10 najlepszych baśni narodów dawnego Związku Radzieckiego albo ranking wybitnie subiektywny #4

Ponieważ wymyśliłam sobie tę samozwańczą tradycję, żeby dziesiątego każdego miesiąca pisać o baśniach – w takim osobistym ujęciu dziesięciu moich naj – to nie dziwicie się zapewne, że dzisiaj ten pomysł kontynuuję. Za cel obrałam sobie tym razem pięciotomowe, pięknie ilustrowane wydawnictwo z końca lat osiemdziesiątych, które bawiło mnie i fascynowało przez całą szkołę podstawową.

Pewnie bawiłoby dłużej, ale podstawówkę skończyłam, a w kolejnych bibliotekach już tych książek nie było. Dlatego niedawno sprawiłam sobie komplet do własnego księgozbioru i odnajduję teraz tę masę radochy, którą mi te baśnie sprawiały kiedyś. Mowa mianowicie o serii „Baśnie narodów ZSRR”. Komplet to pięć tomów, z baśniami kolejno z: Azji Środkowej i Kazachstanu, Zakaukazia, krajów nadbałtyckich, Ukrainy, Białorusi i Mołdawii oraz Rosji. Każdy tom ilustrowany jest przez grafików pochodzących z danych krajów – każdy więc utrzymany jest w nieco innej stylistyce. Na końcu każdego jest takie posłowie, trącące oczywiście dzisiaj myszką, ale mimo wszystko opisujące młodemu czytelnikowi położenie i krótką charakterystykę danego kraju. Wszystkie łączy format (kwadratowy) i napis „Baśnie narodów ZSRR” okrągławym pismem pośrodku u góry strony na takim pasku, na którym jesteśmy też informowani, z jakiego kąta dawnego imperium baśnie akurat w tym tomie pochodzą. Także nie przedłużając, dziesiątka moich ulubionych!
Miejsce dziesiąte:
    O biedaku i carze kruków
    (baśń ukraińska)
    Na biednego rolnika spada z nieba kruk-gigant i stawia go przed niemalże abrahamowym pytaniem: czy ma pożreć jego woły czy jego synów. Rolnik wybiera z westchnieniem woły (chociaż wolałby jakiegoś syna, bo dzieci ma dużo, a do garnka co włożyć nie ma), więc kruk honoruje ten wybór i mówi, żeby przysłał któregoś syna po nagrodę. A woły zabiera. W chacie rolnika bieda, więc synowie kolejno ruszają w świat, szukając pałacu króla kruków. Szłoby im lepiej, gdyby nie lekceważyli biednej, kulawej wrony – ale na to zdobywa się tylko syn najmłodszy, jak wiadomo, predestynowany do empatii bardziej niż starsi bracia. Wrona nie pozostaje mu dłużna i w ten sposób syn wchodzi w posiadanie młynka, który wspoże jego rodzinę w niejednej trudnej chwili.
    Co w niej jest takiego? Zawsze mi się widzi koncept pokazujący, że nikogo nie można lekceważyć. Poza tym ta wrona jest urocza (i przedsiębiorcza naraz), a pomysł z młynkiem – przedni. No i car kruków też robi swoje.
Ilustracje pochodzą dzisiaj wyjątkowo z książek, o których piszę. 
To ilustracje do poszczególnych baśni. Jakość wybaczcie, zdjęcia robiłam sama.
Il. Iwan Ostafijczuk.
Miejsce dziewiąte:
    Król grzybów
    (baśń estońska)
    Pod gigantycznym grzybem w lesie żyje sobie starutki człowieczek – król krainy, gdzie grzybiszcze rośnie, każe go uwięzić, a potem wyprawia wielką ucztę, by pokazać wszystkim i grzyba, i człowieczka. Ale ten jest nie w ciemię bity, więc podstępem zmusza królewicza, by go uwolnił i przepada. Z uczty nici. Mija wiele lat, królewicz przyznaje się ojcu do tego, że to przez niego uciekł człowieczek, król wpada w szał i wypędza syna, dając mu do towarzystwa tylko generała. A potem następuje cała kołomyja z zamianą ról, stopniowanym zagrożeniem, różnokolorowymi księżniczkami i próbą odkupienia swoich win w oczach ojca, a dodatkowo dowiadujemy się, że stareńki człowieczek jest królem wszystkich grzybów w tym regionie. Cudnie, prawda?
