Łańcuszek pytań i odpowiedzi albo 11 rzeczy, które chcieliście wiedzieć o Pyzie, ale baliście się zapytać

Tak jak mówiłam, chyba jestem jedną z licznych ofiar przesilenia wiosennego. Jakoś mnie tak dopadło, że co prawda pracuję, czytam, nawet spotykam się z przyjaciółmi, piszę i w ogóle, ale tak jakoś mam wrażenie, że – jak mawia moja Mama – jakby mnie ktoś kopnął, to bym zaleciała na księżyc. Dlatego pomyślałam sobie, że może napiszę dzisiaj notkę taką z gatunku tych lżejszych – to znaczy odpowiem na pytania Hadyny, która nominowała mnie do Liebster Award.

Hadyna mnie o tym powiadomiła, powędrowałam więc sobie zobaczyć, o co chodzi. A chodzi o to, że to coś w rodzaju łańcuszka – łańcuszków nie cierpię, przerażają mnie („zrób to, inaczej skonasz! Ha, ha, zobaczyłeś, teraz rób albo w dziób!”), ale ten wygląda na bardzo sympatyczny. Chodzi o odpowiedzenie na pytania – te same pytania zostały zadane innym osobom z prześwietnych blogowych zakątków, więc kimże bym była, żeby odmówić? No ale pomyślałam, że spróbuję to rozwinąć do pełnoprawnego wpisu, żeby nie było, że się lenię. Przesilenie wiosenne przesileniem wiosennym, ale trzeba się trzymać!
No to zaczynamy.
Jakie są Twoje najwcześniejsze wspomnienia z czytaniem?
Nie zdziwicie się, jak powiem, że mam w kajeciku pomysł na dokładnie taki wpis? Ale może go sobie w takim razie napiszę z innego kąta widzenia. Natomiast moje wspomnienia czytelnicze są trochę moje, a trochę z opowiadań tych, którzy mi czytać musieli, jak byłam mała. Nauczyłam się co prawda czytać szybko – dzięki determinacji mojego Dziadka – bo w wieku lat czterech i Mama mnie goniła do czytania codziennie jakiegoś krótkiego tekstu z elementarza Falskiego z ilustracjami Janusza Grabiańskiego. Nie zawsze byłam taka znowu do tego zapalona: często wolałam grać z Dziadkiem i wujami w karty. Ale cóż było zrobić, czytałam! Pewnie dlatego dzisiaj przegrywam tak straszliwie w karty z Domownikiem. W każdym razie obok elementarza namiętnie zbierałam też Złotą Serię Bajek (ze dwóch tomów mi brakuje – muszę to naprawić!) i uwielbiałam czytać – a zwłaszcza słuchać (co mi zupełnie przeszło) – kolejnych baśni. Chyba mój ulubiony tom to ten jasnoniebieski z Kotem w Butach. Poza tym mam dość żywe wspomnienia ze słuchania, jak Mama czyta mi „O krasnoludkach i sierotce Marysi”. Do dzisiaj nie wiem, jak wtedy przez to przebrnęłyśmy – bo chyba żadnej z nas się wtedy nie podobało, ale przeczytałyśmy. Potem wróciłam już do tej książki samodzielnie zupełnie i stwierdziłam, że to jest świetna powieść (scena z nietoperzem!), ale wtedy – nie.
 Skoro o Pyzie mowa, no to ludowe wzory, rzecz jasna
łowickie albo łowicczyzną (jest takie słowo?) inspirowane.

Czy masz jakąś książkę z dzieciństwa, którą czytałaś co najmniej kilka razy?
Któregoś razu na wakacjach u kuzynostwa odkryłam dość grubą jak na standardy siedmiolatki powieść w jasnoniebieskiej okładce. Kuzynka dostała ją w nagrodę na koniec roku, ale jakoś nie paliła się, żeby ją czytać, więc ostrożnie przeczytałam pierwszy rozdział. I jeszcze jeden. I jeszcze. A potem się już jakoś ściemniło, a książka się skończyła. To były „Dzieci z Bullerbyn”, do których z radością zawsze wracam i które są chyba faktycznie w ogóle najwięcej razy przeczytaną przeze mnie książką. Więc trochę na ironię zakrawa, że nie mam ciągle własnego egzemplarza, ale tak jakoś wyszło.

