We wczorajszej
dyskusji pod wpisem pojawił się ciekawy wątek: mianowicie na ile
listy usprawniają wybór kolejnej książki do czytania – i czy w
ogóle to robią. Na blogu Dzień Później Joly_fh napisała
niedawno bardzo dobry tekst o takim czytelniczym rozpraszaniu się i
poczuciu, czy czyta się akurat tę książkę, którą się w jakiś
sposób „powinno”. W sumie nie jest mi to uczucie obce, dlatego
dzisiaj kilka słów o tym, co ratuje – albo ratowałoby – przed
popadnięciem w różne czytelnicze psychozy.
dyskusji pod wpisem pojawił się ciekawy wątek: mianowicie na ile
listy usprawniają wybór kolejnej książki do czytania – i czy w
ogóle to robią. Na blogu Dzień Później Joly_fh napisała
niedawno bardzo dobry tekst o takim czytelniczym rozpraszaniu się i
poczuciu, czy czyta się akurat tę książkę, którą się w jakiś
sposób „powinno”. W sumie nie jest mi to uczucie obce, dlatego
dzisiaj kilka słów o tym, co ratuje – albo ratowałoby – przed
popadnięciem w różne czytelnicze psychozy.
Otóż to poczucie,
że coś czytam, ale tyle książek przede mną, więc czemu czytam
tak mało/wolno/nie to, ale tamto od czasu do czasu i mnie dopada.
Czy właściwie dopadało, bo póki co (odpukać, tfu, tfu!) w tym
roku jakoś mnie jeszcze nie nawiedziło. Myślę, że to trochę
zależy jednak od charakteru, w końcu nie każdy lubi mieć w głowie
listę kolejnych książek, po które sięgnie i czyta na bieżąco,
spontanicznie (imponuje mi to i czasem tak próbuję robić, bo to
fajne), a czasami też od okoliczności, planowania i pewnie kilku
innych czynników. No to po jakie sposoby sięgam, żeby wiedzieć,
co czytać?
że coś czytam, ale tyle książek przede mną, więc czemu czytam
tak mało/wolno/nie to, ale tamto od czasu do czasu i mnie dopada.
Czy właściwie dopadało, bo póki co (odpukać, tfu, tfu!) w tym
roku jakoś mnie jeszcze nie nawiedziło. Myślę, że to trochę
zależy jednak od charakteru, w końcu nie każdy lubi mieć w głowie
listę kolejnych książek, po które sięgnie i czyta na bieżąco,
spontanicznie (imponuje mi to i czasem tak próbuję robić, bo to
fajne), a czasami też od okoliczności, planowania i pewnie kilku
innych czynników. No to po jakie sposoby sięgam, żeby wiedzieć,
co czytać?
Wyzwania i akcje
czytelnicze
czytelnicze
W sumie w moim czytelniczym życiu to pewna nowość. Chociaż od
kilku lat już podczytuję noblistów, to raczej na takiej zasadzie,
że jak mi jakiś wpadnie w oko, czytam go sobie i odnotowuję – no
i dzięki systematycznym zapiskom kojarzę już noblistów w ogóle,
bo niektórzy nie są wcale tacy znani, jakby się mogło wydawać (a
niektórzy – zwłaszcza poeci – często nie doczekali się
jeszcze u nas wydania samodzielnego tomiku wierszy chociażby).
Natomiast tegoroczne wyzwanie czy też akcję czytelniczą bardzo
sobie póki co chwalę. Dobrałam sobie książki od dawna zalegające
na przeróżnych moich listach i dzięki temu, że mam je tak
uszeregowane, wiem, co z czym i kiedy można przekąsić. Przy czym
to jest dokładnie takie wyzwanie, jakie mogę określić
porządkującym, ale i twórczym: bo hasła są dość luźne i wiele
można do nich dopasować czytelniczych wyborów. Z góry
sporządziłam sobie listę tego, co pod danym hasłem chciałabym
przeczytać (z drobnymi bieżącymi modyfikacjami) i muszę
powiedzieć, że świetnie mi to porządkuje naprzód, po co sięgnąć.
