniczej z 1963 roku, s. 473]
Co
mogło być tak obelżywe, że Kochan nie chciał dać po sobie
poznać przy ludziach, że czuje się tym dotknięty? A to nie jedyna
scena, która zdaje się pod spodem sugerować, że coś tu jest na
rzeczy.
mogło być tak obelżywe, że Kochan nie chciał dać po sobie
poznać przy ludziach, że czuje się tym dotknięty? A to nie jedyna
scena, która zdaje się pod spodem sugerować, że coś tu jest na
rzeczy.
W
ciekawy sposób – i powiedziałabym, że dość nieortodoksyjny –
podchodzi Kraszewski do wątku Estery. Rozrywa go oczywiście na
motywach biblijnych, pisząc nawet od czasu do czasu o bohaterce per
Esther, sugerując też przez innych bohaterów, że ma ona u boku
Kazimierza odgrywać rolę swojej biblijnej imienniczki, ale przy tym
wychodzi od czasu do czasu poza uprzedzenia wobec Żydów. Czy
raczej: pokazuje, jak poza nie wychodzi król. Przy czym nie jest
tak, że w „Królu chłopów” nie ma w ogóle takich systemowo
antysemickich wątków: Estera ciągle się martwi, czy królowi aby
nie przeszkadza jej pochodzenie, a sam król zwraca na nią uwagę
nie tyle przez samą jej mądrość, ale piękny wygląd –
opisywany jako bardzo nie żydowski, do tego stopnia, że wszyscy są
zadziwieni. Znalazła się jednak w powieści scena dość
niesamowita: otóż podczas pogromu w Krakowie sam król wyjeżdża z
Wawelu i broni mordowanych Żydów własnym mieczem. Bardzo
symboliczne i mam wrażenie, że bardzo odważne – nie tylko w 1881
roku, ale w ogóle.
ciekawy sposób – i powiedziałabym, że dość nieortodoksyjny –
podchodzi Kraszewski do wątku Estery. Rozrywa go oczywiście na
motywach biblijnych, pisząc nawet od czasu do czasu o bohaterce per
Esther, sugerując też przez innych bohaterów, że ma ona u boku
Kazimierza odgrywać rolę swojej biblijnej imienniczki, ale przy tym
wychodzi od czasu do czasu poza uprzedzenia wobec Żydów. Czy
raczej: pokazuje, jak poza nie wychodzi król. Przy czym nie jest
tak, że w „Królu chłopów” nie ma w ogóle takich systemowo
antysemickich wątków: Estera ciągle się martwi, czy królowi aby
nie przeszkadza jej pochodzenie, a sam król zwraca na nią uwagę
nie tyle przez samą jej mądrość, ale piękny wygląd –
opisywany jako bardzo nie żydowski, do tego stopnia, że wszyscy są
zadziwieni. Znalazła się jednak w powieści scena dość
niesamowita: otóż podczas pogromu w Krakowie sam król wyjeżdża z
Wawelu i broni mordowanych Żydów własnym mieczem. Bardzo
symboliczne i mam wrażenie, że bardzo odważne – nie tylko w 1881
roku, ale w ogóle.
Kaźmirz, jak o nim pisze JIK, tutaj z pięknie utrefionym włosem. Namalował
Aleksander Lesser. Źródło.
Z
tymi chłopami też w „Królu…” bywa różnie. Są pokazani
jako ludzie dobrzy i godni zaufania, Kraszewski ustawia ich w
opozycji do zdradzieckiego ziemiaństwa, i z lubością opisuje pewne
nieśmiałe próby oparcia na nich i na mieszczaństwie nowego ładu
w państwie, ale też nie stroni od uwag typu „lud ma pokrewne lica
i bratersko wygląda cały” [s. 481]. Nie wiem jak Wam, ale mnie
nasuwają się od razu te stereotypowe wyobrażenia Europejczyka, dla
którego wszyscy czarnoskórzy wyglądają dokładnie tak samo. A
zważywszy na to, że pozycja chłopa była u nas bardzo niegodną
pozazdroszczenia, skojarzenia nasuwają się same. Przy czym
Kraszewski opisuje punkt zwrotny tego położenia chłopstwa: mamy
jeszcze wolnych kmieci, ale wiadomo, co się zaraz stanie. Może to
są nieśmiałe próby takiej reanimacji chłopskiej dumy, jakieś
takie szukanie śladów „polskości” chłopów? Bo jeszcze raz –
przecież autor pisze to w sytuacji, kiedy w dorosłość wchodzi
pierwsze pokolenie chłopów wyzwolonych od pańszczyzny. To ciągłe
przypominanie przez narratora, że za Łokietka walczyli głównie
chłopi to są chyba kroki właśnie w tym kierunku.