A książka, którą najbardziej się ekscytowałaś dorastając?
To chyba by była pochłaniana w superszybkim tempie „Saga o Ludziach Lodu”? Tak mi się wydaje, bo co prawda wychodził wtedy również „Harry Potter”, ale że odstępy między kolejnymi częściami były tak duże, to ta moja ekscytacja wzrastała i opadała. Dlatego w sumie typowałabym „Sagę…”, przez którą dostałam zresztą upomnienie od nauczyciela. Ale napisałam już o tym cały wpis tutaj, więc może pozwolę sobie podlinkować. Bo w końcu można się ekscytować każdym rodzajem literatury, nawet zdając sobie sprawę, że się czyta coś takiego sobie, o.

Czy jest taka książka, która otworzyła Ci oczy na nowo?
Hm, trudne pytanie, bo bardzo wieloznaczne. Na nowo, ale na co? Bo na przykład absolutnym moim zachwytem czytelniczym było odkrycie Hrabala – to tak można pisać? I to tak cudownie wychodzi? Niesamowite! Dużym moim odkryciem był też Proust – no bo spójrzmy prawdzie w oczy, we „W poszukiwaniu…” się właściwie nic nie dzieje, facet je ciastko i wspomina, a jednak trudno się oderwać. Więc to by były dwie książki, czy raczej autorzy, którzy mi pokazali, ile można wycisnąć z literatury. Natomiast już na studiach odkryłam książki dla młodzieży (tak, tak, jakoś mi umknęły w szkole – poza „Pamiętnikiem księżniczki”) i które mi pokazały, jakie fajne rzeczy teraz wychodzą z literatury młodzieżowej i jak to się świetnie czyta.

Czytasz w innych językach? Jeśli nie, w których językach chciałabyś czytać?
Jak się już wszyscy pewnie zdążyli zorientować, czytam. Czytam po angielsku, po czesku i po słowacku, i zawsze się cieszę, jak nadarza się okazja, żeby jakąś książkę w tych językach przeczytać. Co nie znaczy, że mam w pogardzie tłumaczenia – absolutnie nie. Jednak po polsku zwyczajnie czytam najszybciej, ale jak mnie książka obcojęzyczna wciągnie, to wyrabiam podobne tempo. Natomiast chciałabym lepiej czytać po niemiecku – bo to jest jeden z tych języków, które w piśmie spokojnie rozumiem, ale jednak potrzebuję słownika. Podobnie mam z francuskim. Ale zawsze sobie myślę, że w sumie jak nie teraz, to może na emeryturze?

Czy jest taki autor, na którego książkę zawsze się ucieszysz?
To znaczy jak wyjdzie, czy na przykład jakby mi ją ktoś ofiarował? Bo do tej pory autorem, po którego książki gnałam do księgarni od razu w dniu premiery, był Terry Pratchett. I mimo wszystko bardzo się cieszę, że będzie jeszcze jeden tom ze Świata Dysku (i czekam!). Natomiast obecnie nie mam już takiego pisarza – ale kto wie, może się ktoś znajdzie. A w tym drugim kontekście – chyba Hrabal, to jest pisarz, którego kompletu dzieł nie mam, więc zawsze z radością powiększę o niego swoją biblioteczkę. Poza tym tak naprawdę każdy czeski autor raduje moje serce, bo przybliża mi tę literaturę, także o, tak.