Też dlatego, jak sądzę, że znajdują się tam bardzo różnorodne
style i gatunki, więc nie ma raczej podejrzenia, że coś czytane
jedno po drugim mi się znudzi. A czytelniczy płodozmian jest
istotny, chyba że…
kilku lat już podczytuję noblistów, to raczej na takiej zasadzie,
że jak mi jakiś wpadnie w oko, czytam go sobie i odnotowuję – no
i dzięki systematycznym zapiskom kojarzę już noblistów w ogóle,
bo niektórzy nie są wcale tacy znani, jakby się mogło wydawać (a
niektórzy – zwłaszcza poeci – często nie doczekali się
jeszcze u nas wydania samodzielnego tomiku wierszy chociażby).
Natomiast tegoroczne wyzwanie czy też akcję czytelniczą bardzo
sobie póki co chwalę. Dobrałam sobie książki od dawna zalegające
na przeróżnych moich listach i dzięki temu, że mam je tak
uszeregowane, wiem, co z czym i kiedy można przekąsić. Przy czym
to jest dokładnie takie wyzwanie, jakie mogę określić
porządkującym, ale i twórczym: bo hasła są dość luźne i wiele
można do nich dopasować czytelniczych wyborów. Z góry
sporządziłam sobie listę tego, co pod danym hasłem chciałabym
przeczytać (z drobnymi bieżącymi modyfikacjami) i muszę
powiedzieć, że świetnie mi to porządkuje naprzód, po co sięgnąć.
Też dlatego, jak sądzę, że znajdują się tam bardzo różnorodne
style i gatunki, więc nie ma raczej podejrzenia, że coś czytane
jedno po drugim mi się znudzi. A czytelniczy płodozmian jest
istotny, chyba że…
…Czytamy
jednego autora albo gatunek
jednego autora albo gatunek
Bo przecież może być tak, że jakiś autor nas tak bardzo
zafascynuje, że chcemy przeczytać wszystko, co przeczytał (w moim
przypadku – Hrabal, u mojego Domownika to wielka miłość do Zofii
Nałkowskiej, a i Wy pewnie macie takie ciągoty w kierunku jakiegoś
człowieka pióra). To jest zresztą ciekawa sprawa, bo czytając
zgodnie z datami wydania możemy zobaczyć ewolucję stylu czy
tematów, jakie autor podejmował, no i nagle stajemy się ludźmi
bardzo kompetentnymi w jakiejś wąskiej specjalizacji. Co zawsze
jest miłe i dostarcza garści adegotek w rozmowach z przyjaciółmi,
a może też skutkować odkryciem/umocnieniem w nas jakiejś pasji.
Podobnie jest z gatunkami – możemy czytać przez miesiąc
wyłącznie kryminały, romanse albo powieści historyczne, możemy
zasadniczo gustować tylko w fantastyce albo jakimś podgatunku: to
działa podobnie, bo systematycznie stajemy się ekspertami w
zakresie wykorzystywanych chwytów i rysunków bohaterów, i możemy
się cieszyć ich przez autora łamaniem, kiedy to coś w dobrze nam
znanym rozwoju fabuły nagle robi się zaskakujące.
zafascynuje, że chcemy przeczytać wszystko, co przeczytał (w moim
przypadku – Hrabal, u mojego Domownika to wielka miłość do Zofii
Nałkowskiej, a i Wy pewnie macie takie ciągoty w kierunku jakiegoś
człowieka pióra). To jest zresztą ciekawa sprawa, bo czytając
zgodnie z datami wydania możemy zobaczyć ewolucję stylu czy
tematów, jakie autor podejmował, no i nagle stajemy się ludźmi
bardzo kompetentnymi w jakiejś wąskiej specjalizacji. Co zawsze
jest miłe i dostarcza garści adegotek w rozmowach z przyjaciółmi,
a może też skutkować odkryciem/umocnieniem w nas jakiejś pasji.
