13 książek na piątek trzynastego albo o książkach, które miały pecha

I jak tam, wstaliście
dzisiaj na wszelki wypadek prawą nogą i unikacie przechodzenia pod
drabiną, zakonnic w okularach i czarnych kotów? Pomyślałam, że
skoro trafia się taka okazja jak piątek trzynastego – który tak
znowu często się jednak nie zdarza – można się zastanowić nad
„pechowymi” książkami. Pomyślałam od razu o trzech. A potem
rzuciłam takie pytanie w domu i tym sposobem zgromadziłam śliczną
(ale nie ogromną), za to stosowną liczbę trzynastu książek,
które z takiego albo innego powodu miały pecha.

Książka wydana w
niewłaściwym czasie
Niecierpliwi”
Zofii Nałkowskiej
Powiedzmy, że to taki
przedsmak wpisu o Nałkowskiej, który zapowiedziałam w tej dyskusji
i który będzie. Ale póki co kilka słów o najlepszej chyba
powieści Nałkowskiej, która jest nie tylko doskonale opowiedzianą
historią rodzinnej klątwy i pomieszanych losów ludzkich,
splatających się w najmniej odpowiednim momencie, ale i najbardziej
chyba pechową książką autorki. Nałkowska, która w okresie
międzywojennym była przecież jedną z najbardziej fetowanych i
nagradzanych pisarek, poważaną członkinią literackich gremiów,
sama zresztą żaliła się, że „Niecierpliwi” w ogóle nie mają
żadnej recepcji. Bo faktycznie wyszły w pechowym momencie – tuż
przed wojną, kiedy wszystkich zajmowały zupełnie inne sprawy, no a
potem była wojna. A po wojnie pisano już jednak i o czym innym, i
nieco inaczej.
 W ramach ilustracji takie ujęcia nieco zabawniejsze,
ale wciąż opierające się na zasadzie „ojej, ale pech”. We wszystkich przypadkach
z filmów Flipa i Flapa. Źródło.
Książka, która
otarła się o Nobla
twórczość Elizy
Orzeszkowej
Tak, tak, trochę tutaj
naciągam, bo nie o jedną książkę chodzi, ale o całokształt. I
powiecie, że nudna jestem z tą Orzeszkową, ale faktycznie
Orzeszkowa miała pecha i przegrała z Sienkiewiczem o włos. A
jeszcze w 1904 pisała w listach, że ten Nobel dla niej, to już
właściwie pewna sprawa. I chociaż pisarka miała ogromne poparcie
Aleksandra Brücknera
(tego od mitologii słowiańskiej i słownika etymologicznego,
wpływowego naukowca swojej epoki), to jednak za Sienkiewiczem
optował na przykład Stanisław Tarnowski, krytyk literacki, który
okazał się dużo bardziej wpływowy. I pewny Nobel okazał się być
Noblem, którego nie było. Pech!
Książka, która nie
wyszła
Skowronek na
uwięzi” Bohumila Hrabala
A właściwie książka,
która wyszła tylko po to, żeby zaraz cały nakład trafił na
przemiał. Hrabal miał w ogóle pecha i dlatego zadebiutował
dopiero pod czterdziestkę, bo za każdym razem, jak już wydawca
zainwestował w jego dzieło, przychodziła jakaś historyczna
okoliczność, która zmuszała do rewizji planów. „Skowronek…”
miał być oficjalnym debiutem Hrabala w 1959, ale cenzura uznała,
że to jednak nie jest dobry pomysł. Mielenie całych nakładów
zdarzało się zresztą Hrabalowi częściej, a po 1968 roku został