W jakiej pozycji i gdzie najbardziej lubisz czytać? 
Napisałam już dwie notki, w których się zastanawiałam jak czytać i tam się określałam, co i jak (ogólną i szczególną). Poza tym wspominałam, że swego czasu, jeszcze mieszkając w domu rodzinnym, uwielbiałam czytać na fotelu podsuniętym do podokiennego kaloryfera. Teraz najczęściej czytam albo na kanapie z kotem pod kolanami (on uwielbia się tak ukrywać – a jeszcze jak jestem przykryta kocem, to tam się robi taki koci namiot po prostu, idealna kryjówka), albo w łóżku. Ale najbardziej to lubię czytać w autobusie – muszę dość daleko dojeżdżać, więc mam mnóstwo czasu, żeby sobie spokojnie usiąść i czytać: żadnych rozpraszaczy, żadnych spraw, które teraz-zaraz muszę pozałatwiać, tylko książka i ja.
To jest chyba bardziej kaszubskie, ale niech będzie.
Do świata której książki chciałabyś się przenieść?
Tak na zawsze, to do żadnego. Ale jest kilka, które chciałabym zwiedzić. Poszłabym na spacer w towarzystwie Marchewy po Ankh-Morpork, odwiedziła pocztę, poprzyglądała się Pałacowi Patrycjusza i spróbowała przez dziurę w płocie zajrzeć na podwórko Niewidocznego Uniwersytetu, no i koniecznie wypiłabym herbatę na którymś posterunku Straży Miejskiej. A Marchewa pewnie by nalegał, żebym zajrzała do muzeum krasnoludziego chleba, więc pewnie nie ominęłabym tej atrakcji. Z chęcią zobaczyłabym, jak wygląda Amber, ale uważałabym bardzo, żeby mi ktoś z królewskiego rodzeństwa nie strzelił w plecy. Z rozkoszą zjadłabym podwieczorek na Zielonym Wzgórzu, uważając na to, co może pływać w puddingu i ostrożnie najpierw powąchałabym to, co dają do picia. A na koniec wpadłabym chyba jeszcze do Shire’u obejrzeć piękne mallorny Sama i zakurzyć fajeczkę fajkowego ziela z moimi ulubionymi hobbitami Pippinem i Merrym. A potem i tak pewnie bym sobie przypomniała, że kurczę, że jeszcze miałam zajść i tu, i tu. I tu. Ach, no i jeszcze tam!

Z którym bohaterem/-ką literackim/-ką chętnie byś się spotkała?
No właściwie to z chęcią bym, acz nieśmiało, zagadała do komendanta Vimesa, bo on jednak jest pewnie dość onieśmielający… I Marchewa, koniecznie! Z lubością posłuchałabym – ale nie jakoś bardzo długo – co ma do powiedzenia stryj Pepin z trylogii nymburskiej Hrabala. No a poza tym, tak jak pisałam wyżej, hobbity na pewno dobrze by mnie nakarmiły. I w sumie z Cesią z „Szóstej klepki” (ale nie późniejszą!) pewnie przyjemnie by się rozmawiało. I może jeszcze z całą grupą ESD, zanim się w Jeżycjadzie zaczęły dziać takie dziwne rzeczy. No i Ania Shirley, ale może na przykład ta z Szumiących Topoli – na pewno wyszłybyśmy na wieczorny spacer, żeby posłuchać, jak Rebeca Dew woła Kota.

A z którym autorem chciałabyś się umówić na kawę?
Nie wiem! Chyba bym się bała dwóch rzeczy: że będzie bardzo onieśmielający i nie wyduszę z siebie nic mądrego, albo że będzie bufonowaty i że zepsuje mi tylko wrażenie po swoich książkach (dwa razy się tak nacięłam i to są raczej smutne wspomnienia). Ale jak czytałam „Rozmowy polskie latem 1983” to tam są takie fragmenty pięknej powieści, którą Jarosław Marek Rymkiewicz mógłby napisać – o Wileńszczyźnie, gdzie z jednej strony w zapadłym folwarku żyje jakiś taki szlachciura, a z drugiej strony w spróchniałej wierzbie mieszka rusałka. Przeczytałabym z chęcią całość, gdyby Rymkiewicz coś takiego zdecydował się napisać, a nie tylko wplatać fragmenty do innego tekstu – więc może z nim, żeby go namówić, żeby przestał pisać to, co pisze i zajął się tą powieścią, bo taka by była dobra! Tak bym ją czytała!