    Co w niej jest takiego? To, że grzyby mają swojego króla, bardzo mnie ujmuje. A dodatkowo zawsze reaguję entuzjazmem na ten baśniowy motyw zamiany ról.
     Il. Jaan Tammsaar.
Miejsce ósme:
    Co było większe?
    (baśń kirgiska)
    Ni to zagadka, ni to jedna z tych z lekka surrealistycznych ludowych opowieści. Jest sobie trzech braci, którzy chcą podzielić porówno majątek, który mają, co sprowadza się w istocie do jednego potężnego wołu. Wół jest ogromny, ciągnie się, tak właściwie przez cały dzień. Ale traf chce, że nadlatuje orzeł, porywa wołu w powietrze i konsumuje, przysiadając na rogach kozła, pod brodą którego chroni się pasterz z całym stadem – chwytacie konwencję. Mnóstwo tam jest takich prześmiesznych zabiegów przemyślanych naprawdę z fantazją. No a na koniec dostajemy zadanie: rozstrzygnąć, co w tej historii było największe.
    Co w niej jest takiego? No bawi mnie ten pomysł za każdym razem, co zrobić.
Il. Swietozar Ostrow.
Miejsce siódme:
    O biedaku i trzech owocach granatu
    (baśń gruzińska)
    Jak po tytule widać, jest sobie biedak. Biedak w wyniku splotu dziwnych okoliczności już na samym początku zostaje carskim szwagrem, ale lekko nie jest, bo car wydał za niego swoją córkę głównie dlatego, żeby jej utrzeć nosa, więc biedak musi teraz pracować, żeby zapewnić żonie jaki taki byt. Najmuje się do tkania dywanów, ale utkany dywan sprzedaje nie za pieniądze, ale zatrzy mądre rady. Przy takim zacięciu handlowym nie zdziwi Was, że ostatecznie kończy wymiany różnego rodzaju z trzema owocami granatu, które odsyła żonie, a sam rusza w podróż – w trakcie której ma przeróżne dziwne przygody, ale najdziwniejsze rzeczy i tak czekają na niego w domu. Granaty bowiem, jak wiadomo, to nie są takie zwyczajne, spokojne owoce.
    Co w niej jest takiego? Nie całą symbolikę zawsze chwytam, to pewne, ale lubię te pewne absurdalne niekiedy rozwiązania fabularne w tej baśni. No i trzy mądre rady są faktycznie życiowe.
Il. Natalia Niestierowa.
Miejsce szóste:
    Maria urocza długowarkocza i Iwanuszka
    (baśń rosyjska)
    Opowieść w sumie taka, powiedziałabym, perseidzka. Oto jest sobie królestwo, na które napadają trzy smoki: trzy-, sześcio- i dziewięciogłowy. Nie chcą niczego oprócz dziewicy na każde śniadanie i to w określonym wieku. Carostwo w rozpaczy, bo po zjedzeniu większości nastolatek w królestwie przyszła pora na ich córkę – Marię z pięknymi, długimi warkoczami. Na szczęście syn ubogiej wdowy, Iwan, postanawia wziąć sprawy w swoje ręce; konkretnie zaś bierze kosę i rusza na smoki. Dalej są opisy szlachtowania gadów, w których walny udział ma Maria, która w przeciwieństwie do wielu bohaterek podobnych opowieści nie stoi z boku pobladła z przerażenia, tylko chłoszcze smoki po oczach swoimi warkoczami (uroda jest jednak rzeczą dosłownie przydatną). Niestety Maria traci nieco wigor, kiedy Iwan umęczony idzie spać, a drogą tuż obok przejeżdża podstępny woźnica.