nawet, jak sam pisał, „pisarzem w stanie likwidacji” i
publikował głównie w drugim obiegu albo za granicą (i to mimo
różnych przygód z bezpieką).
Książka, która nie
trafiała do czytelnika
Kordian i cham”
Leona Kruczkowskiego
Kiedy
ukazała się w międzywojniu, książka Kruczkowskiego została
uznana za komunistyczną i przesadzoną, eksploatującą szkodliwe
idee i artystycznie zwyczajnie słabą. Kruczkowskiego zresztą
wówczas regularnie pomijano. Po wojnie „Kordiana…” wznowiono,
bo i Kruczkowski został wepchnięty w nową rolę, mając sobą
firmować nowy ustrój i nowe literackie porządki. To, że książka
wyrosła z idei komunizmu międzywojennego i niewiele miała
wspólnego ze stalinizmem w wydaniu powojennym, jakoś wielu krytykom
umknęło. I tak „Kordian i cham”, mimo posiadania wielu walorów,
wpadał do coraz to innej szufladki, a dzisiaj kojarzy się chyba
głównie z nieciekawą, sztampową literaturą, między innymi przez
opisane wyżej koleje wydawniczego losu. A niesłusznie. Pech!
Książka, która nie
przyniosła autorowi takiej sławy, jakiej oczekiwał
Świat jako wola i
wyobrażenie” Artura Schopenhauera
Schopenhauer
to jeden z licznych przykładów tego, jakiego pecha może mieć
uczony. Mimo tego, że rozwinął w niej intrygujący system
filozoficzny, a prąd zwany od jego nazwiska schopenhaueryzmem jest
dzisiaj szeroko znany i kontynuowany, sam Schopenhauer nie doczekał
się sukcesu swojego dzieła. Dopiero po trzydziestu latach
„Świat…” zyskał rozgłos i pojawili się filozofowie
tytułujący się spadkobiercami Schopenhauera i adaptujący w jakiś
sposób jego idee. A ponuremu Schopenhauerowi w swoim czasie
pozostawało tylko przeklinać krótkowzroczność jemu
współczesnych.
Książka, która
naraziła autora na konflikt z władzą
Religia w obrębie
samego rozumu” Immanuela Kanta
W
sumie jakoś dużo wyszło mi pechowych książek naukowych, ale może
to też dlatego, że o takich przypadkach najczęściej krążą
słuchy. Kant napisał swoją krytykę religii, czym naraził się
samemu cesarzowi. Ten, niezadowolony, kazał Kantowi – pracującemu
na uniwersytecie, a więc w tym czasie jak najbardziej urzędnikowi
państwowemu – odwołać zawarte w książce poglądy i nie
wznawiać ich aż do śmierci. Kiedy cesarz umarł, Kant stwierdził,
że przysięga obowiązywała do śmierci, ale nie jego, a cesarza. I
machnął drugą część. W sumie zatem dyskusyjne, kto miał pecha.
Książka, która
wychodziła w niewłaściwym czasie
powieści Mieczysława
Piotrowskiego
Znowu
troszkę naciągam, bo idzie o cztery powieści tego pisarza.
Przypadek trochę podobny do Nałkowskiej i Hrabala. Piotrowski
bowiem nigdy nie doczekał się jakiejś wyjątkowo szerokiej
recepcji swoich powieści czy zachwytów krytyki, bo „Ogrodników”
wydał w 1956, „Złotego robaka” w 1968, „Plecami przy ścianie”
w 1970, a „Cztery sekundy” w 1976. Rzut oka na podręcznik od
historii Polski pokazuje, że miał Piotrowski nosa do wybierania
dziejowych momentów. Szkoda tylko, że odwracały one uwagę od jego