tymi chłopami też w „Królu…” bywa różnie. Są pokazani
jako ludzie dobrzy i godni zaufania, Kraszewski ustawia ich w
opozycji do zdradzieckiego ziemiaństwa, i z lubością opisuje pewne
nieśmiałe próby oparcia na nich i na mieszczaństwie nowego ładu
w państwie, ale też nie stroni od uwag typu „lud ma pokrewne lica
i bratersko wygląda cały” [s. 481]. Nie wiem jak Wam, ale mnie
nasuwają się od razu te stereotypowe wyobrażenia Europejczyka, dla
którego wszyscy czarnoskórzy wyglądają dokładnie tak samo. A
zważywszy na to, że pozycja chłopa była u nas bardzo niegodną
pozazdroszczenia, skojarzenia nasuwają się same. Przy czym
Kraszewski opisuje punkt zwrotny tego położenia chłopstwa: mamy
jeszcze wolnych kmieci, ale wiadomo, co się zaraz stanie. Może to
są nieśmiałe próby takiej reanimacji chłopskiej dumy, jakieś
takie szukanie śladów „polskości” chłopów? Bo jeszcze raz –
przecież autor pisze to w sytuacji, kiedy w dorosłość wchodzi
pierwsze pokolenie chłopów wyzwolonych od pańszczyzny. To ciągłe
przypominanie przez narratora, że za Łokietka walczyli głównie
chłopi to są chyba kroki właśnie w tym kierunku.
Właściwie
zatem „Król chłopów” jest ciekawy nie tyle jako powieść
historyczna, ile polityczna. Miałam z Kraszewskim tutaj zawsze
problem, bo ani opisów nie ma u niego za dużo, narracja przeskakuje
często o kilka lat, bohaterowie są raczej ucieleśnieniem pewnych
idei niż ludźmi, a do tego jak nie do końca chce dłużej pisać,
dodaje tylko „itd.”. Dlatego tak mnie w końcu olśniło, że to
są nie tyle powieści historyczne, ile właśnie polityczne.
Analizując machinę władzy, pokazując jej bebechy – zwycięzców
i ofiary, Kraszewski jest raz, że szalenie aktualny w swojej epoce,
a dwa – że nawet i teraz. Bazyl pisał tak niedawno o „Brühlu” Kraszewskiego, ale i w „Królu chłopów” znajdzie się duża
część takiej nam bliskiej sytuacji: autor pokazuje silnie
podzielone, zantagonizowane społeczeństwo, skupiające całą swoją
złość i frustrację na osobie władcy, którego inni z kolei widzą
władcą bardzo dobrym i odpowiedzialnym. Kraszewski nie pozostawia
też złudzeń co do tego, w jak niewielkim stopniu król panował
nad wszystkim, a jak wielki wpływ ma na to dwór. Nawet przy
monarsze o stosunkowo silnej przecież pozycji.
zatem „Król chłopów” jest ciekawy nie tyle jako powieść
historyczna, ile polityczna. Miałam z Kraszewskim tutaj zawsze
problem, bo ani opisów nie ma u niego za dużo, narracja przeskakuje
często o kilka lat, bohaterowie są raczej ucieleśnieniem pewnych
idei niż ludźmi, a do tego jak nie do końca chce dłużej pisać,
dodaje tylko „itd.”. Dlatego tak mnie w końcu olśniło, że to
są nie tyle powieści historyczne, ile właśnie polityczne.
Analizując machinę władzy, pokazując jej bebechy – zwycięzców
i ofiary, Kraszewski jest raz, że szalenie aktualny w swojej epoce,
a dwa – że nawet i teraz. Bazyl pisał tak niedawno o „Brühlu” Kraszewskiego, ale i w „Królu chłopów” znajdzie się duża
część takiej nam bliskiej sytuacji: autor pokazuje silnie
podzielone, zantagonizowane społeczeństwo, skupiające całą swoją
złość i frustrację na osobie władcy, którego inni z kolei widzą
władcą bardzo dobrym i odpowiedzialnym. Kraszewski nie pozostawia
też złudzeń co do tego, w jak niewielkim stopniu król panował
nad wszystkim, a jak wielki wpływ ma na to dwór. Nawet przy
monarsze o stosunkowo silnej przecież pozycji.