    Co w niej jest takiego? Bardzo lubię tę bohaterkę, która jest odważna, a nie tylko stoi z boku i czeka, aż ją uratują. Poza tym ten motyw dzielnego bohatera, którego ktoś usiłuje wykiwać i w rezultacie liczy się spryt tegoż bohatera, a nie tylko to, że jest silny i umie machać mieczem (w tym wypadku: kosą) jest bliski memu sercu.
Il. Galina Kamaradina.
Miejsce piąte:
    Latający statek
    (baśń ukraińska)
    To z kolei wariacja na temat grupy dziwacznych bohaterów skupionych wokół jednego, który jest przy okazji najmłodszym – a zatem zgodnie z regułami gry i tym uważanym za najgłupszego – bratem z trójki rodzeństwa. Bohaterowie mają różne dziwne dysfunkcje, które jednocześnie obdarzają ich supermocami. A wszyscy podróżują na wykonanym ze szczerego złota latającym statku. Jakże ich nie kochać? Oczywiście w całą sprawę zamieszany jest car, jego córka, dziwne życzenia i wielki bankiet – z tym wszystkim, niekoniecznie w tej kolejności, bohaterowie muszą się w końcu zmierzyć.
    Co w niej jest takiego? To jest doskonały przykład narracji, która teraz robi zawrotną karierę (nie mówcie, że taka drużyna nie budzi u Was żadnych skojarzeń), a jak widać ma korzenie w bardzo zamierzchłej przeszłości.
Il. Ludmiła Łoboda.
Miejsce czwarte:
    Narzeczona z morskiego miasta
    (baśń łotewska)
    Jest sobie rybak – ale ryb jakoś nie ma. Okazuje się, że wszystkiemu winne siły zła pod postacią tajemniczego Dziewięciogłowego, który grozi rybakowi, że nic się nie złapie w jego sieci, jeśli rybak nie odda swojego syna na służbę Dziewięciogłowemu. Tym to wiedźmińskim niemalże manewrem negatywny bohater zwabia do siebie chłopaczynę, na samo dno morza, do wielkiego miasta. Chłopak jest zagubiony, nie wie, co ma robić, ale z pomocą pośpiesza mu tajemnicze dziewczę. Bohater dzielnie zaciska zęby i postępuje tak, jak mu dziewczę każe, a w nagrodę zdobywa jej rękę. Nie jest jednak tak prosto, bo jest tradycjonalistą, i chce o ślubie zawiadomić biednego ojca. Dziewczyna się zgadza, ale stawia warunek: masz się nikomu mną nie chwalić. No więc zgadnijcie, co robi nasz bohater? Na szczęście to jeszcze nie koniec baśni, więc bohaterowi z tarapatów udaje się wykaraskać, ale ma nauczkę na całe życie.
    Co w niej jest takiego? Podoba mi się i niestandardowy zły charakter, i to przesłanie, że lepiej się zastanowić nad tym, co się mówi, bo słowa mają swoje znaczenie.
Il. Gunar Krollis.
Miejsce trzecie:
    Maria Moriewna
    (baśń rosyjska)
    Jest sobie carewicz i ma trzy siostry. Po śmierci rodziców wydaje je kolejno za mąż za sokoła, orła i kruka (nic sobie nie robiąc z tych transgatunkowych mezaliansów) i sam rusza w świat szukać damy swego serca. I znajduje nie byle kogo, bo tytułową Marię Moriewną, dzielną kobietę stojącą na czele wielkiej armii, pogromczynię Kościeja. Carewicz zdobywa jej wdzięki i już-już wydaje się nam, że to happy end (i że wątek szwagrów-ptaków był zupełnie od czapy), aż tu nagle Maria wyskakuje z tekstem, żeby jej drogi mąż nie wchodził do takiej jednej komnaty. Oczywiście wszyscy wiemy, co w takim razie zrobi carewicz, jak tylko małżonka wyruszy na podbój sąsiednich krain. W komnacie siedzi pokonany Kościej, który jednak nadal jest tak sprytny, jak carewicz naiwny. Wybucha niezła awantura, w której sporą rolę odegrają mówiące konie, w tym cudownie sarkastyczny koń Kościeja.