Co ciekawego poczytałabyś w rozkminach u Hadyny?
A to dość proste: coś ciekawego. W sumie rozpiętość tematów jest taka ogromna, że co się będziemy ograniczać. Niech będzie ciekawie, niech będzie o książkach, i w sumie tu się moje postulaty kończą.
Na początku myślałam, że może nie będę nikogo nominować, ale potem sobie tak pomyślałam, że jednak miałabym ochotę też powymyślać te pytania, więc może mi wybaczycie, że kilka osób jednak nominuję? Jeśli nie będziecie chcieli odpowiadać, to nie odpowiadajcie – ale jeśli macie, to odpowiadajcie (ach, jaka dyplomatyczna kwestia!). Moje pytania brzmią tak:
– Czy pamiętacie taki moment przy czytaniu książki, że przepełniała Was ochota, by wysłać autorowi niemiły anonim za rozwiązanie jakiegoś wątku albo zwrot w fabule?
– Czy zdarzyło się Wam, że ktoś zdradził Wam zakończenie albo istotny moment w fabule książki, która niesamowicie Was wciągnęła? Jaka była Wasza reakcja?
– Czy była w Waszym czytelniczym doświadczeniu taka sytuacja, że któryś z bohaterów książki tak Was denerwował, że porzuciliście powieść bez kończenia jej?
– Macie szansę poprosić autora (każdego, nawet nieżyjącego) o dopisanie kontynuacji jednej powieści. Kogo i o kontynuację jakiej powieści byście poprosili?
– Czy są tacy bohaterowie w dwóch różnych powieściach, co do których uważacie, że byliby dla siebie stworzeni, gdyby tylko zamieszkiwali jedno książkowe uniwersum?
Także gdyby Ćma książkowa, Tarnina, Procella, Gryzipiór i Naia miały ochotę odpowiedzieć – nie krępujcie się. A jeśli nie, to również się nie krępujcie! A gdyby ktoś jeszcze chciał odpowiedzieć na te pytania – niech się niniejszym czuje nominowany!
_______________
Nie wiem, czy to widać, ale kombinowałam trochę z fontami, w związku z czym część wpisów jest jeszcze pisana tak jak zwykle, ale już większość docelową – w każdym razie będę się starała tę resztę też dostosować, ale to może potrwać. A jutro poniedziałek, trzeba wziąć się do pracy, głowa do góry i w ogóle, więc będę się zastanawiała nad naturą czytelniczych wspomnień. No i jeszcze jedna, rzecz, ale za to jaka ważna: wszystkim, którzy dzisiaj obchodzą Wielkanoc – najlepszych świąt!

Comments

  1. Beata P.

    Bardzo przyjemnie mi się czytało;) Jedyny problem polega na tym, że nie potrafię sklecić żadnego sensownego komentarza…wybacz.
    Więc po prostu będę Ci życzyć miłej niedzieli!;)

    1. Post
      Author
    1. Post
      Author
      admin

      O nie, gdzieżby! Ja do komendanta wyłącznie nieśmiało, poza tym jestem najwierniejszą fanką tego małżeństwa, jaka istnieje :)!

  2. Alicja Szymańska

    O, ja też chętnie zobaczyłabym Amber! Opisów u Zelaznego jak na lekarstwo, więc nigdy nie udało mi się wyobrazić sobie Amberu tak, żeby mnie to zadowoliło. Gryzipiór zaś dziękuje za nominację i z przyjemnością odpowie na pytania, kiedy tylko się namyśli.
    (Tak jeszcze dodam, że bardzo podoba mi się nowa czcionka.)

    1. Post
      Author
      admin

      Właśnie dla mnie to niedookreślenie Amberu, że on jest dla nas – ludzi z Cienia-Ziemi – taki nieuchwytny, niedoprecyzowany, to jest ogromna zaleta pisania Zelaznego. Ale doszłam do tego po czasie, jak sobie uświadomiłam, że moje wyobrażenia są takie nie do końca wcale bazujące na książkach ;).

      Super i cieszę się :).