twórczości. Pech!
Książka, która
miała nigdy nie zobaczyć światła dziennego
O szczęściu”
Władysława Tatarkiewicza
Jeśli
nie interesują Was książki filozoficzne, nie szkodzi. Ale jeśli
traficie gdzieś przypadkiem na „O szczęściu” profesora
Tatarkiewicza, zerknijcie tylko na przedmowę od autora. To napisane
bardzo spokojnym językiem wstrząsające świadectwo pracy pisarza
tworzącego w sytuacji ekstremalnej. Tatarkiewicz dziękuje tam
ludziom, którzy pomogli mu w dojściu do prezentowanych koncepcji,
swoim studentom, współpracownikom, członkom rodziny, po czym
informuje, która z wymienionych osób nie przeżyła wojny. A
równocześnie z „O szczęściu” wiąże się jedna z tych
niesamowitych wojennych historii: kiedy ewakuowano Warszawę po
powstaniu, Tatarkiewicz wziął rękopis ze sobą. Na ulicy został
mu on jednak zatrzymany przez żołnierza niemieckiego, który
wytrącił mu go z rąk i powiedział, że polska kultura już nie
istnieje. Profesor schylił się i wziął rękopis, po czym opuścił
miasto. A książka jednak się ukazała.
Książka, która
miała być opus magnum
Słownik
czesko-łaciński Jana Amosa Komenskiego
Nie
wiem, czy kojarzycie tego pana, ale jeśli kiedyś trzymaliście w
ręku banknot dwieściekoronowy, taki pomarańczowy, to ten człowiek
w mycce to właśnie Komenský. Historia
jest taka, że ten pedagog i przywódca religijny chciał napisać
wielki słownik czesko-łaciński – zamiar z sensem, bo wywyższyłby
język czeski i pokazał jego możliwości, rzecz działa się bowiem
w siedemnastym wieku. Niestety – najpierw, zmuszony do ucieczki z
ojczyzny przez kontrreformacyjną politykę Habsburgów stracił
początki rękopisu. Osiadł w Lesznie – tym w Wielkopolsce –
gdzie pracował jakiś czas spokojnie dalej, odtwarzając swoje
dzieło (i pisząc kilka innych). W czasie potopu szwedzkiego, kiedy
w mieście wybuchł pożar, rękopis słownika spłonął. Komenský
wyemigrował jeszcze dalej, do Holandii. I
tam znowu wszczął prace nad słownikiem. I znowu przyszedł pożar.
Jednak, jak widać, rękopisy czasem płoną i to kilkukrotnie,
niestety.
Książka,
która została zniszczona i odtworzona
Historia
filozofii polskiej” Wiktora Wąsika
Strasznie
dużo tych polskich filozofów, jak na jeden wpis, ale to kolejna
niesamowita historia (pokazująca zresztą, jak w tej części Europy
bywało z książkami). Wiktor Wąsik był jednym z czołowych
polskich historyków filozofii. Swoje wielkie dzieło pisał
sumiennie, starannie, z licznymi odwołaniami do źródeł.
Zgromadził masę notatek. A kiedy przyszła wojna, wszystkie te
gromadzone notatki i gotowe fragmenty spłonęły. Jeśli kiedyś
wpadnie Wam w ręce ta książka, bo Wąsik po wojnie ją odtworzył,
w większości z pamięci, zwróćcie uwagę na przypisy – tam
autor odwołuje się często do tej historii, przepraszając czasami
za brak akuratności.
Książka,
która miała okazać się niewypałem
Harry
Potter i kamień filozoficzny” J. K. Rowling
Po