    Co w niej jest takiego? Znowu mamy bohaterkę, która co prawda w pewnym momencie zmienia się w damę w opresji, ale póki Kościej siedzi w zamknięciu, jest najmężniejszą osobą na świecie. Do tego jestem zdecydowaną fanką konia Kościeja, który podpowiada swojemu panu, jak walczyć z carewiczem aż do końca, kiedy to kwituje wszystko słowami w rodzaju „no, teraz to już za bardzo się nie da”.
     Il. Aleksander i Walerij Traugotowie
Miejsce drugie:
    Tyci-Tyciutki
    (baśń białoruska)
    Niby Tomcio Paluch, ale nie do końca. Już sam koncept wyjściowy jest dość niestandardowy: jest sobie dziad i baba (to jeszcze jest w miarę schematyczne). Nie mają dzieci, więc baba mówi do dziada: „idź do lasu, znajdź jakieś ptasie jajka, a ja je wysiedzę”. I tak robi, ale z jajek zamiast ptaków lęgnie się trzydziestu chłopa. W tym ten ostatni, najmniejszy, nasz tytułowy bohater. Chociaż mały, Tyci-Tyciutki nie daje sobie w kaszę dmuchać i w końcu staje na czele czeredy braci, i tak razem wędrują przez świat mając absolutnie szalone przygody, które przy okazji są jak gdyby zbiorem motywów popularnych w baśniach w ogóle. Spotykają na przykład Babę Jagę, opisaną tak uroczym wierszykiem: leży Baba Jaga-Łamaga plackiem na klepisku, z głową w palenisku, ustami w pierzynie, a nosem w kominie. A że Baba Jaga ma przy tym kilka córek, to interesa gotowe do ubicia (ale wcale nie tak, jak się spodziewacie).
    Co w niej jest takiego? Jest długa i wyczerpująca – to znaczy przygody nie kończą się po jednej czy dwóch komplikacjach, ale trwają i trwają. Do tego jest pisana cudnym językiem i znajduje się tam nie jedna frapująca rymowanka.
     Il. Władimir Sawicz.
Miejsce pierwsze:
    Zakazany węzeł
    (baśń estońska)
    Przyznam szczerze, że ogromną rolę w moim sentymencie do tej baśni odgrywają ilustracje: te gigantyczne ryby, które są niby elementami świata, niby całym światem, odgrywające istotną rolę w całej historii o chciwych rybakach, są niesamowite. A sama historia jest o nieposłuszeństwie, naciągactwie i próbie wyciągnięcia z sytuacji wszystkiego, co się da, choćby nawet zbyt wielkim kosztem. Oto w wiosce rybackiej panuje smutek, bo ryby nie biorą. W końcu rybacy idą po radę do starego Kaarela, który daje im magiczną chustę z trzema węzłami, każąc rozwiązać dwa pierwsze, ale trzeciego nie ruszać. Jak się zapewne domyślacie, oczywiście rybacy, po sukcesie połowowym po rozwiązaniu dwóch pierwszych stwierdzają, że trzeci węzeł to się im dopiero pozwoli, nomen omen, obłowić. I zaczynają się dziać rzeczy dziwne i straszne. Przyznam, że scena, w której nagle rybacy zaczynają – siedząc przecież na łódce na morzu – słyszeć głosy trąb i nawoływania z głębin zawsze mnie jakoś porusza.
    Co w niej jest takiego? Pokazuje, że zrównoważenie jest istotne w wielu dziedzinach życia: i że życie w zgodzie z naturą, a nie wykorzystywanie jej ponad miarę, ma sens. Poza tym jednak ryby rzadko są personifikowane, najczęściej, no cóż, głosu nie mają. A tu mają nawet trąby.
     Il. Jaan Tammsaar.
W sumie jeszcze bym tak ze dwie-trzy dodała, ale ograniczam się do dziesięciu, bo w sumie taki jest zamysł tych notek. A tak w ogóle, to się trochę pochwalę: to jest setna notka na Pierogach Pruskich! Aż to zaznaczyłam sobie na obrazku, bo czemu nie.
A Wy? Znacie te baśnie? Mieliście swoich faworytów?
__________
A przy sobocie podzielę się wrażeniami z książki przeczytanej w dwóch poświątecznych dniach.