A do
tego dodam jeszcze, że pięknie pokazuje nam autor zmienność
odnośników kulturowych. Bowiem te zachodnie wzorce, w które
zapatrzony jest Kazimierz, to są wzorce owszem – z Francji czy
Włoch, ale przede wszystkim: z Czech. Ciekawe, prawda, jak zmieniają
się nam kierunki i myśli o tym, co jest „Zachodem”.
tego dodam jeszcze, że pięknie pokazuje nam autor zmienność
odnośników kulturowych. Bowiem te zachodnie wzorce, w które
zapatrzony jest Kazimierz, to są wzorce owszem – z Francji czy
Włoch, ale przede wszystkim: z Czech. Ciekawe, prawda, jak zmieniają
się nam kierunki i myśli o tym, co jest „Zachodem”.
No
a książkę odhaczam oczywiście w kategorii „ukochana książka
mamy”.
a książkę odhaczam oczywiście w kategorii „ukochana książka
mamy”.
_____________________
Jutro
zaś będzie słów kilka o innych książkach, a co.
zaś będzie słów kilka o innych książkach, a co.
Comments
Bardzo ciekawy tekst. O ile samej powieści nie zamierzam czytać, to warto coś wiedzieć o tej książce, tym bardziej że tematyka taka interesująca;) Analiza postaci Rawy jest jak najbardziej wskazana;)
A skoro już o Kraszewskim mowa… mam ochotę na ponowną lekturę "Chaty za wsią". Tak… trzeba to rozważyć;)
Author
Cieszę się, miło mi :). Właśnie mam takie wrażenie, że to nie jest powieść wciągająca w żaden sposób, raczej po prostu taka, którą się przeczyta, żeby zobaczyć, jak też autor ugryzł temat. "Chaty za wsią" nie znam (jeszcze), ale na razie od Kraszewskiego trochę sobie poodpoczywam :). Za to refleksje i wrażenia z lektury ponownej z chęcią poczytam!
Niech zgadnę, Rokiczanka miała perukę a pod nią "łysinę i parchy"? Żaden spojler przynajmniej od czasów Długosza 🙂
To rozbicie bohatera, który w oryginale był niejednoznaczny a nawet niesympatyczny na "tego dobrego" i "złego ducha" jest chyba popularniejsze niż nam się zdaje. W "Patriocie" dziwnym trafem wszystkie akcje popełnione przez evil Brityjczyka powinny być dziełem bohatera. Adaptacjach "Dzwonnika" Frollo rozbijany jest zazwyczaj na dwie postacie (w starszych był "tym dobrym", złym był jego brat, Disney brata skasował i rozbił). Dragon Ball- Sun Wukan rozbity na dwie-trzy postacie z których to wcale nie kochany Goku ma z pierwowzoru najwięcej. Żywe Trupy- w serialu Rick niewinowaty niczego złego, oni (Shane czy kto tam pod ręką) to zrobili! Przywiązanie do bohatera czy brak wiary w widza?
Author
Tak — tu Kraszewski pozostał źródłom wierny, chodziło mi raczej o sposób, w jaki to rozegrał: Rawa szuka haków na Krystynę i znajduje właśnie tę "straszną prawdę" o wyglądzie Rokiczany, i nagle hop-siup Kazimierz (sam, przypomnijmy, oszukawszy kobietę niby-ślubem i obietnicą korony) może ją odprawić. Głupio mu, bo czuje, że postępuje nie fair, no ale żona miała perukę, cóż za zbrodnia. I właściwie sama, prawda, chciała jechać do Pragi z powrotem, bo i jej głupio było.
Dobra myśl bardzo, podoba mi się. Mam wrażenie, że w narracjach historycznych dochodzi do tego jeszcze pewien efekt, na który się je oblicza bohatera — wiesz, ku pokrzepieniu serc i tak dalej. Tutaj to rozbicie służy pokazaniu tego Kazimierza-modernizanta od jak najlepszej strony. Nie jest kryształowy, ale wszystkie wątpliwości się od niego odsuwa. Przy czym okazuje się przy tym, że Kazimierz niespecjalnie cokolwiek robi poza budowaniem miast, ale to skutek uboczny praktyki.
Noszę się z zamiarem przeczytania wszystkich powieści historycznych Kraszewskiego. Ale to kiedyś.
Author
Oj, ja zdecydowanie nie :). Ale czytać Kraszewskiego tak w ogóle — to tak :).