Podobnie jest z gatunkami – możemy czytać przez miesiąc
wyłącznie kryminały, romanse albo powieści historyczne, możemy
zasadniczo gustować tylko w fantastyce albo jakimś podgatunku: to
działa podobnie, bo systematycznie stajemy się ekspertami w
zakresie wykorzystywanych chwytów i rysunków bohaterów, i możemy
się cieszyć ich przez autora łamaniem, kiedy to coś w dobrze nam
znanym rozwoju fabuły nagle robi się zaskakujące.
Jeden obrazek, ale za to jaki zmienny!
Listy
Jako znany miłośnik list nie mogłam o nich nie wspomnieć, rzecz
jasna. Tyle, że tu istnieje pewne niebezpieczeństwo, bo przecież
łatwo przesadzić, i nagle z pomocy taka lista staje się listą
obciążeń i brzemion („ach, jeszcze tysiąc! A tu dopisałam w
międzyczasie 27 nowych książek…! Kiedy ja to…?!”). Dlatego z
doświadczenia mojego wynika, że listy warto traktować nie jako coś
obowiązkowego, ale swobodny plan na przyszłość, pewną sugestię,
gdzie szukać czytelniczych inspiracji, ale nie sztywny gorset, że
o, proszę, a teraz będę czytała to i to. Zwłaszcza, że takie
listy się nigdy nie kończą. Sama mam kilka spisanych własną
ręką, kilka przeróżnych list, na które lubię zerkać (a
ostatnio z komentarzy pod wpisem listowym wyłowiłam kolejną!), ale
nie chciałabym, żeby przerodziły się w numerowany wyrzut
sumienia. Dlatego tu trzeba ostrożnie. Zresztą, czasami coś z list
wypada – bo się nam nie spodobał początek, bo nas nie wciągnęło,
bo ktoś nam odradził, bo przeszło nam zainteresowanie; także to
dość płynna rzecz, takie listy.
jasna. Tyle, że tu istnieje pewne niebezpieczeństwo, bo przecież
łatwo przesadzić, i nagle z pomocy taka lista staje się listą
obciążeń i brzemion („ach, jeszcze tysiąc! A tu dopisałam w
międzyczasie 27 nowych książek…! Kiedy ja to…?!”). Dlatego z
doświadczenia mojego wynika, że listy warto traktować nie jako coś
obowiązkowego, ale swobodny plan na przyszłość, pewną sugestię,
gdzie szukać czytelniczych inspiracji, ale nie sztywny gorset, że
o, proszę, a teraz będę czytała to i to. Zwłaszcza, że takie
listy się nigdy nie kończą. Sama mam kilka spisanych własną
ręką, kilka przeróżnych list, na które lubię zerkać (a
ostatnio z komentarzy pod wpisem listowym wyłowiłam kolejną!), ale
nie chciałabym, żeby przerodziły się w numerowany wyrzut
sumienia. Dlatego tu trzeba ostrożnie. Zresztą, czasami coś z list
wypada – bo się nam nie spodobał początek, bo nas nie wciągnęło,
bo ktoś nam odradził, bo przeszło nam zainteresowanie; także to
dość płynna rzecz, takie listy.