Comments

  1. Luka Rhei

    Zobaczyłam tylko "baśnie" i "Związek Radziecki" i już tu jestem 😀 Zapewniłaś mi tym tekstem kawałek udanego wczesnego popołudnia, dzięki! 🙂 Świetny pomysł na "cykl" – będę tu zaglądać w tym celu co miesiąc! (w tym, bo w innych z pewnością częściej!). Mi z dzieciństwem zawsze będą kojarzyć się rosyjskie bajki. Moja ciocia ma jeszcze pochowane stare oryginały (króciutkie, cieniutkie rosyjskie bajeczki, na których uczyłam się cyrylicy). Uwielbiam! Tego klimatu zawsze gdzieś się dopatruję i szukam.

    Grzybowy król także mnie ujął. Pomysły ze Wschodu często biją na głowę klasyczne europejskie bajki.

    Gratuluję setnego wpisu 🙂

    1. Post
      Author
      admin

      Cieszę się bardzo :)! I w ogóle uwielbiam odkrywać, że to nie są tylko moje "klimaty". Z baśni ze wschodu mam jeszcze przybyłą skądś w czasach mojego dzieciństwa książeczkę, cieniutką, z baśniami z Kazachstanu. To była dopiero egzotyka dla mnie wtedy: bohaterowie ciągle pili kumys i chodzili poradzić się do mułły, a źli bohaterowie byli bejami. Tutaj ten tom o Kazachstanie i Azji Środkowej też zawiera kilka takich baśni, ale w moim odczuciu nieco słabszych od reszty.

      Dziękuję :).

  2. Procella

    Miałam (i najprawdopodobniej mam do tej pory, aż mi się zachciało poszukać!) dwie (o ile dobrze pamiętam). W ogóle cieszę się, że zdążyłam się urodzić na tyle wcześnie, żeby się na takie rzeczy załapać. I na "Konika Garbuska", i na takiego fajnego Puszkina w białej okładce… te ilustracje! <3

    1. Post
      Author
      admin

      Ten biały Puszkin!!! (Wiem, że więcej niż jeden wykrzyknij jest postrzegany za niezrównoważony okrzyk, ale w sumie o to mi chodzi ;)). Uwielbiam ten tom! Też go mam i godzinami mogłam nad nim siedzieć, wyłącznie oglądając ilustracje (ta Baba Jaga na pierwszych stronach! Ten Gwidon, jego armia i wiewiórka! Pop i jego parobek! Ach, świetny jest ten tom :)).

    2. Post
      Author
    3. ann-wlkp

      O, do dziś pamiętam tę cud-łabędzicę i Czarnomora. Niektóre linijki mogę recytować w nocy o północy ("Żona to nie rękawiczka…" z jakże aktualną konkluzją: "pomyśl,zanim się ożenisz" 🙂 No i te fragmenty o handlowaniu "złotem, srebrem, solą białą"). Nie wiem, czy to nie legenda miejska, ale jak weszła cenzura radziecka, to z Puszkina poleciała właśnie ta jedna linijka z "Bajki o carze Sałtanie" – "daleko są kraje, gdzie lepiej się żyje". A Czernomyrdin z kolei kiedyś miał ponoć ksywę "Czarnomor". 🙂

    4. Post
      Author
    5. Post
      Author
    1. Post
      Author
    2. Post
      Author
      admin

      Dokładnie, ja swój komplet nabyłam na allegro (oto korzyści z posiadania bloga: "ojej, no niby nie powinnam kupować, ale przecież wpis chciałam zrobić, a tu w bibliotece nie mają, a cena tak dobra, no i warto przecież o tych książkach napisać, hm, hm…" ;)).