tej serii katastrof historycznych może coś z nieco lżejszego
rejestru. Wszyscy znają historię o tym, jak Rowling wysyłała swój
maszynopis do wydawców i bywała odprawiana z kwitkiem, że przecież
coś takiego się nie sprzeda. W tym przypadku można mówić o pechu
wydawców, którzy na przyszłym bestsellerze i fenomenie kulturowym
się nie poznali, bo jak wiemy w końcu rękopis został
zaakceptowany i okazał się kurą znoszącą złote jajka. A dla
wielu aspirujących pisarzy inspirującą historią o tym, że nie
warto się poddawać nawet po wielu odmowach (chociaż czasami chyba
jednak trzeba zdać sobie sprawę, że nasz rękopis nie jest
kolejnym „Harrym Potterem”).
Książka
odłożona na półki
Nikt
nie woła” Józefa Hena
Hen
napisał kilka powieści, które były świetnie się sprzedającymi
pozycjami minionej epoki, w tym o „Ziemiach Odzyskanych” – jak
chyba najpopularniejszy „Toast”, wznowiony jakiś czas temu przez
Replikę jako „Prawo i pięść”, bo był to literacki pierwowzór
słynnego westernu Hoffmana i Skórzewskiego z Gustawem Holoubkiem w
roli głównej. Żeby wydać „Nikt nie woła” (notabene film
również powstał), Hen czekał ponad trzydzieści lat, bo powieść
nie spodobała się cenzurze i wylądowała na półkach. Mimo, że
uważał on ją za jedno z najważniejszych swoich dzieł, w którym
rozliczał się z własnymi traumami i zaszłościami bogatego życia.
Dwa lata temu napisał o tym w poruszającej przedmowie do
wznowienia, które wydało Wydawnictwo Literackie. Niby podobny
przypadek, jak kilka z opisywanych wyżej – że książka nie
trafiła w „swój” czas – a mimo to nadal porusza (wymienione
wyżej zresztą też, więc jednak może z tym trafianiem nic nie
jest tak do końca na rzeczy).
Książka
na wiecznym cenzurowanym
Zapomniane
światło” Jakuba Demla
Pomyślałam,
że wybiorę tę pozycję jako przykład pewnej większej grupy,
wszystkich tych książek, które z takiego czy innego powodu nie
podobały się jakiejś grupie, instytucji czy osobom i trafiały na
wszelakie indeksy ksiąg zakazanych. Przypadek Demla jest o tyle
szczególny, że ten czeski pisarz był jednocześnie księdzem
katolickim – a uwierzcie, niewiele takiego tradycyjnie rozumianego
katolicyzmu w granicach instytucjonalnych da się znaleźć w jego
książkach. Deml pisał, Kościół nakładał na niego kolejne
zakazy, przenosił go z parafii do parafii, a Deml mimo to nadal
pisał. „Zapomniane światło” jest trochę takim świadectwem
tego wyobcowania człowieka, który mimo wiary, nie umie się
zmieścić w wyznaczanych mu ramach i mimo ponoszenia coraz cięższych
ofiar, nie umie rozstać się z pisaniem.
Tyle
mi pechowych pod różnymi względami książek przyszło na myśl.
Na całe szczęście tylko w jednym przypadku taka książka została
stracona na zawsze, innymi nadal możemy się cieszyć (albo i nie,
zależnie od gustu literackiego). Dorzucilibyście jakąś?
___________
A
jutro są Walentynki, no to będzie wpis na Walentynki, ale postaram
się je ugryźć z nieco innej strony, żeby nie było nudno.