    2. Alicja Szymańska

      Masz rację, że to zabieg i ciekawy, i uzasadniony, ale ja jednak po "Kronikach" miałam niedosyt świata przedstawionego. Może dlatego, że podczas lektury czułam się bardziej obywatelką Amberu niż Cienia-Ziemi. 😉

    3. Post
      Author
      admin

      No właśnie oglądanie Amberu z dużą ostrożnością – tak; mieszkanie tam na stałe – chyba niekoniecznie (a na pewno nie, kiedy w pobliżu jest Brand, chyba że się stoi na jego ulubionym dywaniku ;)).

  3. Barbara Swadzyniak

    Ach, Pyzo droga! Jak tylko zobaczyłam tytuł "Dzieci z Bullerbyn" to aż mnie naszło, żeby rzucić wszystko i przeczytać je znowu. To zdecydowanie książka mojego dzieciństwa, a z osób, które znam, to chyba jestem w tym jedyna. Nie pamiętam, czy akurat moja klasa miała to (w okresie między klasami 1-3) jako lekturę, ale wiem, że dużo osób pamięta tę książkę właśnie tak-lektura (a powszechnie wiadomo, że jak coś ci każą przeczytać w szkole, to szanse marne na polubienie tego utworu).
    Nawet nie pamiętam dokładnie, kiedy ją przeczytałam, wiem na pewno, że mama mi poleciła, bo mam taki stary, żółty egzemplarz jeszcze z jej dzieciństwa (z 1971 r. ^^) i po 14 przeczytanych razach przestałam liczyć 😉
    A tak na marginesie, to nie wiem, czy to nie jeden z bardzo nielicznych komentarzy u ciebie, ale wiedz, że czytam codziennie każdy twój wpis 🙂

    1. Post
      Author
      admin

      Czyli jest nas więcej :)! Bo moja Mama powtarza zawsze, jak się nadarzy okazja, że tyle jest przecież cudownych książek, a ja te "Dzieci…" tak męczę i męczę :). Natomiast, co ciekawe, pamiętam, że potem to była moja lektura, ale zupełnie tego "przerabiania" nie pamiętam.

      Nie znam tego wydania, ale brzmi przeuroczo! Ostatnio rzuciło mi się w oczy takie nowe wydanie w taniej książce i ciągle się waham, bo jest piękne, ale to nie jest to "moje". Ale nie wykluczam, że się skuszę.

      I bardzo miło mi to czytać :)!

  4. naia

    Ja jeśli chodzi o łańcuszki to mam uczucia mieszane, ale jak pytania są ciekawe, to lubię, a Twoje są, więc chętnie sobie nad nimi porozmyślam i potem efektem mych rozmyślań się podzielę. Dziękuję za zaproszenie 🙂
    A te fajne powieści dla młodzieży to jakie na przykład? Bo poza sprawdzoną Jeżycjadę boję się wyjść, może coś podpowiesz?

    1. Post
      Author
      admin

      A to się cieszę, bardzo jestem ciekawa odpowiedzi! 🙂

      No, to jest dłuższy temat – ale na przykład znasz powieści Anny Łaciny? Są bardzo w takim klimacie jeżycjadowym wcześniejszym, a dzieją się w Toruniu (im dalszy tom, tym są lepsze, mój ulubiony to chyba "Kradzione róże"). Ale ja też uwielbiam powieści dla młodzieży dziejące się w amerykańskich liceach, na przykład "OMG Racje i oracje" (tytuł jest okropny) czytało się świetnie. No i "Pamiętnik księżniczki", oczywiście :).

  5. kasjeusz

    "Czytam po angielsku, po czesku i po słowacku" – Jej, zazdroszczę! 🙂 Tyle języków chciałabym poznać, ale zazwyczaj na chęciach się kończy. Nie stać mnie na kursy, podręczniki i pomoce naukowe, a bez nich nie potrafię się uczyć. Tak, tak, niektórzy mówią, że teraz wszystko można znaleźć w necie, że jak się chce, to wiadomo, nie będzie problemów. 😉 Próbowałam tak ze francuskim: przez rok poznałam trochę ciekawostek, trochę słówek. Potem namówiłam tatę na kurs i po dwóch miesiącach już mówiłam. Teraz nawet czytam (współczesne, rzecz jasna) powieści po francusku. 🙂 Ale i tak jestem rozczarowana tym, ile wysiłku muszę włożyć w coś, co innym przychodzi z łatwością. Wiesz, chciałabym być mądra. 🙂

    1. Post
      Author
      admin

      Ależ oczywiście zgadzam się, że kurs – czy w ogóle nauka z drugim człowiekiem – jest skuteczniejsza od takiej samotnej, chyba że ma się wyjątkowo silną wolę. No i myślę, że ilość znanych języków nie świadczy o mądrości, tak na marginesie ;).