  3. Anna Flasza-Szydlik

    Ja "Marię uroczą i Iwanuszkę" znam jako baśń o dzielnym Istvanku. Pozostałe też znam (w każdym razie kojarzę niemal wszystkie ilustracje, nawet jeśli treść nie brzmi znajomo). Będę sobie musiała je kiedyś przypomnieć.
    Gratuluję setnej notki!

    PS. Dzięki temu wpisowi przypomniałam sobie, że w dzieciństwie miałam i bardzo lubiłam "Baśnie czeskich dzieci" niejakiej Bożeny Nemcowej ;).

    1. Procella

      Też miałam "Baśnie czeskich dzieci", ale pamiętam tylko i wyłącznie okładkę i tytuł. Ani odrobiny treści, ani odrobiny wrażeń z czytania, pustka. A czytałam na pewno, nie wierzę, żebym wtedy miała jakąś książkę i jej nie przeczytała (nie to co teraz ;)).

    2. Anna Flasza-Szydlik

      Ja najbardziej pamietam złośliwą baśń o pasterzu owiec. Miała dopisek, że należy ją opowiedzieć, kiedy jest się zmęczonym. Na początku poznajemy pasterza i coś ma się wydarzyć, ale wcześniej pasterz musi przeprowadzić owce przez most do owczarni, bo już wieczór. I tu baśń się kończy, bo trzeba poczekać aż owce przejdą.Jeśli dzieci będą później pytać co dalej, należy mówić albo że owce jeszcze nie przeszły, albo że minęło tyle czasu, że teraz wracają na pastwisko.

    3. Post
      Author
      admin

      @Anna, czyli tak bardziej z węgierska? Bo mam wrażenie, że te baśnie zbierają mnóstwo motywów, które znam skądinąd, głównie z baśni niemieckich albo niemieckojęzycznych, co jest fascynujące, bo nie wiem, w którą stronę szły inspiracje :).

      Dziękuję :).

      @Anna i @Procella, świetnie, że piszecie o tej Niemcowej. Znam ten zbiór, ale nie z dzieciństwa, ale już z lat późniejszych, kiedy się zainteresowałam czeskimi książkami w ogóle – ale bardzo dobrze wiedzieć, że to się u nas czytało dzieciom :). (Mam zresztą w planach jeden z wpisów baśniowych o Niemcowej właśnie, spojler ;)).

    4. Post
      Author
    5. Post
      Author
    6. Post
      Author
      admin

      Dokładnie! Może jednak jest coś w tych teoriach o wspólnych indoeuropejskich korzeniach na wielu poziomach (albo to ci Celtowie, co zdobyli w sumie całą Europę aż po Peloponez i ukrywają się jako Galaci w listach Pawła, tak poprzenosili te historie ;)). Na marginesie – zbiór Wójcickiego bardzo lubię, to są doskonałe historie (i ta Jenżibaba!), no i sam Wójcicki to była nietuzinkowa postać :).

    7. Procella

      Znalazłam, wygrzebałam, będę odświeżać! Znalazłam też "Baśnie narodów nadbałtyckich". Za to nie mogę znaleźć Puszkina, czyżby poszedł do jakiegoś okołorodzinnego dziecka? Oby nie, jest sporo książek, które oddałabym bez bólu, ale akurat tej niekoniecznie…

    8. Post
      Author
    9. Procella

      Ciągle nic w sprawie Puszkina, ale za to znalazłam "Krymhildę" w opracowaniu Stillera, kompletnie zapomniałam, że to mam (nieprzeczytane!). Czasem dobrze jest tak trochę pokopać na mniej odwiedzanych półkach.