Wspólne czytanie
To coś, w czym dopiero raczkuję, ale już mi się podoba. Otóż
można się umawiać na wspólną lekturę i dzielić wrażeniami. I
albo faktycznie czytamy razem (jeśli mieszkamy w jednym miejscu –
jak uskuteczniany ostatnio przeze mnie w domu mym proceder czytania na głos w wolnych chwilach) albo umawiamy się, że czytamy w
określonym czasie, i potem dzielimy wrażeniami (pierwszy taki
eksperyment już wkrótce – to znaczy eksperyment trwa, ale
wrażenia już wkrótce!). Negocjujemy sobie wtedy książki – na
przykład z określonego gatunku albo okresu historycznego – i już
wiemy, co przeczytać, motywuje nas też to, że będzie z kim o tym
porozmawiać, co zawsze jest jedną z najmilszych (przynajmniej dla
mnie) stron lektury. Świetna sprawa, polecam!
można się umawiać na wspólną lekturę i dzielić wrażeniami. I
albo faktycznie czytamy razem (jeśli mieszkamy w jednym miejscu –
jak uskuteczniany ostatnio przeze mnie w domu mym proceder czytania na głos w wolnych chwilach) albo umawiamy się, że czytamy w
określonym czasie, i potem dzielimy wrażeniami (pierwszy taki
eksperyment już wkrótce – to znaczy eksperyment trwa, ale
wrażenia już wkrótce!). Negocjujemy sobie wtedy książki – na
przykład z określonego gatunku albo okresu historycznego – i już
wiemy, co przeczytać, motywuje nas też to, że będzie z kim o tym
porozmawiać, co zawsze jest jedną z najmilszych (przynajmniej dla
mnie) stron lektury. Świetna sprawa, polecam!
Polecanki
Są też metody polegające na czytaniu ad hoc tego,
co zostało nam polecone. Rozpytujemy znajomych, zadajemy pytanie na
portalu społecznościowym, którego akurat używamy, wpisujemy w
wyszukiwarkę odpowiednie zapytania albo korzystamy z różnych
algorytmów, mających nam podpowiedzieć, co by mogło trafić w
nasz gust (sama czasami korzystam z tego, co podpowiada mi mechanizm
Biblionetki, chociaż częściej wolę zapytać na forum). Albo po
prostu idziemy do biblioteki i pytamy pań/panów, co też by nam się
mogło spodobać, skoro to czy tamto nas ujęło. Polecanki to też
przecież recenzje, więc sprawdzamy blogi, prasę i statusy
znajomych i może akurat trafimy na coś, co nas w danej chwili
zainteresuje (albo w chwili późniejszej).
co zostało nam polecone. Rozpytujemy znajomych, zadajemy pytanie na
portalu społecznościowym, którego akurat używamy, wpisujemy w
wyszukiwarkę odpowiednie zapytania albo korzystamy z różnych
algorytmów, mających nam podpowiedzieć, co by mogło trafić w
nasz gust (sama czasami korzystam z tego, co podpowiada mi mechanizm
Biblionetki, chociaż częściej wolę zapytać na forum). Albo po
prostu idziemy do biblioteki i pytamy pań/panów, co też by nam się
mogło spodobać, skoro to czy tamto nas ujęło. Polecanki to też
przecież recenzje, więc sprawdzamy blogi, prasę i statusy
znajomych i może akurat trafimy na coś, co nas w danej chwili
zainteresuje (albo w chwili późniejszej).
Czytanie epokami
Może trochę trącić szkołą, ale można to też potraktować jako
pewne wyzwanie, bo przecież to jest szalenie fascynujące, poznawać
mentalność epoki przez to, co w niej pisano (albo z modyfikacją: i
o niej później). Na przykład może fascynuje Was Oświecenie i ci
przedziwni panowie w perukach i pończochach? To może poszukać
książek, które pisano wówczas, żeby zajrzeć w mentalność
ludzi Oświecenia albo poszukać książek o nim, żeby zobaczyć,
jak to wygląda w dłuższym odstępie czasu? To jest w ogóle
szerszy sposób na układanie sobie tego, co można by aktualnie
poczytać: co mnie akurat teraz zajmuje? Co bym pozgłębiała, co
mnie fascynuje? Można to dopasować do pogody, pory roku, ostatnio
przeczytanej książki. Kombinacji jest tyle, że oczywiście jako
miłośniczka list i zestawień już sobie w myślach szkicuję
podobne zestawy. A jakie to twórcze i inspirujące!