    2. Post
      Author
      admin

      Hm, tak sobie myślę, że to wszystko może świadczyć o inteligencji, o jakiejś takiej elastyczności może, a dobra pamięć to jest albo cecha dana, albo się ją wykształca – wszystko razem chyba jednak nie jest do końca mądrością; ale może jakieś za bardzo mam archaiczne pojęcie mądrości :).

    1. Post
      Author
    2. Procella

      Czytanie w języku obcym jest łatwiejsze, niż się wydaje, trzeba tylko zacząć i pierwszą ksiązkę przemęczyc, potem idzie. U mnie na razie tylko angielski, ale bardzo bym chciała dodać jeszcze jeden.

    3. Post
      Author
      admin

      No w moim przypadku było tak, że w sumie zanim się nie upewniłam, że mój angielski jest w miarę sprawny, to tak z trudem brnęłam przez kolejne zakręty fabuł (strasznie się wymęczyłam na przykład na "Lewej ręce ciemności" LeGuin, czytanej w liceum, właśnie językowo, nie fabularnie) i na jakiś czas zarzuciłam czytanie po angielsku. Potem do tego wróciłam i okazało się, że teraz nie mam już z tym problemów (to znaczy oczywiście jakieś nietypowe słówko się zdarza i trzeba je sprawdzić). Więc w sumie nie wiem, jak przebiegł cały proces, ale przebiegł :). Może czasem warto zrobić sobie też przerwę i zobaczyć, co ona nam da :).

  6. Anna Flasza-Szydlik

    Dziękuję za nominację :), oczywiście odpowiem, jak tylko wymyślę odpowiedzi :).
    Ja bym chciała się przepłynąć Nautilusem. Z kapitanem Nemo, rzecz jasna (którego zawsze wyobrażałam sobie z twarzą Seana Connery). Ale spacer po Ankh- Morpork też zajmuje wysoką pozycję na mojej liście, zaraz za nim jest wyprawa w Rampoty i do Uberwaldu :).

    1. Post
      Author
      admin

      Super :).
      Och, Ramtopy też bym chciała odwiedzić, zwłaszcza, rzecz jasna, Lancre (tylko żeby nie było akurat napadu elfów albo innego Zimistrza, w taki sobie, ot, spokojny dzień). Ale Überwald zwiedzać bym się jeszcze trochę bała; niby cywilizacja tam już jest bardzo rozwinięta, ale mam takie wrażenie, że nadal człowiek nie do końca wie, kiedy zostanie zjedzony i nawet sekara nie zdąży nadać ;).

    2. Post
      Author
    3. Post
      Author
  7. Tarnina

    Przyznam, że nie przepadam za łańcuszkami, pewnie dlatego, że moja natura buntuje się przeciwko wszelkiemu przymusowi 😉 Ale Twoje pytania są bardzo ciekawe i zadajesz je z takim wdziękiem, że z przyjemnością odpowiem. Tylko nad niektórymi muszę się poważnie zastanowić 😉

    A z innej beczki – zazdroszczę zdolności lingwistycznych 🙂 I kota zazdroszczę, bo mój ma zwyczaj układać się na kolanach, po czym demonstruje swoje zadowolenie, wbijając w nie pazury…

    1. Post
      Author
      admin

      O, jak fajnie! Ależ jestem ciekawa :)!

      A kot, jak to kot, lubi sobie tak posiedzieć, bo jest w ogóle bardzo towarzyski, ale czasami demonstruje niezależność, żeby nie okazać się zbyt miłym. Na szczęście takiej sztuczki z kolanami nie robi :).

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.