  4. Agnieszka

    A moje ukochane basnie to, po Andersenie z ilustracjami Szancera, "Bajki Cyganów" Ficowskiego. Tez mialy piękne ilustracje, a te zupy na gwozdziu gotowane…

    1. Post
      Author
  5. Alicja Szymańska

    Kupuję pasterza ukrytego w brodzie kozła, morskie miasto i głosy trąb z głębin, które razem z ilustracją sprawiły, że ciarki mi przeszły po plecach. I oczywiście Marię Moriewnę i Marię Wychłoszczę-Smoka-Warkoczami (co jest z tymi baśniami rosyjskimi, że kobiety są w nich takie silne i samodzielne?). Jestem też zachwycona pomysłem, żeby każdy tom ilustrował artysta z danego kraju – jest zaskakująco nowoczesny. Odniosłam jednak wrażenie, że mało w tych baśniach kolorytu lokalnego: krajobrazów, potworów, nazw charakterystycznych dla danego regionu. Słusznie? Mój mózg szuka już jakiejś ideologii, pod którą ułożono ten zbiór, i jest w kropce, poratuj.

    PS Gratuluję setnej notki! 🙂

    1. Post
      Author
      admin

      Też te bohaterki w baśniach rosyjskich mnie zafrapowały, ale one jednak w pewnym momencie zmieniają się w damsele w distresie, i to w taki dość dziwny sposób. Na przykład Maria Długowarkocza walczy ze smokiem, a jak Iwan zasypia, to ten przejeżdżający woźnica wiezie ją do lasu – a ona się nie opiera! – i tam zaczyna ostrzyć nóż. Maria na to, że co ma zamiar zrobić? On oczywiście, że zamierza ją zabić, jeśli nie powie ojcu, że to on zabił smoki, a nie Iwan. A ona na to zalewa się łzami i przystaje na to szachrajstwo. W kontekście rozwoju bohaterki – nie wiadomo o co chodzi. Może to jest taki późniejszy element, że jednak ta kobieta słaba jest i w ogóle. Bo ja wiem, że sprzeczności w opowieściach ludowych to jest chleb powszedni, ale tutaj się wyjątkowo zastanawiam.

      Natomiast jak to wygląda z tym kolorytem lokalnym: on tam jest. To znaczy nawet nie wiedząc, z jakiego kraju dana baśń pochodzi, rozpoznasz raczej bez pudła. Na przykład baśnie łotewskie i estońskie są takie mocno związane z morzem, z rybołówstwem, widać, że to miało tam kolosalne znacznie. W baśniach z Azji Środkowej roi się od bejów, aiłów i mułłów, zmieniają się też okoliczności przyrody – no i czasami zostaje w oryginale nazwa bohatera (w baśniach mołdawskich tak jest na przykład, bardzo mocno). Więc ja bym się tu akurat ideologii nie doszukiwała, ale mój Domownik, jak mu z zachwytem pokazywałam te książki, doszukiwał się jej na innym poziomie: tam jest wielu złych bohaterów albo z klas rządzących (co to co prawda niecnie oszukują tego władcę czy królewicza, też z klasy panującej, no ale jednak jakiś element stały świata baśniowego) i z duchowieństwa przeróżnego. W sumie uważam, że można by zbadać ten trop, na ile on się da obronić w całości :).

    2. Alicja Szymańska

      Rzeczywiście trudno uzasadnić tę przemianę Marii, choć psychologiczna wiarygodność bohatera nigdy nie była najmocniejszą stroną baśni. Na moje oko wygląda to na połączenie dwóch odrębnych baśni. A przynajmniej na poszerzenie baśni oryginalnej o fragment zaczerpnięty z innej.

      Dzięki za wyjaśnienie. Ci źli bohaterowie z klasy panującej to chyba w ogóle częsty element baśni ludowych, które jakoś tam odzwierciedlają mentalność ludu właśnie. Chociaż nie wiem, może to za proste przełożenie.

    3. Post
      Author
      admin

      Tak, mnie też się wydaje, że tu nastąpiło takie splecenie dwóch historii w jedną i stąd to dziwne zachowanie Marii.