Comments

  1. Anna Flasza-Szydlik

    Bardzo filozoficzny wpis :), aczkolwiek chyba najbardziej mi szkoda Komenskiego. Taki był konsekwentny i się starał i nic z tego nie wyszło. A "O szczęściu" można czytać nawet nie będąc filozofem, bo to ciekawa książka jest (I Tatarkiewicz fajnie pisał).

    1. Post
      Author
      admin

      No jakoś wyszło na to, że filozofie piszący książki mają największego pecha :). A co do Tatarkiewicza, zupełnie się zgadzam. "O szczęściu" pozwala złapać dystans do wielu spraw, szkoda, że jakoś tak przywykło się mówić o Tatarkiewiczu z przymrużeniem oka (albo tylko ja mam takie wrażenie, nie wiem). Komenský niestety miał straszliwego pecha – całe szczęście, że inne jego książki ocalały!

  2. Tarnina

    Bardzo ciekawy wpis, ale nie będę udawać, że znam wszystkie wspomniane przez Ciebie książki. Specjalną nagrodę "za wyczucie czasu" powinien dostać Mieczysław Piotrowski 😉

    No i cieszę się, że przypomniałaś o Nałkowskiej, bo kiedyś miałam zamiar zapoznać się z nią bliżej, ale zdążyłam o tym zamiarze zapomnieć. (Jeszcze jedna pisarka, której książki omijamy, bo były w szkole)…

    Co do "Harrego Pottera" to podobno książka była uznawana przez wydawców za "niepoprawną politycznie" – bo opowiadała o elitarnej szkole z internatem, a to w Wielkiej Brytanii temat drażliwy.

    1. Post
      Author
      admin

      O Nałkowskiej jeszcze będzie i to obszerniej, ale "Niecierpliwych" już teraz bardzo polecam. "Granica", będąca lekturą, jest co prawda znakomita, ale na tym się na szczęście Nałkowska nie kończy, więc masz rację, że szkoda, że została taką "pisarką czytaną w szkole".

      O, tej historii o Potterze nie znałam, ale faktycznie można by tak na to spojrzeć (w dodatku Harry okazuje się jakimś straszliwym krezusem, no i biedne niemagiczne dzieci magicznych rodziców są zupełnie na marginesie własnej społeczności).

  3. aHa

    Bliżej dzisiejszych czasów dodałabym kategorie "Książka, która się ukazała, ale w którą wydawnictwo nie wierzy" – trudno wskazać tytuły, bo zazwyczaj zalegają w magazynach, nie przeczytamy o nich w gazetach, nie usłyszymy w TV, bo wydawnictwo poskąpiło kasy na promocję i nawet nie rozesłało egzemplarzy recenzenckich (zazwyczaj dlatego że w tym samym czasie ukazywał się jakiś bardziej promowany tytuł 😉

    A druga kategoria to "Książka autora bestsellera niepodobna do bestsellera" 😉 Tu możemy mówić o szczęściu i pechu zarazem. Z jednej strony takie książki, często debiuty, dostają drugie życie po tym jak ich autor osiągnie status pisarza bestsellerów, z drugiej – ludzie bywają nimi zawiedzeni bo nie tego się spodziewali. Przykładem może być "Cause celeb" (pol. Potęga sławy) Helen Fielding. O ile o Bridget Jones słyszeli chyba wszyscy, o tyle ta mądra, dowcipna i smutna zarazem książka o celebrytach w obozie dla uchodźców, oparta – w co trudno uwierzyć – na prawdziwych wydarzeniach z życia autorki, przeszła jakoś bez echa i dziś można ją znaleźć najwyżej w sklepach z tanią książką.

    A Mieczysław Piotrowski to rzeczywiście jakiś wybitny pechowiec 🙂

    1. Post
      Author
      admin

      Co do pierwszej kategorii – nawet o niej myślałam, ale zupełnie nie mogłam wpaść na przykład (co w sumie nie do końca dziwi – ale w przypadku filmów wydaje mi się prostsze; zahacza zresztą o "książka na podobny temat, wydana w tym samym roku co inna, która stała się popularniejsza"). Przychodzi Ci coś na myśl?

      Co do drugiej – a wiesz, że czytałam "Potęgę sławy", i to przed "Bridget Jones", ale byłam rozczarowana sposobem, w jaki zostały oddane realia. Byłam zdziwiona, że to historia oparta na faktach, bo była opisana w sposób straszliwie egzotyzujący obóz, a hiperbolizacja zachowań celebrytów była trochę jak walenie czytelnika po oczach pewnymi zachowaniami, które przedstawione nawet w "normalnej" skali robiłyby odpowiednie wrażenie na czytelniku. Ale z ogólnym spostrzeżeniem się w zupełności zgadzam – trudno jest się wyrwać z szufladki pisarza pewnej bestsellerowej książki :).

    1. Post
      Author
      admin

      To w sumie taki przykład na to, że co innego głoszone idee, a co innego chęć bycia czytanym, więc biedny Schopenhauer, oj biedny :).

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.