pewne wyzwanie, bo przecież to jest szalenie fascynujące, poznawać
mentalność epoki przez to, co w niej pisano (albo z modyfikacją: i
o niej później). Na przykład może fascynuje Was Oświecenie i ci
przedziwni panowie w perukach i pończochach? To może poszukać
książek, które pisano wówczas, żeby zajrzeć w mentalność
ludzi Oświecenia albo poszukać książek o nim, żeby zobaczyć,
jak to wygląda w dłuższym odstępie czasu? To jest w ogóle
szerszy sposób na układanie sobie tego, co można by aktualnie
poczytać: co mnie akurat teraz zajmuje? Co bym pozgłębiała, co
mnie fascynuje? Można to dopasować do pogody, pory roku, ostatnio
przeczytanej książki. Kombinacji jest tyle, że oczywiście jako
miłośniczka list i zestawień już sobie w myślach szkicuję
podobne zestawy. A jakie to twórcze i inspirujące!
Powtórki
A czasami mamy ochotę, żeby wrócić do jakiejś książki. Do
czegoś, co czytaliśmy w dzieciństwie i mamy straszną chęć
zobaczyć, czy faktycznie było takie dobre albo po prostu poczuć
się jeszcze raz tak jak kiedyś. Albo do czegoś, czego wtedy nie
doceniliśmy, ale mamy wrażenie, że jednak mogło być dobre, ale
byliśmy za młodzi czy nie w nastroju. Albo po prostu nie mamy
ochoty na nic nowego, ale stare wypróbowane ulubione książki,
stojące w miarę pod ręką. Poza tym do pewnych książek
zwyczajnie naprawdę warto wracać.
czegoś, co czytaliśmy w dzieciństwie i mamy straszną chęć
zobaczyć, czy faktycznie było takie dobre albo po prostu poczuć
się jeszcze raz tak jak kiedyś. Albo do czegoś, czego wtedy nie
doceniliśmy, ale mamy wrażenie, że jednak mogło być dobre, ale
byliśmy za młodzi czy nie w nastroju. Albo po prostu nie mamy
ochoty na nic nowego, ale stare wypróbowane ulubione książki,
stojące w miarę pod ręką. Poza tym do pewnych książek
zwyczajnie naprawdę warto wracać.
A Wy jakie macie sposoby na wybieranie kolejnych książek do
lektury?
lektury?
__________________
Jutro zaś będzie o czymś, czego nie widać, przynajmniej w teorii,
a jednak jest. I co z tym zrobić.
a jednak jest. I co z tym zrobić.
Comments
Listy są najlepsze, jeśli ma się odpowiednio kompulsywne podejście. U mnie sprawdzają się właśnie dlatego – potrafię wkręcić się w temat na tyle mocno, że bardzo szybko pochłaniam spore ilości zbliżonych tematycznie lub łączonych osobą autora książek, a potem na luźno mogę się przerzucić na inny obszar listy.
Author
A to widzisz, ja wolę raczej swobodne podejście do list jako do źródła inspiracji, ale bez spinania się :).
Zastanowiłam się – i jednak chyba wychodzi na to, że czytam dość przypadkowo, często wybieram ksiażki na podstawie impulsu, nastroju. To nie jest takie całkiem dobre, bo zwykle mam ze trzy na różnym poziomie rozgrzebania, jakoś nie umiem czytać jednej naraz.
Author
Ale to chyba fajna umiejętność, czytać kilka książek naraz! I się nie gubić w zakrętach fabuł :). Tak właściwie to czytanie kilku fabuł w tym samym czasie nie jest sztuką, którą opanowałam — ale już na przykład jakąś prozę, tomik poezji i reportaż ujdą :).