      A z tym nie wiem – szczerze mówiąc, to przecież i w ludowych opowieściach są dobre figury władcy, jest piękna panna z dworu (często utożsamiana z Matką Boską), jest ten król, co to się przebiera, żeby zobaczyć incognito, jak żyją jego poddani, jest sprawiedliwy cesarz, dzielny książę i tak dalej. Czyli jednak to nie jest zupełnie tak, że wszyscy są źli.

  6. Katarzyna Chojecka-Jędrasiak

    Znam tylko część, więc chętnie bym Ci podkradła tę księgę, bo mam słabość do rosyjskich baśni… Twój wpis przypomniał mi o dwóch ukochanych książeczkach z dzieciństwa, których tytułów za Chiny Ludowe nie mogę sobie teraz przypomnieć.
    Pierwsza była o carewiczu Iwanie, który nocą chował się w ogrodzie, by złapać ptaka, który wykrada złote jabłka, a druga o mężczyźnie, który walczył ze smokami, z których każdy miał coraz więcej głów. Kurczę, będzie mnie to teraz męczyło 🙁

    1. Post
      Author
  7. Tarnina

    Ojej, Pyzo, przypomniałaś mi o mojej stracie. Bo w dzieciństwie miałam dwa tomy owych baśni (rosyjskie i azjatyckie), a teraz nie mam, gdzieś się zapodziały. Być może mama pożyczyła jakimś znajomym dzieciom w czasach, kiedy my się akurat już nie interesowaliśmy baśniami, i już nie wróciły. Jak na owe czasy, to były to książki luksusowo wydane, z pięknymi ilustracjami, które były naprawdę kolorowe, a nie tylko udawały kolor, jak to się wtedy zdarzało. Niestety same baśnie już niezbyt dobrze pamiętam. Czy były tam też baśnie z Syberii? Bo przypominam sobie takie polarne klimaty.

    1. Post
      Author
      admin

      Oj, to strata faktycznie dotkliwa! Bo to miało chyba w ogóle tylko to jedno wydanie, nie wiem, czy wyszły jakieś wznowienia – jako że był rok 1987 już. I jak najbardziej były baśnie z Syberii (buriackie i czukockie) w tomie "Baśnie narodów RFSRR", który jest w ogóle najobfitszy w zawartość, bo strasznie tam dużo – na tle pozostałych tomów – utworów.

  8. Elka Orzechowa

    Latający statek! Toż na podstawie tej pięknej baśni powstał mój ukochany film z dzieciństwa za pomocą animacji poklatkowej! Kaseta służyła mi długie lata, póki się zupełnie nie zdarła. Na szczęście film jest zamieszczony na youtube. Gorąco polecam! <3

  9. dew

    Uwielbiałem te baśnie w dzieciństwie! moja ulubiona: Azaran – Ptak tysiąca treli, gdzie pojawiały się te wszystkie straszliwe dewy o dwudziestu wargach i stu oczach, a w jednym z momentów opowieści (scena której nigdy nie byłem w stanie zrozumieć:)) główny bohater – Alo Dyno – decyduje się przez jakiś czas nie robić nic i gryzie orzeszki (wtf)

    1. Post
      Author
      Pyza

      No tak, bo jak nic nie robisz, to czas przestaje płynąć – to takie przekonanie, istniejące w niektórych kulturach, które bohater może wykorzystać, jak musi odpocząć i wyrobić sobie dystans do wrogiej rzeczywistości ;-).

  10. Stary_Zgred

    Ach, mam ten cykl! I ile innych fajnych książek z dzieciństwa. Myślę, że pięcioksiąg baśni z ZSRR wylądowałby u mnie na dość wysokim miejscu w top 50, choć nie w pierwszej dziesiątce

  11. Pingback: JA-TY -MY OBYWATELE EUROPY – poznajemy legendy i baśnie europejskie – Młodzieżowy Dom Kultury w ZSiP nr 2 w Katowicach

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.