Ja niestety często czytam po kilka książek na raz, zazwyczaj fabuły, poradniki,niestety często kończy się na tym że najmniej interesująca książka zostaje nie doczytana. Moje stale niespelnione postanowienie czytać jedną książkę na raz.
Author
Ale jeśli jest nieinteresująca, to może i tak byś jej nie przeczytał/a? W sensie, czy to kwestia czytania kilku na raz, czy po prostu samej książki :).
Mam takie problemy już od dłuższego czasu – silne przeświadczenie, że powinnam czytać szybciej, bo lista oczekujących taaaaaka długa. I czasem sobie pozwalam na spontaniczność (zwykle ustalam sobie kolejkę czytania na dwie, trzy książki do przodu, nie ma co przesadzać), ale to rodzi wyrzuty sumienia…
Wyzwań czytelniczych raczej unikam, bo zazwyczaj nie mogę im sprostać. Teraz staram się przeczytać te 12 książek na 2015 rok i nawet w tym mam zaległości (acz nie takie żeby ich nie nadrobić, na co mam nadzieję). Czytanie ciurkiem jednego autora lub gatunku też się raczej nie sprawdza, bo po maksymalnie trzech ksiązkach mam już ochotę na coś innego (najlepiej tak bardzo innego, jak to tylko możliwe).
Listę czytelniczą miałam przez dłuższy czas – służyła mi właśnie do takiego luźnego notowania na przyszłość interesujących tytułów. A potem odkryłam internet.;)
Do systemowych polecanek nie mam zaufania, bo najczęściej proponują mi albo to, co od dawna mam już w planach, albo to, co mnie kompletnie nie interesuje. A odkąd prowadzę bloga, najlepszymi polecankami są blogi, które regularnie czytam.;)
A do przeczytanych książek chętnie bym wracała (mam już w głowie całą listę tego, do czego chciałabym wrócić, ale tu pojawia się problem z początku komcia – tyle nowych książek w kolejce, a ty będziesz sobie powtórki urządzać?
Author
Tak sobie myślę, że w sumie trzeba mieć jednak dość luźne podejście do czytania, żeby się nie wpędzić bez sensu w nerwicę. W końcu wyrzuty sumienia nie są najlepszą motywacją ;). Dlatego czasami trzeba sobie przypomnieć jakąś książkę, znowu sięgnąć do ulubieńców, albo podczytywać regularnie jakąś cegłę miesiącami, a przegryzać czasem jakimś opowiadaniem. I już, bez spinania się, w końcu nikt nas z tego nie rozlicza :).
Nie robię list, nie umiałabym się ich trzymać. Mimo to staram się w tym roku nadrobić pomału trochę klasyki. Kiedy wybieram książki w bibliotece, to biorę z klasyki to, co akurat mi się przypomni – może podświadomość podpowiada, co najbardziej chciałabym przeczytać w danym momencie? 😉 A do tego już absolutnie spontanicznie dobieram książki, jakie akurat mi wpadną w oko – na podstawie gatunku, tytułu lub nawet koloru okładki. Tak żeby mieć trochę zabawy 🙂 Oczywiście zdarzają się książki koszmarne, ale jeszcze mnie to nie zniechęciło.
EWN
Author
Przeglądanie regałów bibliotecznych to jest doskonała inspiracja — ale dużo zależy od samych regałów (to znaczy na przykład czy widać grzbiety). Ale to jest fajny sposób, też go lubię (zawsze się waham, czy iść z listą, czy po prostu popatrzeć, co jest i zwykle wybieram kombinację tych dwóch sposobów) :).
Właśnie – ja niby łączę to czytanie spontaniczne z listą, bo wybieram co chcę, ale w obrębie listy, a że lista jest dluuuga, to i pole manewru szerokie. No i ta długość zaczęła mnie denerwować, bo za duży wybór to zło. Próbowałam, idąc za czyjąś radą trochę "poczyścić", ale póki co niewiele wyrzuciłam.
Author
Może spróbować mniej poważnie traktować samą listę, to znaczy właśnie jako sugestię, ale luźną, a nie mur do przebycia? Nie wiem, wydaje mi się, że może to by pomogło?
U mnie żaden sposób się nie sprawdza. Jak kończę czytać jedną książkę i mam jeszcze na tyle czasu, by zacząć inną, to z reguły nie wiem, po którą sięgnąć. Wtedy siedzę na przeciwko półek i tak patrze i patrze i patrze i kończy się na tym, że już tego czasu nie mam xd.
Najlepszy sposób dla mnie to iście spać i z reguły, gdy rano się budzę, to już mam pomysł na nową lekturę 😉
Zapraszam do siebie
http://to-read-or-not-to-read.blog.pl/
Author
Sama dość szybko się zwykle decyduję, co czytać, jeśli już mam to w zasięgu wzroku, ale podziwiam determinację :).
Moja praca polega trochę na czytaniu książek, więc na szczęście jakiejś części wyboru dokonuje za mnie wydawnictwo 😉 Poza tym wszelkie listy są mi obce, nie umiem też zaplanować czytania na więcej niż trzy książki do przodu. Nie umiem też czytać kilka książek na raz, chyba że jedną w celach naukowych/zawodowych, drugą dla czystej przyjemności. Ogólnie raczej kieruję się impulsem, rzadko kiedy idę do biblioteki czy księgarni z konkretnym celem. Dzięki temu jestem idealnym odbiorcą reklam książek oraz polecanek na blogach, bo pewnie podświadomie sięgam często po okładki w jakiś sposób znajome 😉
Author
Ale wiesz, też trochę tak mam, że jak widzę okładkę, to przypominam sobie, że gdzieś o niej czytałam/coś widziałam/ktoś o tym mówił i bywa, że wracam z tak wybraną książką do domu, chociaż nie miałam jej w planach (czy na liście). To jednak działa ;). A z lekturami zaplanowanymi niejako odgórnie przez konieczność mam tak, że bywa, że się nie mogę za nie zabrać — i nie wiem, czy to jakaś przekora charakteru, czy inne czynniki, ale czasami strasznie trudno mi się za taką książkę zabrać, chociaż w innym wypadku sięgnęłabym po nią chętnie (albo odwrotnie — gdyby nie ten "przymus" to pewnie kręciłabym się koło niej jeszcze dłużej ;)).
Ja mam listy. Kieruję się jakimś kręgiem tematycznym albo gatunkowym. Lubię też czytać autorami. Pozdrawiam
Author
Z autorami mam tak, że nielicznych "wyczytuję" od deski do deski, ale fakt, bywa to bardzo pouczające :).
Jak wybierać książki? O rany… Byłam fanką list, ale kilka pozycji z popularnych list obrzydziło mi czytanie i życie – teraz podchodzę do nich z większym dystansem. Lubię książki polecane – jeśli poleca je kto, o kim wiem, że ma podobny gust. Lubię czytać nowości – żeby być na bieżąco. Lubię serie, ale z drugiej strony nie mogę czytać kilku książek z jednego gatunku pod rząd (nudzą mnie powtarzające się motywy). Ale najczęściej wybieranie książek kończy się tym, że staję przed moimi regałami i myślę sobie "na co dziś mam ochotę?".
Author
Dystans jest ważny (inaczej faktycznie można na czymś utknąć w bardzo Gombrowiczowski sposób związany z nie-zachwycaniem ;)). A jeśli chodzi o serie: lubię, ale tylko niektóre. Lubię te skończone albo z wyraźną myślą przewodnią, a nie z fabułą zmieniającą się co jakiś czas, żeby się ktoś nie domyślił, jakie będzie zakończenie ;). Więc jak się w serię wciągnę, mogę spokojnie czytać całą pod rząd.